sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 19


            -To była najtrudniejsza próba na świecie! I nie mam na myśli tego, że nie mogłam się skoncentrować na muzyce. Chodziło raczej o to, że chłopacy się... Zmienili. Po ich zachowaniu łatwo było stwierdzić, że coś z nimi nie halo. Grupa, która śmieje się, co kilka sekund, zamieniła się w ciche, podejrzliwe stado zombie, które próbuje dobrać się do mojego mózgu. Zdawało mi się, że rejestrują każdy mój ruch, każdą głoskę, każdą reakcje. Jakby... Jakby próbowali mnie prześwietlić. Już wcześniej zauważyłam ich zmianę, ale dopiero teraz, kiedy byłam z nimi sama bez widzów zrozumiałam, że coś podejrzewają. - Zrobiłam przerwę na zaczerpnięcie tchu. Serce dudniło mi przez nagromadzone emocje. Nie wiedziałam czy zaraz się rozpłaczę, nakrzyczę, czy zamknę się w sobie. Czy może zrobię wszystko na raz? - Kamil potrzebuję twojej rady. Nie wiem, co ja mam zrobić w tej sytuacji.
            - Z ostatniej rozmowy Fabiana, jakiej udało mi się podsłuchać wynikało, że to właśnie on coś wyniuchał. Nie byłem w stanie wychwycić wszystkiego, ale wspominał coś tym, że miałaś telefon Marco i przeglądałaś jego SMS-y. Jak to on stwierdził "jakbyś była jego dziewczyną" w czasie, gdy wy o sobie nawzajem nie gadacie. Nawiasem mówiąc powiedział to z takim jadem w glosie... Brr niemal ciarki mnie przeszły.
            - O nie! Że też tak dać się podłożyć. - Chłopak spojrzał na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy. - Któregoś dnia wpadł na mnie w kawiarence i to właśnie wtedy musiał zauważyć jak czytam wiadomość dla perkusisty, a nie dla mnie. - Mój głos zaczął się łamać. Nie chciałam by wszystko wydało się teraz. W czasie, kiedy nadal jestem nowym nic nie znaczącym członkiem zespołu. Tak bardzo pragnęłyśmy,by nasz przekręt stał się żartem primaaprilisowym. Chcieliśmy będąc odkryć sekret i spoglądać na ich zaskoczone miny. Miałyśmy się tarzać ze śmiechu po podłodze. No dobra przynajmniej ja, bo Domi stwierdziła, że w takim syfie, jaki tam panuje to ona nie zamierzają zniszczyć ciuchów. Nawet gdyby mnie za to wywalili z kapeli, nie obchodziłoby mnie to jakoś specjalnie. Bo nie potrzebowałabym ich łaski by grać na perkusji do woli. A teraz jak wyjdzie na jaw... Zostanę z niczym.
            - Nie martw, wszystko się kiedyś ułoży.
            - Dwa metry pod ziemią - burknęłam niezadowolona.
            - Oj Mleczkuś nie bądź taka pesymistką. Nie poznaję cię! Gdzie się podziała wesoła Amelia?
            Milczałam. Byłam tego dnia w paskudnym humorze. Ostatnim razem byłam taka przybita po... Po rozstaniu z Oliwką. Świetnie musiałam sobie to akurat teraz przypomnieć! Przypomnieć sobie ten dzień. Ten straszny dzień, kiedy spoglądałam na Oliwkę. Śpiącą na trawniku ogródku. Leżała tak cichutko, mimo harmideru imprezy. Mrok już dawno zaścielił niebo granatowym obrusem, przez które przebijały się pojedyncze smugi światła. Pamiętam jak klęcząc przy niej poprawiałam niesforne kosmyki, które uciekły z luźnego warkocza. Spojrzałam na jej oczy. Czarne źrenice, pochłonąwszy cały kolor oka, spoglądały przed siebie ze strachem. Ukryłam je po powiekami. Położyłam jej głowę na swoich udach i śpiewałam kołysankę. Śpiewałam nawet jak dziewczyny odciągnęły mnie od niej i zaprowadziły do pokoju. I również w czasie prób, a wieczorem, kiedy mięliśmy wystąpić na scenie, dla setek czy tysięcy ludzi. Zamiast zaśpiewać rockowe kawałki, zdecydowałyśmy się zaimprowizować. Zaśpiewać utwór na część osoby, która nas już nie usłyszy. Siostry, której już nigdy nie zobaczymy wesołej, uśmiechniętej, ciepłej. Tej, która nie powstanie jak Feliks z popiołów. Którą wycięto z naszego życia, ale nie wycięto z pamięci... I nie wycięto z naszych serc. Nie ważne jak bardzo czarnych i marmurowych. Ale nadal serc, w których jednak tli się miłość... Nie panując nad sobą z moich ust zaczął wydobywać się refren tej pieśni, a wraz z nią zebrany we mnie smutek
            - Zmiany czekają w każdym z nas. Czekają jak w kieszeni as. Raz wesoła, a raz smutna. Krucha albo jak stal silna. Optymista- pesymista lub twarz niczym pokerzysta... - Zamknęłam usta przed ostatnimi wersami i dokończyłam w myślach "Płomień życia już stracił blask. A naszych sercach słychać trzask. Nasze serca straciły blask. Gdy płomień życia zrobił trzask. Zrobił trzaaask i zgaaasł".
            Kamil by mnie pocieszyć otoczył ramieniem w tali i przyciągnął bliżej siebie. Oparłam swoją głowę na jego obojczyku, a on wtulił twarz w moje włosy. Wszeptywał w moje farbowane włosy słowa pocieszenia, a wolną ręką wylądował na moim biodrze. W innych okolicznościach wyrwałabym się z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Ale w tej chwili potrzebowałam czyjeś czułości i bliskości. Potrzebowałam pocieszenia.
            - Wiesz nie wiedziałem, że tak pięknie śpiewasz. Nie myślałaś o przyszłości wokalistki?
            - Zawsze byłam artystyczną duszą. Kochałam to, w co mogłam włożyć siebie i odrobinę wyobraźni. Mama zapisywała mnie na balet, tańce, chórek, różnorakie warsztaty rysownictwa, pisarstwa... Ale to bębny i talerze były dla mnie, tym czymś, co sprawiało mi prawdziwą radość. Tak jak dla Ciebie i brata koszykówka.
            - Taak. - Chłopak uśmiechnął się i spoglądając na biegnącą we wszystkie strony psinkę. - A trącając do tematu. Powinnaś im powiedzieć zanim, nie wiem... Rzucą się na ciebie i ściągną te ciuszki by sprawdzić, że nie kryje się za nimi jakiś seryjny morderca lub diler narkotykami. Albo... Och! Albo jakiś gej się kryje i ma wobec nich brudne zamiary - rzekł z teatralnym przerażeniem.
            Prychnęłam. Ale chłopak miał rację. Trzeba zakończyć ten cyrk.
            - Jak tylko Domi wróci to wtedy im to wyjaśnię. Tylko nie wiem czy do tego czasu wytrzymam z nimi na próbach.
            - A dlaczego miałabyś nie wytrzymać próbują cię zjeść czy zanudzają cię męskimi gatkami?
            - Niby czemu mają mnie zanudzać? Wiesz, że lubię sport, na mechanice samochodowej się znam, a oglądanie dziewczyn w klubie jest nawet zabawne. - Chłopak spojrzał na mnie takim wzrokiem, że nie mogłam i zaczęłam się śmieć bez opamiętania. - Dobra żartowałam - odezwałam się w przerwach na oddech. - Twoja mina była bezcenna.
            - Okeeej. A co z pijackimi wieczorami?
            - Mam wytrzymałą głowę do trunków. Nie wspominałam?
            Kamil nie odpowiedział, bo jego komórka zawirowała w kieszeni. Zegar na wyświetlaczu uświadomił, mi, że jest już grubo po drugiej. Wstałam z parkowej ławki i położyłam torbę by Elekta mogła do niej spokojnie wskoczyć.
            - Powinniśmy...
            -...Wrócić do akademika - dokończył chłopak. - Chodź odprowadzę cię.


*************

            Otworzyłam furtkę i ruszyłam do drzwi domu. Cicho zapukałam. Cisza jak makiem zasiał. Zapukałam jeszcze raz z takim samym efektem. Brat Dominiki poprosił nas byśmy z nią były, kiedy on będzie w pracy. Miałam jechać z Pati, ale pojęcie "z samego rana" to dla mnie jedenasta, nie siódma. Tak, więc jak mnie Pati zaczęła budzić przed szóstą to zaczęłam jej wygrażać, że oczy jej wydłubię i poszłam spać dalej. No cóż mój urok. Tak wiec zostawiła mi wiadomość, że ona jedzie do niej, a ja mam wpaść jak tylko się obudzę. Pati wspominała też, że nie będzie mogła zostać długo, ponieważ miała zaplanowany na ten dzień wyjazd do biblioteki do.. Nie pamiętam gdzie dokładnie. Ale w każdym razie obudziła mnie wiadomością, że Domi usnęła, więc ona znika do biblioteki. W sumie zastanawia mnie czy aż tak bardzo zależało jej na książkach czy potrzebowałam chwili wytchnienia, po tym jak Piotrek i Jacob prawie się nawzajem pozabijali ostatnim razem. No, ale spróbuj coś wyciągnąć z Pati jak ta postanowi milczeć. Teraz stałam przed drzwiami i wsuwką do włosów otwierałam drzwi. 
            - Jak już się zaprasza kogoś do domu to można by było drzwi otwierać - mruknęłam pod nosem, bo zamek nie otwierał się tak jak mi się marzyło. - Bingo! - Uradowałam się słysząc klikniecie zamka. Nacisnęłam klamkę i weszłam do domu. Odłożyłam torbę na stoliku by móc zdjąć granatowoczarny płaszcz. Włożyłam do rękawa szalik, a następnie powiesiłam na wieszaku. Mokre szpilki zamieniłam na kapcie w kształcie czarnych labradorów. Słodziutkie botki pomyślałam, po czym z torebką udałam się na poszukiwanie przyjaciółki. Domi spała na kanapie przed włączonym telewizorem. Jej blond włosy były rozrzucone we wszystkie strony. Spała tak niewinnie, że nie miałam serca jej budzić i tylko naciągnęłam koc wyżej by nie zmarzła oraz wyłączyłam telewizor, po czym ulotniłam się z salonu.
            Będąc w kuchni zastanawiałam się, co mam robić do czasu pobudki Domi. Nagle moje rozmyślania przerwał telefon.
            - Hej Gosiu, co słychać u ciebie?
            - Normalnie nie uwierzysz! Kuba zabiera mnie po świętach na, cytuję "romantyczny tydzień tylko we dwoje". Czyż to nie wspaniale?  I to wszystko dzięki tobie Mela.
            - Mnie? Ale ja nic nie zrobiłam - broniłam się. - Nawet mi nie wspominał o żadnych planach na święta.
            - Głuptasku, miałam na myśli to, że mnie z nim spiknęłaś. Inaczej nadal siedziałabym w kącie. Jestem ci dozgonnie wdzięczna.
            - Starczy już tej wdzięczności. Jesteśmy przyjaciółkami i od tego są przyjaciółki, by pomagać w sytuacjach podbramkowych. Wiem, że się cieszysz i tak dalej, ale dziękowanie po raz tysięczne zaczęło się robić lekko, tak ociupinkę irytujące. Więc bądź tak miła i zmień temat.
            - Jak wolisz. A teraz opowiadaj. Kim jest Marco Gothi. Ten nowy perkusista. - Po długim milczeniu z mojej strony, dodała. -  Kuba mi wyśpiewał coś nie coś. A ja, chcę znać szczegóły.
            I tak zaczęłam snuć długą historię. Od planu i przesłuchaniu, aż po wszystkie problemy z dzisiejszymi włącznie. Gosia nie byłaby sobą gdyby nie powiedziała na ten temat swoich kilku zdań. Jej słowa podtrzymały mnie w przekonaniu, że dłużej tego ciągnąć nie będzie się dało. Jakkolwiek miałoby się skończyć. Kiedy połączenie zostało zakończone, a słońce osiągało najwyższy punkt na widnokręgu, wstałam by przygotować coś ciepłego do wypicia. Na moje nieszczęście nadepnęłam na coś piszczącego i spadłam na podłogę. Prosto w psią miskę z chrupkami. Metalowa miska, uderzając o płytki kuchenne wydala głośny stukot.
            - Brawo Mela! Tym hałasem to i umarłego z grobu wybrudzisz - mruknęłam spoglądając na psią zabawkę Harley.
            - Pomyślałam dokładnie o tym samym. - Odwróciłam się i w drzwiach ujrzałam Domi. W bordowej bluzce z miśkiem wudu i czarnych spodenkach uśmiechała się szeroko.
            - Wybacz za ten hałas - rzekłam ze skruchą. - Nie chciałam Cię obudzić.
            - Spokojnie, już nie spałam jak postanowiłaś powąchać...- Dominika zamyśliła się na  chwilę. - Psie żarełko.
            Zaśmiałyśmy się obie, po czym wstałam, otrzepując ciuszki. Domi potargała moje włosy wysypując z nich kilka chrupek, które w mgnieniu oka znikły w pyszczku husky'kiego. Domi wyglądała na bardzo rozbawioną całą akcją a jej twarz nie wykazywała najmniejszego cienia zmęczenia czy choroby. W końcu dużo spała. Zawsze powtarzałam, że sen daje plus pięćdziesiąt punktów do atrakcyjności.
            - To ja tu ogarnę i przygotuję śniadanko, a ty idź do łazienki okiełznać swoje włosy, bo wyglądają tak jakby żyły własnym życiem. - Domi przytaknęła i zostawiła mnie samą z dwoma rozbrykanymi suczkami. Szybko umyłam podłogę w kuchni i napełniłam miseczki zwierzaczków. Następnie zajęłam się przygotowywaniem kanapek z jarzynami. Kiedy przyjaciółka już odświeżona i przebrana weszła do kuchni, właśnie parzyłam dla nas herbatki.
            - Mela, te kanapki są dla nas czy dla niejadków z przedszkola?- zapytała Domi wskazując ręką na kanapkę z wizerunkiem misia.
            - Tak to jest jak artysta zabiera się za zrobienie posiłku. Wiadomo, że nudno nie będzie. Zwłaszcza, że w kuchni jestem złotą rączką.
            - Ale skąd pomysł na takie oryginalne śniadanko?
            - Jestem niedoszłą niańką - odpowiedziałam zgodnie z prawdą jednocześnie starając się ukryć rozgoryczenie. - Zostanie opiekunką do dzieciaków, było pierwszym takim poważniejszym pomysłem na prace w przyszłości.
            - Poważniejszym? A te mniej poważne pomysły to jakie?
            - Tylko się nie śmiej. Chciałam zostać księżniczką... Powiedziałam nie śmiać się - próbowałam przybrać srogi głos, ale zamiast tego ledwo nie zaczęłam się śmiać.- Kolejnym planem było podróżowanie po planetach i poszukiwanie pozaziemskich istot. Tak, tak miałam wtedy z pięć lat. A ostatni to zostanie kimś sławnym. Muzyk, aktor czy sportowiec chciałam by mnie ludzie rozpoznawali.
            - Teraz jesteś perkusistką. Więc niedługo będą o tobie często pisać. - Znowu będą pisać pomyślałam.
            - Nawet nie wiesz jak krótkie może być "za niedługo". Nasi chłopcy zaczynają podejrzewać, że ich Marco jest nie taki jak powinien.
            Jedno spojrzenie przyjaciółki i (po raz kolejny zresztą) opowiadać zdarzenia ostatniego tygodnia. Narada trwała dość długo, dlatego po wydaniu werdyktu i zamknięciu sprawy udałyśmy się do salonu odmóżdżyć się przed telewizorem. To, co oglądałyśmy było rewelacyjnie odmóżdżające. Do tego stopnia, ze nie wiem co oglądałyśmy. Chyba to była komedia, bo brzuch to mnie bolał ze śmiechu. Chociaż... Równie dobrze mógłby być to film grozy.
            Po jakimś czasie korzystając z przerwy na reklamę udałam się do kuchni, by zaparzyć nam herbaty. Kiedy wróciłam do salonu z parującymi napojami, na kanapie gdzie spodziewałam się zastać przyjaciółkę pozostały tylko poduszki i koc. Moją zgubę znalazłam w łazience. Jej żołądkowi najwyraźniej nie zasmakowały moje udekorowane kanapki, więc postanowił je zwrócić. Podeszłam do przyjaciółki i odgarnęłam jej włosy za uszy.
            - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam w przerwie kiedy żołądek przestał wyrzucać jedzenie, a właściwie to, co z niego zostało.
            - Zadzwoń do Kacpra i poproś go, by tu do mnie przyjechał - rzekła wycierając usta papierowym ręcznikiem.
            - Do Kacpra? Ale przecież on...
            - Po prostu zadzwoń do niego, dobra!  Nie proszę o to byś leciała dla mnie na koniec świata! Masz tylko wykonać jeden numer i w moim imieniu poprosić go, by przyjechał tu. - Po tych słowach Domi znowu nachyliła się do muszli klozetowej.
            - Spokojnie. Już dzwonię do niego - rzekłam wyjmując komórkę. Wyszukałam jego imię w liście kontaktów, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę.
            - Dodzwoniłaś się do najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. W czym mogę pomóc.
            - Chcę byś przyjechał, bo jesteś potrzebny Do...
            - Dooo robienia jako żywy posąg boga? Czemu nie. Zaraz sprawdzę mój grafik. Hm. Najbliższy wolny termin jest za pół roku
            - Kacper!
            - No dobra jako, że się znamy to znajdę czas o 17. Ale mam tylko godzinkę, bo potem mam sesję zdjęciową do magazynu.
            - Brak mi słów na ciebie
            - Mało czytasz to i słownictwo ubogie
            - Skończ to wydurnianie się, tu chodzi o Domi!
            - Domi? Naszą Domi?
            - Nie kosmitkę w przebraniu krowy, wiesz? Ech jasne, że tak. Dominikę Holin jak wolisz. Jest chora i cię potrzebuje, a ty tu mi jakieś cyrki odstawiasz.
            - Nie żartujesz smerfie?
            - Ja mam imię!!!
            - Eee... Smerf Nerwus? - Zafundowałam sobie mocnego face-palma. Nie no ja już z nim nie mogłam. On udaje czy serio jest taki głupi?
            - Dobra już nie ważne.
            - Racja, takie maluszki jak ty mnie nie kręcą. - Boże daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to zabiję tego pacana. - To mówiłaś, co jest z Domi? - O! A jednak Kacper potrafi, choć na chwilę zmienić tą irytującą płytę. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy przyjaciółka po raz kolejny zwymiotowała. - Dobra, zrozumiałem. Będę za kilka minut, tylko jeszcze zahaczę o aptekę. A i czy mieszkanka Pandory może podać Dominikę do telefonu?
            - Jasne - rzuciłam przez zęby i podałam komórkę Domi. Następnie ulotniłam się z łazienki. Już kilka minut później słychać było dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Harley i Elektra, które do tej pory leżały spokojnie obok nas, momentalnie podniosły się z podłogi i szczekając zawzięcie, podbiegły do drzwi. Harley szybko się uspokoiła na widok przybysza, ale Elekrta nadal wykazywała niepokój.
            - Spokój piesku - dobiegł z przedpokoju głos Kacpra. - Pozwól mi przejść. - Jednak mimo to warkot mojej suni nie cichł, a wręcz wzmagał się. Po chwili zapadła cisza, po której słychać było wycie z bólu. Bynajmniej nie mojego pupila. - Aa! Puszczaj głupi psie! Niedobry bardzo niedobry kundel!
            - Elektra do nogi! - Bawiłam się świetnie wysłuchując odgłosów dobiegających w przedpokoju, ale musiałam w końcu przerwać tą bitwą zanim moja sunia oberwie. Pupil szybko wskoczył na moje kolana, łasząc się niczym kot. - Dostaniesz nagrodę moja słodka - rzekłam do uszka małej. W odpowiedzi ogon szybko wachlował, a jęzorek pomoczył mój policzek. Po dłuższej chwili w progu łazienki stanął Kacper z psem Domi u nogi. Zanim zdążyłyśmy go powitać wycedził:
            - Czyja jest ta bestia? - Wskazał na zwierzaka siedzącego na moich kolanach.
            - Moja. I kocha cię równie mocno jak jej właścicielka.
            - I jest równie brzydka jak jej właścicielka. - W odpowiedzi warknęłam, co uczyniła również Elekra.
            - Domi jak się czujesz? Jesteś jakaś strasznie zielona. I chyba trochę przytyłaś moja droga.
            - Nie widzisz ze dziewczyna źle się czuje i jeszcze śmiesz jej taki "komplement" podarować. Wiesz to trzeba być prawdziwą świnią. - Kacper podszedł do mnie, a ja szybko strzeliłam mu z liścia. Widziałam jak ręka mu drżała, by mnie uderzyć. - Domi wyjaśnisz mi, dlaczego z wszystkich debili na świecie musiałaś poprosić by przyszedł ich król? - Ups, no i przeholowałam Kacper zamachnął się pieśnią, ale w porę odsunęłam się. 
            - Przestańcie! - krzyknęła Domi, na co oboje spojrzeliśmy w jej stronę. - Mela powinnaś już wracać, a Kacper przynieś mi szklankę wody. - Kiedy tylko chłopak zniknął w kuchni przyjaciółka odezwała się - Wiem, że się nie lubicie, ale nie musisz, tego tak eksponować.
            - A skąd mam mieć pewność, że cię nie skrzywdzi, po tym jak prawie zafundował mi sierpowego?
            - Mnie lubi bardziej niż sądzisz. A jak by się coś działo to bym ci powiedziała.
            - Trochę mnie uspokoiłaś. Ale to nie zmienia faktu, że nadal go nie lubię. Jak coś to jeden telefon i jestem z powrotem.
            - Jasne. Wpadnij z Pati jutro. - Kiwnęłam głową.
            - W takim razie do jutra. Pa! - rzekłam i ruszyłam do wyjścia. Stojąc już ubrana przed drzwiami, odwróciłam się i ujrzałam buntownika, który spoglądał na mnie krzywo. Przez dłuższa chwile mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją do siebie.
            - Zapamiętaj moje słowa. Skrzywdź ją, a ja skrzywdzę cię tysiąc razy boleśniej. - Kacper prychnął.
            - I co taki skrzat z niebieskim kapelusikiem może mi zrobić? - zapytał wyraźnie rozbawiony. Kacper zalicza się do grupy najwyższych osób, jakie chodzą na naszą uczelnię. A ja bez moich super wysokich butów wyglądam najwyżej na pierwszą gimnazjum. Ale ani on, ani nikt inny nie wie, co kryje się we mnie.
            - Może kiedyś zobaczysz - rzuciłam i wyszłam. Przez drzwi słyszałam jeszcze jego niedowierzanie.
            - Kto się śmieje, kto się śmieje ostatni, Kacper - mruknęłam i skierowałam się w stronę domu Barta i Kuby Za godzinę jest kolejna próba zespołu. Czyli przede mną metamorfoza. Ech. Już się nie mogę doczekać, kiedy się to wreszcie skończy. Te wszystkie ciuchy i makijaż ważą z tonę jak nie więcej. A od zmieniania barwy na bardziej męską, gardło mi wysiada. Całe szczęście, że nie ja muszę śpiewać. Ale to całe udawanie ma też dobre strony, których nigdy bym nie odkryła będąc dziewczyną. A już tym bardziej będąc Amelią Samaras. Dla przykładu: mogłam spędzać z nimi czas, gdy byli "tylko" w męskim gronie, zapraszali mnie po próbach na oglądanie piłki nożnej, albo do klubów typu go-go. Co nawiasem mówiąc było... Hm... Ciekawym - o tak to ujmę - doświadczeniem. Zwłaszcza jak trzeba było udawać śliniącego się, napalonego chłopaka, który rzucać na lewo i prawo teksty typu "fajna dupa" albo "widzieliście tamtą w różowym? Co za pasztet". Myślałam, że w końcu nie wytrzymam i zacznę się śmiać z samej siebie. Ale chyba wypadłam dość przekonywującą, by chłopacy stracili trop.
            Nawet nie wiem jak to się stało, stałam już gabinecie Eweliny - osoby, która zastąpiła mi matkę, kiedy zostałam sierotą. Jako znana wizażystka miała niemałą kolekcję potrzebnych kosmetyków i peruk. Zawołałam Bartka i razem nakładaliśmy moją "nową" twarz. Mijały sekundy, za sekundami, minuty za minutami. W końcu po przeszło czterdziestu minutach wyglądałam na rasowego chłopaka. Bartek ulotnił się z pokoju, a ja zrzuciłam mój perłowy sweterek, rozkloszowaną granatową spódniczkę i wysokie szpilki na rzecz podwyższających glanów i skóry. Przebrana i gotowa weszłam do kuchni gdzie stał Bart.
            - Bartuś, idę z chłopakami po próbie do klubu, więc wrócę dość późno.
            - Z chłopakami mówisz - powiedział przewiercając mnie wzrokiem.
            - Oj nie bądź zazdrosny.
            - Mnie nie zabierasz do klubów - powiedział z głosem męczennika. - Czuje się niedowartościowany.
            - Ale pamiętaj, że oni widzą we mnie chłopaka, nie dziewczynę. Więc to trochę tak jakbym się o prostu wybrała z dziewczynami na zabawę. O to nie jesteś zazdrosny. A poza tym to jesteś jedynym facetem na te ziemi którego kocham od a do z.
            - A Kuba?
            - A Kubę kocham od a do z, z wyjątkiem 'm'
            - Dlaczego bez 'm' - zapytał kompletnie zbity z tropu.
            - 'M' jak miłość i 'M' jak Małgosia. On ma dziewczynę, a ty - dotknęłam palcem jego klaty - jesteś calutki mój. - Uśmiechnęłam się szeroko po czym obdarowałam chłopaka całusem w policzek.
            - Melka, tak na przyszłość, zgól tę brodę. Znacznie lepiej wyglądasz jak się ogolisz - rzekł, śmiejąc się do rozpuku. Zamachnęłam się ręką by przywalić z całych sił z liścia, lecz ten tylko się odsunął Wyciągnęłam w jego stronę język i po chwili już biegłam na próbę. Mijałam rodziców z dziećmi wracających ze szkoły, staruszki rozmawiające pod sklepem, nastolatki spacerujące ze swoimi pupilami, kilka zakochanych par siedzących nad stawem. Wszyscy korzystali z ostatnich ciepłych dni. W końcu to już za rogiem czeka grudzień, a co to za grudzień bez śniegu i mrozu? W końcu dotarłam do uniwerku. Zostały mi jakieś dwie minuty więc puściłam się biegiem po korytarzu. Dzisiaj na uczelnię przychodzili właściwie tylko osoby należące do klubów lub miłośnicy spędzania czasu w bibliotece czy też w sali komputerowej. Jako, że nie spodziewałam się na nikogo natchnąć nie uważałam szczególnie co skończyło się wpadnięciem na kogoś i upadkiem. Zanim spojrzałam kto był moją ofiarą usłyszałam nad sobą:
            - Patrz jak łazisz łamago! - był to kapitan drużyny koszykarskiej, który zarechotał basowo, a zaraz po nim jego obstawa chichotała w najlepsze. Hałas spowodował, że ludzie wychodzili z poszczególnych sal by przyjrzeć się, co się stało.
            - Odezwał się wymalowany słoń szkolny - powiedziałam to na tyle głośno, że wszyscy zabrani na korytarzu musieli mnie słyszeć. Kapitan powolnym krokiem zbliżał się do mnie i syczał przez zaciśnięte zęby.
            - Coś ty kmiocie o mnie powiedział!
            - Nie no nie tylko, że głupi to jeszcze głuchy! - prychnęłam. Po korytarzu rozległo się "uuuuu", a twarz Radka przybrała barwę dojrzałego pomidora.
            - Chcesz wojny? To ją dostaniesz smarku!!!
            - Chcesz dostać wpierdol? Służę pomocą laleczko! - Po tych słowach chciała się na mnie rzucić cała obstawa kapitana i on sam, ale pomiędzy nami zjawił się przewodniczący.
            - Żadnych bójek na terenie Uniwersytetu. Rozejść się! - Niechętnie, ale ludzie i sami koszykarze zaczęli się rozchodzić. Kiedy pan przewodniczący zniknął z pola widzenia, podeszłam do dryblasa i powiedziałam opanowanym głosem.
            - Jaka szkoda, a mogło być tak pięknie czerwono od twojej krwi. Co powiesz jutrzejszej nocy o 10 przy parkingu? Pogadamy sobie na spokojnie bez pana porządnisia.
            - Nooo... Odważny z ciebie typek. Takich sobie cenię, ale ciekawe czy nie będziesz mieć cykora, by stanąć do walki.
            - A ciebie mamusia na pewno z domu o tak późnej porze wypuści? I przyjmie, jeśli zgubisz kilka zębów? - Na moje słowa gość prychnął i rzucił na pożegnanie:
            - To się okaże pacanie! - Po czym zniknął z obstawą na klatce schodowej.
            - Jeszcze zobaczymy, kto jest lepszy - mruknęłam pod nosem.
        Po chwili usłyszałam za sobą głos znajomej mi osoby...
        Osoby stojące na korytarzu zamiast wróciły do przerwanych zajęć, jak to zwykle czynią, zawzięcie rozmawiały w zbitych grypkach. Zdziwiło mnie to, gdyż takie przepychanki słowne, zdarzają się tu bardzo często i nikt nie reaguje w ten sposób. Prawie codziennie można spotkać kogoś z nową kolekcją siniaków i zadrapań, a niekiedy z zagipsowanymi kończynami...





-------
Przepraszam, że tyle czasu mi zajął ten rozdział. Niestety jak się ma szlaban na kompa to trudno się pisze. No więc mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi Wam tak długi okres czekania. Teraz pałeczka pisarska trafia do Slotkasasa.

4 komentarze:

  1. uuu, będzie wpierdol? No takie akcje to ja sobie cenię najbardziej xd W każdym razie pewnie ten koszykarz dostanie taki wpierdol, że z gleby nie wstanie xd Choć z drugiej strony ten Marco to jednak baba....A tam, dosypie się mu pigułki gwałtu do picia i będzie tak nawalony, że zapomni jak ma na imię xd Wykorzystaj mój pomysł, bójki bez narkotyków to nie bójki xd
    No i też jestem ciekawa miny chłopaków jak zobaczą, że Amelia jest...hm, transwestytą? xd Tak, chyba można to tak nazwać xd
    W każdym razie rozdział supcio chociaż na początku nie mogłam się skapnąć czy Mela gada sama do siebie czy gada z kimś xdd Ale i tak super ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha w sumie pomysł niezły, ale jednak mam inne plany ;) Mela to "święta" dziewczynka i prochów nie będzie brać :P
      Miałam dylemat czy zrobić to jako monolog, czy dialog więc można powiedzieć, ze to taka mieszanka :P Dziękuje ^^

      Usuń
  2. Rozdział mi się podobał.
    No ogólnie ciekawi mnie reakcja chłopaków na info: Mela-Marco, ale też sprawa bójki.
    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadam tylko: "będzie się działo" xD
      Dziękuje ^^

      Usuń