sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 18



I znowu w szpitalu. Ja to mam dopiero pecha nie rozumiem co się ze mną dzieje. Może to ma coś wspólnego z wypadkiem?...
- Witam panią. Znowu się widzimy – powiedziała ciepło doktor Martin.
- Dobry doktorze. Tak znowu zasłabłam, nie wiem co się ze mną dzieje. Minęło już trochę od wypadku.
- Niech się pani nie martwi, z badań wynika że jest wszystko dobrze. Dziwią mnie jedyne pewne wyniki, ale spokojnie badanie powtórzymy. Będzie pani musiała poczekać około  tygodnia  na ich wyniki. Ten czas spędzi pani w szpitalu na dalszych obserwacjach. Mam pewne podejrzenia, ale bez wyników nie będę nic mówił.
- Mam nadzieje, że to nic poważnego.
- No niech się pani uśmiechnie, ma pani taki piękny uśmiech. Marta zaprowadź Dominikę do sali obserwacji.
- Dziękuję.
Sama widzę, że ze mną jest coś nie tak. Nie będę się martwić na zapas. I tak nic mi już nie zostało. Kacper, gdy dowiedział się ze odzyskałam przytomność i nic mojemu życiu nie zagraża wyjechał. Nikt nie wie gdzie. Napisał mi jednego krótkiego SMSa że musi wyjechać, przemyśleć pewne sprawy. Maciek wyjechał za granice. Z tego co wiem dostał tam dobrą propozycje pracy. Był u mnie tylko raz , gdy odzyskałam przytomność. Powiedział mi że nie ważne co się stanie będzie przy mnie i niedługo wróci. Przed dziewczynami udaje, że wszystko jest dobrze. Tak nie jest. Aniela czasami śni mi się w nocy.  W snach mówi mi, że niedługo stanę przed trudną decyzją. Może ona odmienić moje życie. Nie wiem jak mam to rozumieć. Na oddziale poznałam, w sumie spotkałam małą dziewczynkę Monikę. Miłe dziecko. Dziewczynka od kiedy pomogłam jej wrócić do brata często mnie odwiedza. Damian też wzbudził u mnie pozytywne uczucia. Jako jedyny potrafi mnie teraz rozśmieszyć.
- No, no a ty  znowu w szpitalu. Witamy ponownie – od progu pokoju powiedział do mnie, z szerokim uśmiechem na ustach Damian.
- Dominika! Wiesz jak ja tęskniłam. Damian ostatnio kupił mi gazetkę z kucykami pony i wiesz był tam kucyk podobny do ciebie. Też miał różowe włosy.
Jak ja kocham tą dziewczynkę. Swoją drogą porównanie mnie do kucyka pony nie jest takie złe. Nie dziwie się jest te włosy rzeczywiście robią ze mnie kogoś niespotykanego.
- Monika daj trochę odsapnąć Dominice. Jak będzie zmęczona to się z tobą nie pobawi.
- Oj przestań Damian. Zawsze znajdę mała dla ciebie czas. Nie słuchaj tego swojego brata. Zazdrości ci , że ty możesz czesać włosy kucyka pony i tyle – mała przybiła mi piątkę.
- Idę powiedzieć dziewczynom, że masz włosy jak kucyk pony – wybiegła z pokoju.
- Jak ja ją kocham.
- Ona ciebie też. Jak się czujesz? Czemu znowu tu wylądowałaś?
- Sama nie wiem. Lekarz mówi, że musi powtórzyć badania, bo ponoć wyniki były nieprawidłowe czy coś w tym stylu.
- Mam nadzieje, że to nic poważnego. Nudziłoby mi się bez ciebie – zaśmiał się.
- Ja wiem. Nie ma na świecie drugiego żywego kucyka pony – dźgnęłam go w brzuch.
- Ja nie wiem po co cie oni tu trzymają. Wydajesz się zdrowa. Ba ty jesteś zdrowa skoro masz się ze mną drażnić. A tak na poważnie uważaj na siebie.
- Nie martw się wszystko w porządku.
- Pokaż rękę – pokazałam mu dłoń.- Dalej cie boli, przepraszam za nią ona naprawdę nie chciała wtedy zbić tej szklanki. Wiesz jak to jest z jej chorobą.
Lekko pocałował mnie w ranę.
- Nic się nie stało, każdemu się zdarza.
Damian usiadł na brzeg łóżka obok mnie. Delikatnie splótł nasze palce. Wiedziałam, że oboje coś do siebie czujemy, ale dla mnie na razie jest na to za wcześnie. Dalej kocham Kacpra. Z drugiej strony nie potrafię się oprzeć  dotykowi Damiana. Nie potrafię mu wyrwać ręki. Nie potrafi i jednocześnie nie chce.  Damian zauważył moje rozkojarzenie i puścił moja dłoń.
- Jeśli nie chcesz, żebym tak robił po prostu powiedz. Wiem, że za wcześnie na to wszystko, ale mi na tobie zależy. Jednocześnie wiem, że zależy ci też na nim.
Do pokoju wpadła szczęśliwa Monika i wskoczyła na łóżko obok nas.
- Weronika mi nie wierzy, że masz włosy jak kucyk pony – dziewczynka przytuliła się do mnie.
- Chodź pokażemy Weronice, że nie kłamiesz.
Damian splótł ponownie nasze palce, ja w geście zrozumienia pocałowałam go w policzek. W trójkę poszliśmy w kierunku świetlicy…
...
Dzisiaj wypuszczono mnie ze szpitala. Stwierdzili, że nie mają mnie po co trzymać. Wyniki będą za dwa dni. Wpadnę po nie do szpitala z dziewczynami. Postanowiłam na tydzień przenieść się do domu brata. Bardzo na to nalegał, nie miałam siły mu odmówić. Bardzo martwi się o moje zdrowie. Zostaje dzisiaj w domu sama. Bartek musi iść zająć się Barem. Po wyjściu chłopaka z domu, postanowiłam wziąć długą relaksującą kąpiel. Napuściłam do wanny wody i wlałam olejek różany. Stojąc przed lustrem przyglądałam się sobie. Przypomniały mi się ten miły dotyk, który okalał moje ciało. Kochałam jego dotyk. Tęsknie za nim. Po moim policzku spłynęła łza. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Dziewczyny miały przyjechać dopiero jutro. Zakręciłam wodę ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Otwierając drzwi myślałam, że to będzie ktoś inny. W progu domu stał on z bukietem róż. Przeprosił mnie za wszystko i powiedział, że wszystko przemyślał i mu na mnie zależy. Słuchałam go jak przez mgłę. Niewiele myśląc po prostu go pocałowałam… 
 


...................................................................
Długo mnie nie było wiem to.  Bardzo mi z tego powodu przykro.  Mam ostatnio dużo problemów. Ale spokojnie nie kończę z pisaniem:) mam nadzieje ze wam się podoba. Prosiłabym o komentarze. Kolejny rozdział należy do Afry. 
Clara

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 17

Czekając na korytarzu denerwowałam się strasznie. Wiedziałam, że wrócenie do normalnego życia od razu po takim wypadku to zły pomysł. Ale co ja mogłam zrobić? Uparły się we dwie i stało się. Teraz ważne jest tylko to aby Dominice nic nie było. Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał mnie z rozmyślań.
-Halo?- powiedziałam cicho.
-Pati? Gdzie jesteś? Właśnie dotarłam i nie mam pojęcia, gdzie Was szukać.- to była Melka.
-Drugie piętro, tuż obok pokoju pielęgniarek. Łatwo trafisz.- wyjaśniłam zwięźle i rozłączyłam się. Po chwili zjawiła się niebiesko-włosa. Usiadła obok mnie na niewygodnych, pomarańczowych krzesłach.
-Co się stało?- zapytała po chwili.
-Zasłabła na zajęciach. Nie mogliśmy jej ocucić, więc przywieźliśmy ją tutaj. Teraz robią jej jakieś badania.- dokładnie w tej chwili wyszedł z sali lekarz i skierował się w naszą stronę. Wstałam błyskawicznie a tuż za mną Mela.- Jakie wieści, doktorze?
-Nic się jej nie stało, jednak musi zostać tutaj dobę na obserwacji. Jeśli jej stan się nie pogorszy będziemy mogli ją wypuścić, ale wtedy musicie pamiętać, żeby się nie przemęczała i żadnego wychodzenia przez co najmniej tydzień. Nie chcemy, żeby to się powtórzyło.
-Czy możemy się z nią zobaczyć?- zapytała Amelia.
-Teraz jest na to zbyt zmęczona. Wróćcie do domu i odwiedźcie ją po południu. Możecie przy okazji przywieść jej najpotrzebniejsze rzeczy. A teraz wybaczcie muszę zająć się kolejnym pacjentem.- powiedział i poszedł w stronę swojego gabinetu.
-I co robimy?- zapytałam Meli.
-To co powiedział. Ja wracam do domu, ty na zajęcia. Jest pod dobrą opieką, nic jej się nie stanie przez te kilka godzin.- ramię w ramię ruszyłyśmy do wyjścia. Trochę się obawiałam zostawić tu Domi, ale cóż. Słowo lekarza jest święte. Przed wejściem czekał na nas stroskany Kamil. Zanim zdążył o cokolwiek zapytać Mela powiedziała:
-Zwykłe zasłabnięcie, ale zostaje na obserwacji.- chłopak kiwnął głową i zaprowadził nas do swojego samochodu i odwiózł nas z powrotem do akademika. Nie odzywaliśmy się przez całą podróż. Wychodząc z samochodu Amelia zatrzymała się.
-Przepraszam, że przeze mnie przegapiłeś mecz swojego brata.- powiedziała i spuściła wzrok. Zamknęła drzwi i bez słowa ruszyła do naszego pokoju. Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony miałam smutną, uciekającą Melkę a z drugiej zamyślonego, siedzącego bez ruchu Kamila. Westchnęłam głęboko i zapukałam w szybę obok kierowcy. Nie dostałam odpowiedzi, więc obeszłam samochodu i usiadłam na miejscu pasażera.
-Czy mogę się dowiedzieć o co chodzi?- zapytałam.- Bo to milczenie między wami na pewno nie jest spowodowane stanem Dominiki.- Kamil milczał jak zaklęty, nawet na mnie nie spoglądając.
-Halo, Kamil. Nie pójdę stąd dopóki nie dowiem się co się między wami stało.
-Nie każdemu układa się tak dobrze jak tobie i Piotrkowi.- powiedział w końcu na mnie patrząc. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Czy ty...?
-Tak.- przerwał mi szybko i oparł głowę o kierownicę.- Dzisiaj...- przełknął głośno ślinę.- próbowałem ją pocałować. Jednak ona odwróciła się i udawała że nic się nie stało. Późno zrobiło się strasznie dziwnie. A potem twój telefon... I od tego momentu nie odzywała się do mnie. Nie rozumiem co zrobiłem źle.
-Wiesz...- odezwałam się po chwili.- Amelia ma ciężką przeszłość i możliwe, że nie jest jeszcze gotowa na związek.
-Może masz rację...
-Wiem co mówię. Po prostu bądź dla niej oparciem. Jak na razie potrzebuje przyjaciela nie chłopaka. A kto wie, pewnego dnia może zmieni zdanie.- Kamil uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Dziękuję, chyba potrzebowałem o tym z kimś porozmawiać.
-Zawsze do usług.- odparłam, uśmiechając się szeroko.
-Czy mogę cię uściskać, tak po przyjacielsku?- zapytał, patrząc na mnie jak dziecko.
-Oczywiście.- zaśmiałam się i przytuliłam go. Po kilku sekundach powiedziałam.- Bardzo mi miło, ale muszę iść na wykład, więc gdybyś mnie puścił...- Kamil zaśmiał się i rozluźnił uścisk.
-Jasne. Leć się uczyć. I... Jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co. Od tego są przyjaciele, nie?
-Dokładnie.
-I pamiętaj, zawsze do usług.- powtórzyłam i żwawym krokiem ruszyłam w stronę uniwersytetu. Kiedy odjeżdżałam z Domi swoje rzeczy powierzyłam Eli i teraz muszę ją znaleźć zanim wrócę na zajęcia. Tylko że nie mam pojęcia, gdzie ją znaleźć. Postanowiłam sprawdzić w miejscu, gdzie spędza najwięcej czasu. W redakcji. Obrałam odpowiednią drogę i skierowałam się w stronę niebieskich drzwi prowadzących do krainy papieru, wiadomości, plotek i seriali gdzie królowały zapachy druku i kleju.
-Hej! Patrycja!- usłyszałam za sobą. Zatrzymałam się i odwróciłam. W moją stronę szybkim krokiem zmierzał Jacob. Jak na razie postanowiłam mu wybaczyć. Może działam w stosunku do niego zbyt pochopnie, ale rozmowa z tym dziwnym mężczyzną w parku, zmieniła nieco moje spojrzenie na tą sytuację. Dlatego gdy podszedł bliżej uśmiechnęłam się, co zbiło go nieco z tropu.
-Hej.- powiedziałam.- Coś się stało?
-Nie.- odparł po chwili.- Chciałem się tylko dowiedzieć co z twoją przyjaciółką... Dominika, tak? Podobno zemdlała dzisiaj i została zabrana do szpitala.
-Tak, ale na szczęście to nic poważnego.- ruszyłam powoli, a Jacob szedł tuż obok mnie.- Na razie zostaje na obserwacji i po południu jedziemy z Melką ją odwiedzić. Słuchaj, jestem teraz trochę zajęta i jeśli się nie pospieszę nie zdążę na wykład, a i tak ostatnio nieco zawalam z nauką, więc jeśli nie masz do mnie żadnej sprawy, pozwól że się oddalę.
-W sumie to mam sprawę...
-Jaką?- zapytałam.
-Czy pomiędzy szkołą a odwiedzeniem przyjaciółki znajdziesz dla mnie trochę czasu? Chciałbym porozmawiać z tobą, na spokojnie, bez pośpiechu i świadków.
-Czemu bez świadków?
-Ostatnio przez naszą rozmowę, prawie nie rozbiłem twojego związku i nie chciałbym, aby nasza znajomość w jakikolwiek sposób psuła twoje życie.
-To miłe, że się o to martwisz...
-Nie byłbym prawdziwym przyjacielem, gdybym chciał zniszczyć ci życie.
-Nie jesteśmy przyjaciółmi. Już nie.- powiedziałam pochmurniejąc.
-To prawda, nie jesteśmy. Ale chyba możemy spróbować być nimi jeszcze raz?
-Żebyś znowu zniknął bez wieści?- Jakub nic na to nie odpowiedział. Razem doszliśmy na miejsce, przez resztę drogi nic nie mówiąc.
-To ja już nie będę ci przeszkadzał...- powiedział i zaczął odchodzić. Zacisnęłam wargi, myśląc gorączkowo.
-Zaczekaj!- krzyknęłam za nim. Odwrócił się i spojrzał na mnie.- Dzisiaj o 20 w Rose Garden. Stolik przy którym spotkaliśmy się pierwszy raz.- Uśmiechnął się do mnie szeroko, na co sama się uśmiechnęłam. Patrzeliśmy przez kilka sekund na siebie, aż odwróciłam wzrok i zapukałam w słynne niebieskie drzwi.
-Proszę!- dobiegło ze środka, więc weszłam do środka. Światła były przyciemnione i wszędzie stały jakieś rzeźby i figurki. Muszę dodać, że połowa redakcji uczęszcza na zajęcia z rzeźby, więc to pewnie ich dzieło. Wszędzie walało się pełno papierów. Na przeciwko wejścia była wielka tablica korkowa, oczywiście cała wypełniona. W rogu stał mały telewizor z którego jakiś mężczyzna powtarzał w kółko: Don't blink. Don't even blink. Blink and you dead. They are fast. Faster then you can belive. Don't turn your back. Don't look away. And don't blink...  Good luck.* Jest to dość... przerażające. Szczególnie jeśli wokół ciebie stoi pełno figur. Postanowiłam go zignorować i skupiłam na jedynym porządnie oświetlonym miejscu. Na stole, który stał na środku pomieszczenia, a obok niego na krześle siedziała Eli. Przez cały ten czas przyglądała mi się bacznie.
-To jeden z moich ulubionych fragmentów.- powiedziała uśmiechając się do swoich myśli.
-Nad czym teraz pracujesz?- zapytałam podchodząc do stołu i nachylając się nad nim.
-Muszę napisać artykuł o imprezie halloweenowej. Tylko, że nie chcę aby to brzmiało jak sprawozdanie. Nie mam pojęcia jak to zrobić.- spojrzała na papiery porozwalane po całym pomieszczeniu i oparła głowę o stół. Zerknęłam w tym czasie na zegarek. Za 10 minut mam wykład.
-Słuchaj...- zaczęłam.- Chętnie bym ci pomogła, jednak muszę się śpieszyć. Mogę odzyskać torbę?
-Jasne, leży obok drzwi.- odpowiedziała nie podnoszą głowy.
-Dzięki i... powodzenia.- powiedziałam na odchodnym. Chwyciłam swoją torbę i jak najszybciej ulotniłam się stamtąd. Słońce oślepiło mnie swoją jasnością. Chwilę przyzwyczajałam się do światła, po czym ruszyłam w stronę sali 115.
***
To był jeden z nudniejszych dni. Na wykładach nie dowiedziałam się nic nowego i ledwo opanowałam się przed zaśnięciem. Ale liczy się obecność. Jako że zrobiło się dość zimno ruszyłam do pokoju, aby ubrać cieplejszą kurtkę. Jakby nie było to już listopad. Właśnie. Listopad. Przydałoby się odwiedzić cmentarz... Z takimi myślami dotarłam do akademika. Wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi, weszłam po schodach prosto do pokoju, w chwili gdy chciałam otworzyć drzwi, usłyszałam przyciszone głosy. To na pewno była Amelka i ktoś jeszcze... Kamil? Zastanowiłam się co robić. Nie chciałam im przeszkadzać, a równocześnie czułam, że zaraz zamarznę. Z braku lepszego pomysłu wyciągnęłam z torby kartkę i długopis, zapisałam gdzie idę i wsunęłam ją cicho pod drzwiami. Odetchnęłam głęboko i mocniej wtuliłam się w płaszcz, który miałam na sobie. Aby ogrzać się choć trochę postanowiłam nie korzystać z autobusu tylko pójść na piechotę... Co okazało się okropnym pomysłem. Gdy wreszcie dotarłam na miejsce, byłam jak bryła lodu. Przez większość czasu stałam na światłach, przez co w ogóle nie czułam swoich nóg. Ale przynajmniej byłam na miejscu. A dokładniej w szpitalu. Swoje kroki od razu skierowałam do automatu z kawą. Wrzuciłam drobne, wybrałam starą, dobrą czarną kawę z mlekiem i czekałam cierpliwie na napój. Gdy ten był gotowy wyciągnęłam kubek i pijąc drobnymi łyczkami, ruszyłam w stronę informacji.
-Dzień dobry.- odezwałam się. Miałam przed sobą kobietę po 50. z rudą trwałą na głowie. Zignorowała mnie.- Dzień dobry.- powtórzyłam nieco głośniej. Udało mi się zostać zauważoną przez kobietę, ponieważ przeniosła na mnie leniwy wzrok i zapytała:
-Czego?
-W jakiej sali leży Dominika Holin? Została przywieziona dzisiaj rano i...
-Chwileczkę.- przerwała mi kobieta i skupiła swój wzrok na ekranie. Po kilku chwila zapytała.- Jak nazwisko?
-Holin.- coś poklikała na klawiaturze, popatrzyła.
-Nie mam nikogo takiego. Na tym oddziale jej nie ma.
-Jak to nie ma? Musi być. Mogłaby pani sprawdzić jeszcze raz?- zapytałam z nadzieją.
-Nie ma to nie ma. W tych internetach- miała na myśli bazę danych- są wszyscy pacjenci, więc jeśli jej nie ma, to znaczy, że nie ma jej tutaj.- Westchnęłam zirytowana.
-A czy mogę posprawdzać w pokojach?
-A rób co chcesz, tylko idź sobie wreszcie. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.- odchodząc kątem oka zauważyłam jak kobieta otwiera okienko pasjansa. Taaak, ważniejsze sprawy. Nie mam pojęcia co robić, chociaż... ruszyłam w stronę pokoju, gdzie ostatnio była Domi. To był, o dziwo, dobry pomysł. Tak dla odmiany. Uchyliłam lekko drzwi i ujrzałam trzy osoby. Była to sala 6-osobowa jednak tylko cztery były zaścielone, w tym dwa puste. Na pozostałych była jakaś dziewczyna i Dominika. Między ich łóżkami, bokiem do mnie, siedział chłopak. Cała trójka śmiała się z czegoś. Otworzyłam szerzej drzwi i uśmiechnięta weszłam do środka. Tego dnia poznałam Damiana i jego młodszą siostrę Monikę. Świetnie mi się z nimi rozmawiało. Po jakiejś godzinie przyszła Melka, szybko włączyła się do rozmowy i w bardzo szybkim tempie minęły nam kolejne dwie godziny. Co jakiś czas zerkałam na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Kiedy zobaczyłam, że jest już 19, postanowiłam wyjść. Wolałabym się nie spóźnić.
-Wybaczcie, ale ja już muszę iść. Mam jeszcze trochę nauki na jutro, sami rozumiecie.- wymyśliłam na bieżąco.- Miło było poznać.- uśmiechnęłam się do Damiana i Moniki po czym chwyciłam kurtkę i wyszłam. Na korytarzu zarzuciłam ją na siebie i skierowałam się do wyjścia. Tym razem pojadę autobusem.
***
Kiedy dotarłam na miejscu już na mnie czekał. Zatrzymałam się w pół kroku. Czy na pewno dobrze robię? Może powinnam zawrócić? Jeszcze mnie nie zauważył... Dokładnie w tym momencie Jakub obrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Teraz nie mam wyboru. Z lekko wymuszonym uśmiechem usiadłam po przeciwnej stronie stolika. Nie zdążyłam się odezwać, gdy już obok nas stała kelnerka.
-Co podać?- zapytała.
-Dwa razy gorąca czekolada z bitą śmietaną.- powiedział szybko Jakub.- I dwie szarlotki.- Kiedy zostaliśmy sami spojrzałam na niego pytająco.
-Skąd wiedziałeś co chcę?
-Po prostu miałem nadzieję, że przez te kilka lat nie zmieniłaś swojego gustu, jeśli chodzi o słodkości.- uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja po prostu nie mogłam nie odwzajemnić mu uśmiechu. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu nie wiedząc co powiedzieć.
-Ostatnio- zaczęłam.- Całkiem sporo dzieje się w moim życiu. I ja... po prostu nie umiem tego poskładać. Ale wiem jedno- spojrzałam mu prosto w oczy.- Chcę byś był jednym z elementów mojego życia. Nie jestem pewna czy mogę ci zaufać, ale... mam nadzieję, że nie mylę się co do ciebie.- Chłopak zaniemówił z wrażenia. W między czasie przyniesiono nam nasze zamówienie. W końcu Jakub odzyskał głos.
-Obiecuję, nie zawiedziesz się. Tym razem nie zawalę sprawy.- Niepewnie chwycił moją rękę, która leżała na stole. Ne cofnęłam jej. Ukroiłam sobie kawałek ciasta i włożyłam do ust. Było przepyszne, więc uśmiechnęłam się do siebie.
-Nadal masz taki sam uśmiech.- powiedział cicho Jakub uważnie mi się przyglądając.
-Naprawdę?- zapytałam zdziwiona.
-Tak.- zaśmiał się.- Tak samo unosisz kąciki ust, tak samo tworzą ci się zmarszczki obok powiek. Wcale nie zmieniłaś się tak bardzo jak sądzisz.
-Ty też zbytnio się nie zmieniłeś. Nawet fryzurę masz tą samą.
-Wcale nie. Jest krótsza o pól centymetra.- zaśmialiśmy się równocześnie.
-Brakowało mi naszych rozmów.- przyznał szczerze.
-Mi też. Chociaż na początku cię nienawidziłam, brakowało mi cię.- Zamilkliśmy na chwilę czerpiąc przyjemność z samego przebywania razem.
-Wiesz muszę ci coś powiedzieć...- powiedział i potarł skórę za uchem. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
-O co chodzi?- zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
-Chodzi o mój wyjazd. Jak już wspomniałem szukałem kogoś...- nie dane mu było jednak skończyć. W jednej chwili był przede mną. W drugiej ktoś przytrzymywał go pod ścianą. Przez chwilę byłam zdezorientowana, ale rozpoznałam agresora... Piotrek.

-------------------------------
*Dla zainteresowanych: https://www.youtube.com/watch?v=jKXLkWrBo7o
Przepraszam Was, że tak długo to trwało, ale na zacięcie pisarskie nic nie poradzę. Tak więc przepraszam Was za to i mam nadzieję, że jednak opłaciło się tyle czekać :)
Kolejny rozdział należy do Clary.