środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas

Kiedy na niebie pierwsza gwiazda zabłyśnie.
Kiedy do stołu wszyscy zasiądziecie.
W powietrzu niech zapach mandarynek płynie.
A wy w miłej atmosferze opłatek przełamiecie.

By stół się uginał od pysznych wypieków.
By tej nocy nikt nie był smutny i sam.
By mikołaj niósł bogaty wór prezentów.
I marzenia spełniały się wam.

Już niedługo wszyscy zasiądziemy do wigilijnej wieczerzy i łamiąc opłatki będziemy składać sobie nawzajem życzenia. Niestety ze względu na dzielące nas kilometry nie możemy się z wani opłatkiem podzielić. Ale to nie stoi na przeszkodzie, by złożyć wam życzenia. Dlatego w tym szczególnym dniu życzymy wam pogody ducha, prezentów, miłych słów, ciepłej atmosfery, spełnienie najskrytszych marzeń, tylko prawdziwych przyjaźni i jedną jedyną miłość. Dodamy jeszcze jako pisarki dla naszych pisarek dużej dawki weny, szalonych pomysłów, czasu i chęci oraz wielu czytelników. A że za tydzień mamy Sylwester, to życzymy Wam wiele siły do hucznego świętowania ostatniego dnia roku 2014 i by pożegnać się z smutkami i pełne radości i optymizmu weszli w Nowy Rok. Liczymy, że wszystkie wasza postanowienie uda się spełnić, a mile chwile z obecnego roku zapadną w waszej pamięci i nigdy nie znikną.


Podzielcie się waszymi marzeniami i wspomnieniami z tego roku które zapadły w waszej pamięci oraz planami na przyszły :D
A wszystko to co było złe, niemiłe i smutne? Piszczcie na kartce papieru i spalcie wraz z wybiciem nowego roku. Może brzmi to głupio, ale ja to robię już kilka ładnych lat i zawsze czuję się lepiej i z lepszym humorem wkracza w nowy rok ;)

Wszystkiego najlepszego życzą Wam: 
Afra, Agata i Clara

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 15

Domi leżała w pokoju obok. Mela gdzieś znikła, a kilka minut za nią Fabian. Nie mam pojęcia co się dzieje i doprowadza mnie to do szału. Usiadłam zmęczona i sfrustrowana na jednym z plastikowych krzeseł. Moje oczy już wyschły i nie chciały wydać ani jednej łzy. Powinnam płakać. Tak przynajmniej mi się wydaje. Do mojego nosa docierały zapachy lekarstw, maści i całej tej reszty, której nie chciałam poznać. Muszę stąd wyjść. To jedyne co teraz mam w głowie. Muszę stąd wyjść. Muszę stąd wyjść... Wstałam i ruszyłam przed siebie wpatrzona w drzwi windy. Usłyszałam szmer za swoimi plecami i chyba swoje imię, ale nie zwróciłam na to uwagi. W końcu do moich uszu dotarło charakterystyczne dzyń! i miałam przed sobą kabinę windy. Wsiadłam do niej i nie odwracając się wdusiłam przycisk oznaczający parter. Dopiero kiedy drzwi zamknęły się za mną i poczułam siłę ciążenia odetchnęłam głęboko Teraz tylko wyjść na świeże powietrze. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7,... Po dokładnie 36 sekundach winda zatrzymała się. Wyszłam z jej klaustrofobicznego wnętrza i ruszyłam za strzałkami EXIT. Nie trafiłam jednak do głównego wejścia, którędy wchodziliśmy. Już miałam zawrócić, ale przeczucie zakazało mi to robić. Postanowiłam go posłuchać i poszłam przed siebie. Rzadko kiedy opuszczam akademik, więc miałam okazję pozwiedzać trochę nieznaną mi część miasta. O tej porze niełatwo było spotkać kogoś na ulicy. Teraz większość osób bawi się w klubach, w domach lub nie świętuje Halloween. Raz na jakiś czas mijałam osoby pokropione alkoholem. Zadziwiające. Jak ludzie mogą się bawić, gdy wokół dzieje się tyle nieszczęść. Weszłam do parku i pozwoliłam aby ogarnęła mnie cisza. Znalazłam pustą ławkę i położyłam się na niej. Przymknęłam oczy i czekałam na łzy, które nadal nie nadchodziły. Czułam jakby minęła wieczność, a tak naprawdę odeszłam tylko ulicę od szpitala.
-Przepraszam- usłyszałam nad sobą męski głos.- Można się dosiąść?- zdziwiona i przestraszona zarazem usiadłam szybko i przyjrzałam się mężczyźnie. Był ubrany dość biednie. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie pracuje od co najmniej 3 miesięcy, ale ma dom. Starał się wyglądać elegancko, ale zdradzała go niewyprasowana koszula, oderwany guzik i niepastowane, znoszone buty. Nie wyczułam od niego alkoholu ani tytoniu.
-Proszę- powiedziałam po 5 sekundach od jego pytania i odsunęłam się kawałek, robiąc mu miejsce. Uśmiechnął się wdzięcznie i usiadł obok mnie. Przez chwilę zaległa cisza, po której nieznajomy odezwał się:
-Nie znasz mnie, ani ja ciebie. Chciałbym jednak opowiedzieć ci pewną historię. Prosiłbym abyś mi nie przerywała. Jeśli nie będziesz chciała tego słuchać, możesz w każdej chwili odejść. Jednak, jeśli wysłuchasz do końca wyznam ci ważny sekret.-zamilkł na sekundę.- Zgoda?
-Zgoda.- nie wiem czemu to zrobiłam. Coś w tym człowieku, w jego spojrzeniu, jego słowach kazało mi się zgodzić. Przecież, zawsze mogę odejść, prawda?
-"Bardzo dawno temu byli sobie chłopiec i dziewczyna.- zaczął mężczyzna.- Chłopiec miał osiemnaście lat, a dziewczyna szesnaście. Chłopiec był niezbyt przystojny, dziewczyna niezbyt ładna. Tacy zwyczajni samotni chłopiec i dziewczyna, jakich wszędzie się spotyka. Dziewczyna mocno wierzyła, że gdzieś na świecie żyje chłopiec,który będzie do niej stuprocentowo pasował. Chłopiec wierzył, że istnieje taka stuprocentowo pasująca do niego dziewczyna. Tak, wierzyli w cud. I cud się rzeczywiście zdarzył.
Pewnego dnia przypadkiem spotkali się na ulicy.
-A to dopiero! Od dawna cię szukam. Pewnie mi nie uwierzysz, ale jesteś dla mnie stuprocentowo idealną dziewczyną.- mówi chłopiec do dziewczyny.
-To ty jesteś dla mnie stuprocentowo idealnym chłopakiem. Jesteś dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam. To chyba sen.- mówi dziewczyna do chłopca.
Siadają na ławce w parku i nie mogą się nagadać. Już nie są samotni. Każde znalazło i zostało znalezione przez stuprocentowo idealnego partnera. Jakże wspaniale jest znaleźć stuprocentowego partnera i zostać przez niego znalezionym... To naprawdę cud na skalę kosmosu.
Ale w ich sercach pojawia się maleńka wątpliwość, cień wątpliwości: czy marzenia mogą się tak łatwo spełnić?
I kiedy rozmowa się urywa, chłopiec mówi:
-Słuchaj, zróbmy jeszcze jedną próbę. Jeżeli naprawdę jesteśmy sobie stuprocentowo przeznaczeni, to na pewno kiedyś znów się gdzieś spotkamy. A jeżeli kiedyś znów się spotkamy i znów wydamy się sobie stuprocentowi, od razu weźmiemy ślub. Dobrze?
-Dobrze.- mówi dziewczyna.
I rozstają się.
Ale prawdę mówiąc, żadne próby nie były konieczne. Nie powinni byli takich podejmować. A to dlatego, że byli sobie prawdziwie, stuprocentowo przeznaczeni. To graniczyło z cudem. Ale byli zbyt młodzi i nie wiedzieli takich rzeczy. Potem zaczęły nimi miotać fale nieubłaganego losu.
Pewnej zimy oboje zapadli na złośliwą grypę, która akurat wtedy panowała, i po paru tygodniach, kiedy błądzili na granicy życia i śmierci, całkowicie stracili pamięć. Aż trudno uwierzyć, że po odzyskaniu przytomności ich umysły były puste jak skarbonka D.H. Lawrence'a w dzieciństwie.
Jednak chłopiec i dziewczyna byli mądrzy i wytrwali, wskutek wielu wysiłków zdobyli na nowo wiedzę, na nowo rozwinęli w sobie uczucia i udało im się znów stać się wartościowymi członkami społeczeństwa. Chwała Bogu, byli naprawdę porządnymi ludźmi. Nauczyli się jeździć metrem z przesiadkami i wysyłać na poczcie listy ekspresowe. Przeżyli też siedemdziesięciopięcioprocentowe albo osiemdziesięciopięcioprocentowe miłości.
Aż chłopiec skończył trzydzieści dwa lata, a dziewczyna trzydzieści. Czas minął zadziwiająco szybko.
I w pewien pogodny kwietniowy poranek chłopiec idzie z zachodu na wschód w Harajuku, by się napić porannej kawy i zjeść śniadanie, a dziewczyna zmierza tą samą ulicą ze wschodu na zachód, by kupić na poczcie znaczek na list ekspresowy. Mijają się na środku ulicy. Lekki blask dawnych wspomnień rozświetla na chwilę ich serca, wprawiając je w drżenia. I zaczynają rozumieć.
Ona jest dla mnie stuprocentowo idealną dziewczyną.
On jest dla mnie stuprocentowo idealnym chłopakiem.
Ale ten blask w sercach jest zbyt wątły, słowa nie tak klarowne jak czternaście lat wcześniej. Więc mijają się w milczeniu i oboje znikają w tłumie. Na zawsze.
Nie uważa pani, że to smutna historia?"*
Zaniemówiłam z wrażenia. Jego słowa roznosiły się echem w mojej głowie, próbując znaleźć sens swojego istnienia.
-Dlaczego sądził pan, że nie będę chciała wysłuchać opowieści do końca?- zapytałam po dłużącej się w nieskończoność chwili.
-Ludzie nie lubią słuchać historii, które nie mają szczęśliwych zakończeń. Wolą myśleć, że wszystko będzie dobrze, choć w ten sposób oszukują samych siebie. Jesteś pierwszą osobą, która wysłuchała do końca. Przykro mi.
-Czemu?- spojrzałam na niego zdziwiona, uśmiechał się smutno.
-Jesteś jeszcze taka młoda, a na twojej twarzy maluje się już tyle cierpienia. Ludzie szczęśliwi dostrzegają tylko dobre strony, przez co ich życie nie jest kompletne. Tylko nieszczęśliwi żyją całością swojej egzystencji.
-Pan też jest nieszczęśliwy?
-Tak naprawdę każdy jest.- zamilkłam na chwilę, zastanawiając się.
-To naprawdę smutna historia. Ale z drugiej strony żyli szczęśliwie kochając i będąc kochanymi. A to dobrze, prawda?
-To bardzo dobrze. Powiedz mi jednak proszę, jak być w pełni szczęśliwym jeśli się wie, że gdzieś jest ktoś kto stuprocentowo do nas pasuje?
-Nie wiedzieli przecież o swoim istnieniu.
-Jesteś jeszcze taka młoda... Takiego uczucia nie da się zapomnieć. To wypala znamię na twoim sercu nie pozwalając zapomnieć. Możesz zapomnieć swoje imię, co się działo w twoim życiu, jak on wygląda... To co czułaś patrząc na niego... To na zawsze będzie częścią ciebie.
-Skąd pan tyle o tym wie?
-Bo sam spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę.
-Naprawdę? Jak wyglądała?
-Tego właśnie nie pamiętam. Nie pamiętam, jakie miała oczy, czy biust miała duży, czy mały, nic nie pamiętam.
-To bardzo dziwne.
-Tak, to bardzo dziwne.
-I co pan zrobił? Zagadał pan albo poszedł za nią?
-Nic nie zrobiłem.- odpowiada mężczyzna, patrząc się w przestrzeń.- Po prostu się minęliśmy.
-To... okropne.- powiedziałam zaskoczona.
-Możliwe.- odparł.- Ale teraz wiem, że gdzieś tam jest ta jedyna i kiedyś znów ją spotkam. Jak w tej opowieści. A ty?- nieznajomy zwrócił się twarzą do mnie.- Spotkałaś stuprocentowo idealnego chłopaka?
-Nie jestem pewna.- odpowiedziałam po dłuższej chwili.
-Myślisz o konkretnej osobie?- przed oczami widziałam postać Piotrka, ale po chwili zastąpiło go wyobrażenie Jakuba. Machnęłam głową próbując przywrócić Piotra, ale nie wychodziło mi.- Coś nie tak?
-Chcę myśleć o osobie, która nigdy mnie nie zawiodła. Która mocno mnie kocha. Która jest dla mnie bardzo ważna.
-Ale...?
-W mojej głowie pojawia się ktoś inny. Zranił mnie, ale przed tym był dla mnie najważniejszym chłopakiem na świecie. Pomógł mi przejść przez piekło. Ale pod koniec tej drogi, zniknął, pozwalając bym stoczyła się z powrotem...
-Od niedawna zaprząta twoje myśli, prawda?- zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Podciągnęłam nogi i położyłam głowę na kolanach.
-Tak. Wrócił jakiś miesiąc temu, przewracając moje życie do góry nogami. A ja nie mam pojęcia, co mam myśleć.
-Może miał ważny powód, aby wyjechać?
-Może. Nie wiem, czy będę potrafiła mu znowu zaufać.
-Spróbuj. Według mnie zasługuje na to.
-Czemu tak sądzisz? Nawet go nie znasz.- nieznajomy zamilkł na chwilę i popatrzył przed siebie. Potem znów spojrzał na mnie.
-Bo widzę to w twoich oczach. Oczy są oknami duszy. Nie tylko naszymi, ale też innych, bliskim nam osób... Chyba powinnaś już wracać.
-Pewnie tak... Ale nie możemy jeszcze porozmawiać?
-Przykro mi, ale nie. Musisz wspierać teraz swoją przyjaciółkę. Bardzo tego potrzebuje. Nie trać nadziei.- po tych słowach mężczyzna wstał i zaczął iść w stronę wnętrza parku.
-Zaczekaj!- krzyknęłam za nim i również wstałam. Nieznajomy odwrócił się powoli i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.- Obiecałeś mi wyznać tajemnicę, jeśli wysłucham do końca opowieści. Jak ona brzmi?
-Spotkałaś już swojego stuprocentowo idealnego chłopaka. Nie zmarnuj tego. I pamiętaj! Oczy są oknami duszy, one przekazują całą prawdę, bo nie potrafią kłamać.
-Skąd mam wiedzieć, który jest dla mnie stuprocentowy?
-Niedługo się przekonasz, tylko nie strać swojej szansy, tak jak ja to zrobiłem i ta para z opowieści. Wyznam ci sekret. Ta opowieść przydarza się każdemu, tylko pod lekko inną postacią. To od nas zależy jak potoczy się dalej.- chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Wiedziałam, że nie kłamie. Podniosłam rękę i pomachałam do niego. Uśmiechnął się i odmachał mi, po czym poszedł w swoją drogę. Stałam tam dobre 10 minut, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Obejrzałam się i ujrzałam biegającego Piotrka.
-Piotrek!- krzyknęłam i ruszyłam w jego stronę. Po chwili zauważył mnie i podbiegł do mnie. Nie spytał dlaczego znikłam, ani co robiłam tak długo sama. Powiedział tylko jedno słowo:
-Przeżyła.
----------------------------------------
*fragment opowiadania niesamowitego pisarza Haruki Murakami'ego, które można znaleźć w zbiorze pt." Zniknięcie słonia". Serdecznie polecam.
Jeeej! W końcu rozdzialik ;3
Kurcze, ale ja się odzwyczaiłam od pisania xD Teraz wolne, to będzie trochę więcej czasu na to :] Mam nadzieję, że chociaż część z Was cieszy się z tego powodu.
Ten rozdział był taki trochę rozmyślający, ale z jakiegoś powodu od kilku dni mam taki nastrój, więc tak też piszę.
Dobra, bo już mi nachodzą na głowę kolejne rozmyślania, kończę.
Życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, a dłuższe życzonka pojawią się później :D
Do następnego rozdziału!
Pa! :]

środa, 10 grudnia 2014

rozdział 14

        Miarowe odgłosy mojego obcasa rozchodziły się po szarym korytarzu. Krzesła o tak późnej godzinie normalnie stały puste, a w salach panowała niczym nie zmącona cisza. Jednak wydarzenia wieczoru wprowadziły tu zmianę. Widok nieprzytomnej przyjaciółki leżącej w kałuży krwi, nie znikał z mojej pamięci. Miałam wrażenie, że to sen, zwykły koszmar, a jednak życie lubi robić niespodzianki. Niestety nie zawsze pomyślne...
        Domi leżała na sali operacyjnej już nie wiem jak długo, kiedy wyszła z niej starsza pielęgniarka.
- Co z nią? - zapytał z nadzieją brat Dominiki.
- Najprawdopodobniej nie przeżyje tej operacji. - powiedziała zimno kobieta. - To krwiak mózgu. Mocno się wykrwawiła i jest strasznie słaba. Robimy co w nasze mocy, ale szanse są znikome.
        Nie! Nie, to nie prawda! To nie może się tak skończyć. Pielęgniarka zniknęła za białymi drzwiami, a ja spojrzałam na chłopaków i Pati. Na policzku dziewczyny zauważyłam łzę, do której szybko dołączyły kolejne. Piotrek przytulił ją do siebie i tak jak na twarzach reszty chłopaków pojawił się smutek. Bartek starał się zachować pokerową twarz, ale widać było, że był załamany wiadomością. A ja? Stałam, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. To co usłyszałam sparaliżowało mnie do reszty. Dlaczego?.. Dlaczego mnie to ciągle spotyka? Dlaczego tracę osoby, na które mi zależy? Czy to nie może się w końcu skończyć? Czy nie dość już w życiu wycierpiałam? Kiedy myślałam, że już wszystko się ułoży, że będzie w końcu dobrze. Gdy w końcu znalazłam prawdziwe przyjaciółki oraz spełniłam swoje marzenie, wszystko musiało runąć...
        Mimo, że zawsze staram się nie ukazywać swojej słabości, nie byłam w stanie powstrzymać łez, które próbowały wypłynąć. Dlatego cichutko ruszyłam do klatki schodowej, a dalej biegiem skierowałam się do wyjścia. Pustka na schodach, pustka w poczekalni, pustka na dworze i w moim sercu. Tylko oczy z każdą chwilą wypełniały się gorzkimi kropelkami łez.
        Na dworze panował mrok, mimo świecących wkoło latarni. Chmury opadły ku ziemi tworząc gęstą mgiełkę. Mroźny powiew wiatru tańczył z listkami pod niebem, by w chwilę później wlecieć w moje włosy i ukołysać falbanki. Potrzebowałam teraz chwili ciszy. Miejsca, w którym będę mogła się w spokoju wypłakać, a czas nie będzie istniał. Rozejrzałam się szukając miejsca, w którym będę mogła się zaszyć i nikt tam mnie nie znajdzie. Idealnym miejscem zdawał się dach szpitala. Niby, kto by pomyślał, żeby mnie tam szukać? A nawet jeśli, to wokół znajduje się wiele niższych budynków, na które z łatwością można przeskoczyć.
        Kiedy wspięłam się zaledwie na daszek pod którym stały zaparkowane ambulanse, usłyszałam głos Fabiana wołającego mnie. W jego głosie słyszałam błagalną nutę i zmartwienie. Ciekawe czemu poszedł mnie szukać? Przecież nie dlatego, że się o mnie martwi. To niedorzeczny pomysł! My się ledwo znosimy, a on miał by się o mnie martwić? Jaka ja jestem czasem głupiutka. Na pewno Pati zobaczyła moje zniknięcie i poprosiła Fabiana o odnalezienie mnie. Tak! To już bardziej prawdopodobne.
        Kiedy chłopak zniknął za zakrętem, ponowiłam moją wspinaczkę. Z lekkim trudem wspięłam się na szczyt budynku. Dawniej zajęłoby mi to znacznie mniej czasu, ale brak treningów dawał się porządnie we znaki. Usiadłam na zimnej barierce i zakryłam oczy dłońmi, spod których uciekały krople łez. W sumie nie krople, a cały strumyk, cały wodospad łez. Myślałam, że zaczynając studia, moje życie zacznie zmieniać się na lepsze. Że z moich oczy nie wypłynie już żadna smutna kropelka. Najwyraźniej myliłam się. Pech najwyraźniej był tylko uśpiony, by teraz znów rujnować życie mi i osobom na którym mi zależy. Domi proszę Cię, nie opuszczaj nas. Proszę...
        Czas dłużył się w nieskończoność. Każda łza zdawała się spływać godzinami, choć tak naprawdę zajęło jej to kilka sekund. Czas mijał, a wraz z nim kończył się mój zapał łez, a serce wracało do dawnego rytmu. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni chcąc zobaczyć godzinę, zauważyłam masę nieodebranych połączeń i kilka esemesów. Ale zanim sprawdziłam od kogo one są zadzwonił Bart. Ledwo odebrałam zaraz chłopak zaczął nawijać jak najęty.
- Melka, kamień spadła mi z serca, że w końcu odebrałaś. Bałem się, że coś Ci się złego stało. Gdzie jesteś, bo przeszukałem każdy zakamarek uniwerku i nigdzie Cię nie znalazłem. Zresztą po Twoich przyjaciółkach i członkach zespołu też ani widu, ani słychu. Za chwile zacznie się konkurs na najlepszy kostium i...
- Nie w głowie mi ten durny konkurs!!! - krzyknęłam, jednocześnie stając na barierce.
- Ale przecież tak bardzo Ci na nim wcześniej zależało?
- Zależało, ale teraz już nie! Teraz mi zależy by Domi przeżyła.
- C-co?
- Domi została potrącona przez samochód i teraz leży w szpitalu z krwiakiem mózgu. Dają jej małe szanse przeżycia.
- Mela, ja.. Zaraz przyjadę.
- Nie! Chcę zostać sama. Wszystko na spokojnie przemyśleć. Poza tym nie wiem jak długo tu będę siedzieć, a ty musisz iść jutro do pracy. Lepiej się wyśpij.
- A ty masz jutro zajęcia i...
- Najwyżej pójdę odrobię w inny dzień, no trudno się mówi.
- Ech. Jesteś przekonana? 
- Tak Papa.
- Trzymaj się i nie rób niczego głupiego.
- Będę pamiętać Bartuś - po czym się rozłączyłam. Spojrzałam w niebo. W chmury przez które próbuje się przebić srebrny księżyc. Zimny przeszywający wiatr zmusił mnie od powrotu do ciepłego miejsca. Spojrzałam w dół i już chciałam wrócić, gdy...


-----------
Lejdis and dżentelmen! Chociaż właściwie same "Lajdis" :P
Zdaję sobie sprawę jak bardzo pragniecie mnie teraz zabić :D  pociachać ^.^ i nasłać smoczki, Aszlanki i bóg wie co jeszcze ;) Za ucięcie w takim momencie, ale cóż przez ostatni tydzień głowa mnie delikatnie mówiąc napier***elała i wyszło jak wyszło :( Więc liczę na wyrozumiałość i daję wam takie moje wypociny literackie -,-'

IDEAŁ

Świat nigdy nie będzie idealny,
Bo zawsze znajdą się osoby które zechcą zniszczyć dobro.
Twój partner nigdy nie będzie idealny,
Ponieważ każdy ma wady nie ważne z jakiego narodził się domu.

Ty nigdy nie będziesz idealna,
Choćbyś  intensywnie nad sobą pracowała zawsze znajdzie się jakieś "ale"
A Twoje życie nigdy nie będzie idealne,
Bo każda róża ma w sobie wiele kolcy, którymi potrafi boleśnie ranić.

Ale do ideału zawsze można się przybliżyć.
Można chwycić ster swojego życia i płynąć za nimi.
Lecz pamiętaj że ścieżki naszego życia nigdy nas tam nie zaprowadzą,
Bo ideały to tak naprawdę tylko nasze urojenia.

Ideałów nie znajdziemy choćby na końcu świata,
Ale podróżując na koniec świata...
Stajemy się doskonalszymi wersjami samych siebie.
Stajemy się lepsi niż ludzie nie ruszający się sprzed telewizora.









Czekajcie...


Serio myśleliście, że to koniec? :D
Tak?  Oooo jak mi smutno ;p zawiodłam wasze oczekiwania xD Ach ja niedobra xD Kara mi się należy :P Haha haha. Moja taka zła WOW, moja taka niedobra WOW Już dobra nie przedłużam mocniej (ale jakbym chciała to mym mogła tylko ze mnie leń) i zapraszam :D
-------------------

Spojrzałam w dół i już chciałam wrócić, gdy na mojej tali zacisnęły się wielki ręce w ogromnych rękawicach.
- Ratun... mhnm - tyle zdążyłam z siebie wydusić zanim moje usta zostały zakryte. Wierciłam się jak mogłam, ale nie byłam w stanie wydostać się z uścisku. Żelazny uścisk nie zwalniał się ani o milimetr, a ja czułam upływ siły. Dopiero wtedy usłyszałam głos trzymającej mnie osoby. Ta barwa głosu. Czy to jest..? Przestałam się szamotać i podniosłam głowę w górę.
- Fabian?- na co chłopak zwolnił uścisk i uśmiechnął się delikatnie. - Nie wiesz jak mnie przestraszyłeś - mówiłam opierając się o klatkę piersiową chłopaka.
- Przepraszam, ale musiałem Cię powstrzymać przed rzuceniem się z dachu.
- Czekaj, co? - odwróciłam się do Fabiana przodem robiąc zdezorientowaną miną.
- Wiem, że z Domi jest ciężko, ale to nie oznacza, że musisz od razu się zabić. Jest cień szansy, że może wyzdrowieć. A po twojej śmierci inni też będą zasmuceni i...
- Nie wierze, że myślałeś, że chcę skoczyć. Ja po prostu spoglądałam jak łatwo można zejść z budynku.
- Już wierzę w tę twoją historyjkę - rzekł sarkastycznie zakładając ręce
- A niby jak miałam wejść? - w odpowiedzi chłopak wskazał mi wielkie drzwi za sobą. Tu są drzwi? -...Przechodzenie dziwami jest zbyt majestatyczne.- Nie, to NIE jest desperacka próba odwrócenia uwagi od tego, mojej głupoty.
- Kobiety, co byś nie zrobił i tak tych istot nie zrozumiesz - rzekł teatralnie chłopak, co wywołało u mnie napad śmiechu. Chmury w ułamku sekundy pochłonęły księżyc, a chłodniejszy podmuch kulał po ścianach budynków, dachach i brukowych chodnikach. Niska temperatura przy cienkiej sukience [tej samej co na Bal] wywołała u mnie dreszcze. Fabian to zauważył i otoczył mnie ciepłym ramieniem.
- Chodźmy już, bo nie chcę, byś się rozchorowała - nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam z chłopakiem. Dopiero przed drzwiami zapytałam się.
- Od kiedy to ty się tak o mnie martwisz? - chłopak spojrzał na mnie ciepło swoimi błękitnymi oczyma
- Od chwili kiedy Cie ujrzałem.Od chwili kiedy zrozumiałem jaka jesteś dla mnie ważna. Bez Ciebie każdy dzień byłby znacznie gorszy. Każda chwila z Tobą jest wyjątkowa jak najjaśniejsza gwiazda na niebie. Jak na milion zwykłych polnych kwiatów zakwita tylko jedna jedyna róża. A tą różą jesteś ty. Gdyby nie ty... to... nie miałbym kogo drażnić.
- Mógłbyś znaleźć kogoś innego do torturowania.
- Mógłbym, ale wybrałem Ciebie.