Ziewając podniosłam się na
łóżku do pozycji siedzącej. Niezadowolona z tak wczesnej pobudki udałam się do
łazienki. Spojrzałam na lustro i widząc tam moje odbicie. Westchnęłam i wyjęłam
koszyczek z kosmetykami. Wyglądałam niemal jak zombie, albo gorzej. Resztki
wczorajszego makijażu i wory pod oczami nie prezentowały się najlepiej. W
dodatku skóra zamiast być blada, zdawała się być szaroniebieska. W sumie to
trochę jak wampiry, tylko kłów jeszcze nie mam. Zabrałam arbuzowy żel do mycia
ciała oraz mój ukochany szampon kokosowy i ruszyłam pod prysznic.
Umyta wyczyszczana i dzięki
kosmetyką wyglądająca jak człowiek, wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze dobrą
godzinę, zanim zaczną się zajęcia. Pierwszy raz wstałam tak wcześnie. To
normalnie jakiś sukces. Będę musiała zapisać to wydarzenie w kalendarzu. Nie
mając nic ciekawego do roboty wyczyściłam posłanie Elektry z sierści i w sumie
pól pokoju również. Dawno tego nie robiłam, ale psinka za dużo włosków nie
gubi. A jak już o niej mowa to gdzie ona się podziała? Nie siedziała w
legowisku, ani na łóżku, ani nie przytula się do miśka. Parapet z którego lubi
podziwiać park tak samo jak ja również był pusty. Po chwili mój kochany yorek
wrócił z łazienki. Może to wydaję się niemożliwe, ale udało się nauczyć Elektrę
załatwiania się w ubikacji. Zajęło to dość duuużo czasu i było wiele wpadek np.
jak ją oduczyć załatwiając się nie piła wody z ubikacji, bo wtedy cóż... Nie
muszę wyjaśniać co było wokół muszli. Na szczęście nikt w te 'kwiatek'
nie wpadł. Nawet czasem zapamięta spłukać za co dostaje nagrodę.
Dźwięk budzika zaciągnął mnie
na ziemie. Patrycja wyłączyła wrzeszczące urządzenie i zaspanym wzrokiem
założyła okulary, jednocześnie siadając na posłaniu.
- Dzieńdoberek Pati - zwróciłam się do rudowłosej. Ta
natomiast na moje słowa szybko otrzeźwiała i spoglądając na mnie z wielkimi
oczyma, zapytała.
- Mela jesteś chora czy jak?
- Co? Nie. Czemu tak sądz?.. - zanim skończyłam zrozumiałam
co miała na myśli przyjaciółka. Zachichotałam w miarę jak najciszej, by nie
przerywać snu Dominice i odpowiedziałam - Czasem zdarza mi się nie odgrywać
roli Śpiącej Królewny.
Suczka wskoczyła
na łóżko dziewczyny i liznęła ją kilka razy o twarzy. Rudowłosa pogłaskała
zwierzaczka za uszkiem, a następnie udała się do łazienki. Ja podeszłam do
szafy i ubrałam na się w biały top z wieżą Eiffla i czarną spódniczkę w
niebieskie kokardki oraz rajstopy.
Dźwięk budzika rozległ się po
pokoju. Dominika wysunęła rękę spod pierzyny i wyłączyła wnerwiające
urządzenie, po czym szczelnie zakryła się kołdrą. Moja malutka wskoczyła do
łóżka koleżanki i próbowała się do niej przytulić. Przyglądając się temu
uśmiechnęłam się. Włożyłam na nogi niebieskie szpilki i usiadłam na brzegu
łóżka śpiącej przyjaciółki. Nie chciałam jej budzić, bo ledwo wróciła ze
szpitala, a dzisiaj trzeba się udać na wykłady. Ale przynajmniej Domi szybko
wróciła do zdrowia i gdy wczoraj wracałyśmy do akademika zdawało się, że nic
się nie stało. Że wszystko jest tak jak dawniej, a wypadek był tylko filmem.
Delikatnie odkryłam kołdrę. Ukazała mi się rozczochrana
fryzura opadająca na twarz i Elektrę która przyłączyła się do drzemki. Obie tak
słodko wyglądały, że najchętniej nie burzyła tej beztroskich chwili. Ale wykład
nie poczeka, więc z ciężkim sercem zaczęłam budzić dziewczynę.
- Dominiczko! Dominiczko pobudka! - mówiłam szturchając ją
po ramieniu. - Pora wstawać śpioszku.
Domi otworzyła jedno oko, ale blask słońca sprawił, że
zaraz je zamknęła. Podnosząc się do pozycji siedzącej zaczęła przecierać
zaspane oczy.
- Dobry! Jak się spało? - zapytałam radośnie domyślając się
reakcji Domi. Nie pomyliłam się. Spoglądała na mnie jakby zobaczyła ducha i
dopiero po dłuższej chwili odezwała się.
- Amelia? - nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Mina
była bezcenna. Chyba zacznę częściej wstawać przed dziewczynami. Domi spojrzała
na mnie niepewnie i przyłożyła dłoń do czoła. Kiedy już ją cofnęła zapytała.
- Czy ja się tak późno obudziłam, że jest już południe i
nawet ty już nie śpisz?
- Nie, spokojnie zdążysz jeszcze na wykłady. Po prostu
wstałam dziś wcześniej niż zwykle i nawet nie wiem czemu - wzruszyłam
ramionami. - A skoro już wstałam, po pomyślałam, że was odprowadzę.
Domi potaknęła i widząc zwalniającą się łazienkę udała się
w tym kierunku. Sama zaczęłam pakować się na zajęcia. Nie zajęło mi to wiele
czasu, więc usiadłam na parapecie przyglądając się jesiennej aurze. Bardzo
lubiłam przyglądać się przyrodzie. Nie ważne czy był dzień czy noc, upalne lato
czy sroga zima. W przyrodzie zawsze jest coś niezwykłego co można popodziwiać.
Nawet katastrofy naturalne mają w sobie to dzikie piękno, które jest prawie nie
zauważalne. Każdy tylko widzi zniszczenie, ale by coś stworzyć, czasem trzeba
coś wymazać. Bo jeśli ciągle będziemy patrzeć w to co było kiedyś i zniknęło,
nigdy nie uda nam się spojrzeć w przyszłość i stworzyć na jego miejscu czegoś
oszałamiającego.
- Mela idziesz? My już jesteśmy gotowe - rzekła Pati.
Odwróciłam się do dziewczyn i zabierając torbę ruszyłam w stronę drzwi.
- To idziemy! - rzekłam ale obie spojrzały na mnie
niepewnie. - No co? - zapytałam "bardzo" inteligentnie.
- Nie żebym kwestionowała Twój strój, ale może byś ubrała
kurkę czy coś. Mamy już listopad i nie ma już 30 stopni na dworze. - Domi miała
rację. Uderzyłam się w czoło i podbiegłam do szafy wyciągając ciepły, pasiasty,
szary sweter z kapturem. Dziewczyny chichotały między sobą. Kiedy byłam już
ubrana Pati rzekła:
- Oj Mela. Nie byłabyś sobą gdybyś nie była takim
niespokojnym, zapominalskim duszkiem.
- A wy nie miałybyście tyle powodów do śmiechu beze mnie -
odpowiedziałam. Na to wszystkie zaśmiałyśmy się głośno, po czym wyszłyśmy z
akademika. Całą drogę przegadałyśmy nawet nie wiem specjalnie o czym. W każdym
razie, kiedy doszłyśmy do uczelni, spotkałyśmy Kamila rozmawiającego z jakimś
młodszym na oko osiemnastolatkiem. Po krótkiej wymianie zdań przyjaciółki
musiały udać się na ćwiczenia. Pożegnały się, a ja zostałam, by lepiej poznać
Stasia - młodszego brata Kamila.
- To mówisz, że w której jesteś klasie?
- Pierwsza klasa technikum. Niedawno skończyłem szesnaście
lat.
- Wyglądasz na więcej myślałam, że masz przynajmniej
osiemnaście.
- Nie ty pierwsza to mówisz. Natomiast ty wyglądasz jakbyś
nie wyszła jeszcze z gimnazjum. Ha ha - powiedział Staś na co dostał kuksańca
od brata. Zaśmiałam się.
- Wiesz Melka, my idziemy na mecz koszykówki chcesz iść z
nami? - zapytał zręcznie zmieniając temat.
- Czemu nie. I tak nie mam teraz zajęć.
- Świetnie. To chodźmy - rzek Staś i w stronę hali
sportowej. Po drodze zobaczyłam kapelę dyskutującą w parku. Kiedy
przechodziliśmy zamilkli, a Fabian spoglądał na mnie ukradkiem. Niewzruszona
szłam dalej rozmawiając z braćmi. Staś był niemal kopią swojego brata. Oboje
zabawni i weseli oraz z zamiłowania koszykarze. Czułam się w ich towarzystwie
swobodnie jakbym znała ich od pieluszki.
Dotarcie na miejsce nie zajęło
nam wiele czasu. Staś zniknął w grupie swoich kolegów z drużyny, a ja z Kamilem
zajęliśmy miejsca na trybunach. Po przy nudnawej przemowie - tak, wyłączyłam
się i nie pamiętam co tam gadał - dwie drużyny wbiegły na boisko i zegar zaczął
odliczać 15 minutową rozgrzewkę. Z przejęciem przyglądałam się zawodnikiem.
Wraz z blondynem wymienialiśmy uwagi dotyczące gry. Często śmialiśmy się, a
przy zdobytym przez naszą drużynę kosza, włączaliśmy się z ożywieniem w
"meksykańską fale" i nadwyrężaliśmy gardła jak opętani.
Kiedy zakończyła się pierwsza
połowa, postanowiłam przepytać Kamila o kilku nurtujących mnie sprawach.
- Kamil, nie uważasz, że chłopaki z kapeli stali się
ostatnio trochę.. dziwni?
- Tak trochę. Fabian powiedział kiedyś, że ich perkusista
jest podejrzany. Nie wiem o co chodziło, bo jak próbowałem się dowiedzieć
czegoś więcej, to nie chciał mówić, więc nie naciskałem - kiedy to usłyszałam
zrobiło mi się tak jakoś słabo i myślałam, że zaraz zemdleje. - A... Mela?
Melka wszystko dobrze? - zapytał chwytając mnie za ramiona.
- T-tak. Ja... Muszę się przewietrzyć - po tych słowach
chwyciłam chłopaka za nadgarstek i ruszyłam z nim na parking. Oparłam się o
rosnące przy płocie klonie i łapałam oddech. Kamil cały czas stał przede mną,
trzymając mnie za ręce i cierpliwie czekając. Po kilku minutach, gdy już się
doprowadziłam do ładu i składu zostawiłam drzewo i zwracając się do chłopaka,
rzekłam. - Już mi lepiej możemy wracać na mecz.
- Nie możemy póki nie wyjaśnisz mi dlaczego tak nagle
wybiegłaś.
- Problemy zdrowotne - skłamałam licząc, że połknie haczyk.
- Nie prawda. Widziałem to w Twoich oczach - powiedział
przybliżając się do mnie i ręką trzymając mój podbródek bym spoglądała w jego
oczy. - Oczy nie potrafią kłamać.
- Echm... Dobrze powiem, ale jest jeden warunek.
- Jaki? - zapytał szybko.
- Nikt nie może wiedzieć. W szczególności nikt z kapeli.
- Niby czemu szczególnie oni? - szczerze się zdziwił, a
jego brew pofrunęła wysoko. Nawet słodko to wyglądało. Czekaj co ja gadam.
- Obiecaj, że nic nikomu nie wygadasz - rozkazałam.
- Obiecuje - już chciałam coś powiedzieć, ale miałam
wrażenie, że ktoś jest w pobliżu i obserwuje mnie. Pewnie zbzikowałam, ale dla
pewności ruszyłam w stronę placu zabaw. Wystarczyło przejść przez pasy na drugą
stronę jezdni i było się na miejscu. Usiedliśmy na ławce na przeciwko
rozbrykanych maluchów, bawiących się w piaskownicy. Wzięłam głęboki oddech i...
opowiedziałam cały plan o włączeniu mnie do kapeli. Chłopak z początku
zaskoczony wszystkim, przy ostatnim zdaniu nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
- Genialny ten plan. Chciałbym zobaczyć ich miny jak się to
wszystko wyda - mówił co chwilę robiąc przerwę na śmiech.
- Też tak uważam. Tylko błagam nikt się nie może o tym
dowiedzieć. Wywalą mnie z kapeli.
- Spokojnie buzia na kłódkę, ale powiedz jak długo chcesz
to ciągnąć? Kiedyś się dowiedzą.
- Na razie jestem "ta nowa" oj przepraszam
"ten nowy". Czekam, aż się do Marco przekonają i jak będzie
odpowiednia chwila to im powiem. Nie wiem jak długo będę ten cały cyrk odgrywać.
- Masz na to kilka miesięcy.
- Dlaczego?
- A chcesz w bluzie i z brodą siedzieć przy
trzydziestu-paru stopniach na plaży?
- Oj to rzeczywiście nieciekawa perspektywa. W dodatku jak
będę im Ciągle odmawiać, to jak ja się z nimi za kumpluje - rzekłam smutno i
spuściłam głowę. - W dodatku nie jeden raz musiałam odmówić spotkań. A jeśli
się domyślą?
- Oj Mleczkuś nie smuć się. Będę Twoim szpiegiem i spróbuję
wyniuchać co i jak? Dobrze?
- Naprawdę, zrobisz to dla mnie? - zapytałam z ożywieniem.
Kamil uśmiechnął się wesoło.
- Wszystko dla Mleczusi, a i zapomniałbym - powiedział
szperając w kieszeni spodni. - Zgubiłaś coś - podał mi pierścionek z czarnym
wężem. "Serpente Nero"- przeszły mi przez myśl wszystkie
wydarzenia związane z tą nazwą. "Oliwia-15.IX.2006" widniał napis na
wewnętrznej części pozłacanego pierścienia. Z zaszklonymi oczyma i uśmiechem na
ustach rzuciłam się na blondyna i przytuliłam go z całej siły. Cieszyłam się,
że z odzyskania pamiątkę po malutkiej Oliwce. Nawet jak wraz z nią w pamięci
pojawiała się reszta egoistek, których nienawidziłam, za to co zrobiły i w co
mnie wpakowały. Nawet cieszy mnie fakt, że zabiły się. Mniej szmat na tym
świecie zostanie...
- Dziękuje, powinnam przyłożyć Ci mocno za tą
"Mleczusie", ale w tych okolicznościach wybaczę.
Przez dłuższą chwile
spoglądaliśmy na siebie w milczeniu. Po chwili chłopak przybliżył się do mnie i
z zamkniętymi oczyma zbliżał swoje wargi do moich. Ogarnął mnie strach i szybko
odwróciłam się i udając, że nic się nie stało powiedziałam:
- Rozpoczęła się już druga połowa meczu. Chodźmy musimy
pokibicować Twojemu braciszkowi - chłopak nic nie odpowiedział i w niezręcznym
milczeniu ruszyliśmy w stronę hali sportowej. Wchodząc odezwała się moja
komórka. Widząc że dzwoni do mnie Pati odebrałam.
- Hej Pa..- nie dokończyłam, bo rozmówczyni przerwała mi
mówiąc szybko.
- Gdzie jesteś? W sumie nie ważne. Przychodź szybko do
szpitala.
- Co się stało?
- Domi...
-------------------------------
Nasza kochana Dominiczka wyszła
ze szpitala to teraz dla odmiany... ląduje w szpitalu xD Życie jest piękne xD
Haha. Przyznam się szczerze, że wyszłam trochę z prawy xd Nie wiem jak wam, ale
mnie się osobiście nie podoba xd Jeśli ktoś zauważył to naszła mała zmiana
kolejności, więc powiadam, że kolejny rozdział należy do Slotkasasa :D