środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas

Kiedy na niebie pierwsza gwiazda zabłyśnie.
Kiedy do stołu wszyscy zasiądziecie.
W powietrzu niech zapach mandarynek płynie.
A wy w miłej atmosferze opłatek przełamiecie.

By stół się uginał od pysznych wypieków.
By tej nocy nikt nie był smutny i sam.
By mikołaj niósł bogaty wór prezentów.
I marzenia spełniały się wam.

Już niedługo wszyscy zasiądziemy do wigilijnej wieczerzy i łamiąc opłatki będziemy składać sobie nawzajem życzenia. Niestety ze względu na dzielące nas kilometry nie możemy się z wani opłatkiem podzielić. Ale to nie stoi na przeszkodzie, by złożyć wam życzenia. Dlatego w tym szczególnym dniu życzymy wam pogody ducha, prezentów, miłych słów, ciepłej atmosfery, spełnienie najskrytszych marzeń, tylko prawdziwych przyjaźni i jedną jedyną miłość. Dodamy jeszcze jako pisarki dla naszych pisarek dużej dawki weny, szalonych pomysłów, czasu i chęci oraz wielu czytelników. A że za tydzień mamy Sylwester, to życzymy Wam wiele siły do hucznego świętowania ostatniego dnia roku 2014 i by pożegnać się z smutkami i pełne radości i optymizmu weszli w Nowy Rok. Liczymy, że wszystkie wasza postanowienie uda się spełnić, a mile chwile z obecnego roku zapadną w waszej pamięci i nigdy nie znikną.


Podzielcie się waszymi marzeniami i wspomnieniami z tego roku które zapadły w waszej pamięci oraz planami na przyszły :D
A wszystko to co było złe, niemiłe i smutne? Piszczcie na kartce papieru i spalcie wraz z wybiciem nowego roku. Może brzmi to głupio, ale ja to robię już kilka ładnych lat i zawsze czuję się lepiej i z lepszym humorem wkracza w nowy rok ;)

Wszystkiego najlepszego życzą Wam: 
Afra, Agata i Clara

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 15

Domi leżała w pokoju obok. Mela gdzieś znikła, a kilka minut za nią Fabian. Nie mam pojęcia co się dzieje i doprowadza mnie to do szału. Usiadłam zmęczona i sfrustrowana na jednym z plastikowych krzeseł. Moje oczy już wyschły i nie chciały wydać ani jednej łzy. Powinnam płakać. Tak przynajmniej mi się wydaje. Do mojego nosa docierały zapachy lekarstw, maści i całej tej reszty, której nie chciałam poznać. Muszę stąd wyjść. To jedyne co teraz mam w głowie. Muszę stąd wyjść. Muszę stąd wyjść... Wstałam i ruszyłam przed siebie wpatrzona w drzwi windy. Usłyszałam szmer za swoimi plecami i chyba swoje imię, ale nie zwróciłam na to uwagi. W końcu do moich uszu dotarło charakterystyczne dzyń! i miałam przed sobą kabinę windy. Wsiadłam do niej i nie odwracając się wdusiłam przycisk oznaczający parter. Dopiero kiedy drzwi zamknęły się za mną i poczułam siłę ciążenia odetchnęłam głęboko Teraz tylko wyjść na świeże powietrze. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7,... Po dokładnie 36 sekundach winda zatrzymała się. Wyszłam z jej klaustrofobicznego wnętrza i ruszyłam za strzałkami EXIT. Nie trafiłam jednak do głównego wejścia, którędy wchodziliśmy. Już miałam zawrócić, ale przeczucie zakazało mi to robić. Postanowiłam go posłuchać i poszłam przed siebie. Rzadko kiedy opuszczam akademik, więc miałam okazję pozwiedzać trochę nieznaną mi część miasta. O tej porze niełatwo było spotkać kogoś na ulicy. Teraz większość osób bawi się w klubach, w domach lub nie świętuje Halloween. Raz na jakiś czas mijałam osoby pokropione alkoholem. Zadziwiające. Jak ludzie mogą się bawić, gdy wokół dzieje się tyle nieszczęść. Weszłam do parku i pozwoliłam aby ogarnęła mnie cisza. Znalazłam pustą ławkę i położyłam się na niej. Przymknęłam oczy i czekałam na łzy, które nadal nie nadchodziły. Czułam jakby minęła wieczność, a tak naprawdę odeszłam tylko ulicę od szpitala.
-Przepraszam- usłyszałam nad sobą męski głos.- Można się dosiąść?- zdziwiona i przestraszona zarazem usiadłam szybko i przyjrzałam się mężczyźnie. Był ubrany dość biednie. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie pracuje od co najmniej 3 miesięcy, ale ma dom. Starał się wyglądać elegancko, ale zdradzała go niewyprasowana koszula, oderwany guzik i niepastowane, znoszone buty. Nie wyczułam od niego alkoholu ani tytoniu.
-Proszę- powiedziałam po 5 sekundach od jego pytania i odsunęłam się kawałek, robiąc mu miejsce. Uśmiechnął się wdzięcznie i usiadł obok mnie. Przez chwilę zaległa cisza, po której nieznajomy odezwał się:
-Nie znasz mnie, ani ja ciebie. Chciałbym jednak opowiedzieć ci pewną historię. Prosiłbym abyś mi nie przerywała. Jeśli nie będziesz chciała tego słuchać, możesz w każdej chwili odejść. Jednak, jeśli wysłuchasz do końca wyznam ci ważny sekret.-zamilkł na sekundę.- Zgoda?
-Zgoda.- nie wiem czemu to zrobiłam. Coś w tym człowieku, w jego spojrzeniu, jego słowach kazało mi się zgodzić. Przecież, zawsze mogę odejść, prawda?
-"Bardzo dawno temu byli sobie chłopiec i dziewczyna.- zaczął mężczyzna.- Chłopiec miał osiemnaście lat, a dziewczyna szesnaście. Chłopiec był niezbyt przystojny, dziewczyna niezbyt ładna. Tacy zwyczajni samotni chłopiec i dziewczyna, jakich wszędzie się spotyka. Dziewczyna mocno wierzyła, że gdzieś na świecie żyje chłopiec,który będzie do niej stuprocentowo pasował. Chłopiec wierzył, że istnieje taka stuprocentowo pasująca do niego dziewczyna. Tak, wierzyli w cud. I cud się rzeczywiście zdarzył.
Pewnego dnia przypadkiem spotkali się na ulicy.
-A to dopiero! Od dawna cię szukam. Pewnie mi nie uwierzysz, ale jesteś dla mnie stuprocentowo idealną dziewczyną.- mówi chłopiec do dziewczyny.
-To ty jesteś dla mnie stuprocentowo idealnym chłopakiem. Jesteś dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam. To chyba sen.- mówi dziewczyna do chłopca.
Siadają na ławce w parku i nie mogą się nagadać. Już nie są samotni. Każde znalazło i zostało znalezione przez stuprocentowo idealnego partnera. Jakże wspaniale jest znaleźć stuprocentowego partnera i zostać przez niego znalezionym... To naprawdę cud na skalę kosmosu.
Ale w ich sercach pojawia się maleńka wątpliwość, cień wątpliwości: czy marzenia mogą się tak łatwo spełnić?
I kiedy rozmowa się urywa, chłopiec mówi:
-Słuchaj, zróbmy jeszcze jedną próbę. Jeżeli naprawdę jesteśmy sobie stuprocentowo przeznaczeni, to na pewno kiedyś znów się gdzieś spotkamy. A jeżeli kiedyś znów się spotkamy i znów wydamy się sobie stuprocentowi, od razu weźmiemy ślub. Dobrze?
-Dobrze.- mówi dziewczyna.
I rozstają się.
Ale prawdę mówiąc, żadne próby nie były konieczne. Nie powinni byli takich podejmować. A to dlatego, że byli sobie prawdziwie, stuprocentowo przeznaczeni. To graniczyło z cudem. Ale byli zbyt młodzi i nie wiedzieli takich rzeczy. Potem zaczęły nimi miotać fale nieubłaganego losu.
Pewnej zimy oboje zapadli na złośliwą grypę, która akurat wtedy panowała, i po paru tygodniach, kiedy błądzili na granicy życia i śmierci, całkowicie stracili pamięć. Aż trudno uwierzyć, że po odzyskaniu przytomności ich umysły były puste jak skarbonka D.H. Lawrence'a w dzieciństwie.
Jednak chłopiec i dziewczyna byli mądrzy i wytrwali, wskutek wielu wysiłków zdobyli na nowo wiedzę, na nowo rozwinęli w sobie uczucia i udało im się znów stać się wartościowymi członkami społeczeństwa. Chwała Bogu, byli naprawdę porządnymi ludźmi. Nauczyli się jeździć metrem z przesiadkami i wysyłać na poczcie listy ekspresowe. Przeżyli też siedemdziesięciopięcioprocentowe albo osiemdziesięciopięcioprocentowe miłości.
Aż chłopiec skończył trzydzieści dwa lata, a dziewczyna trzydzieści. Czas minął zadziwiająco szybko.
I w pewien pogodny kwietniowy poranek chłopiec idzie z zachodu na wschód w Harajuku, by się napić porannej kawy i zjeść śniadanie, a dziewczyna zmierza tą samą ulicą ze wschodu na zachód, by kupić na poczcie znaczek na list ekspresowy. Mijają się na środku ulicy. Lekki blask dawnych wspomnień rozświetla na chwilę ich serca, wprawiając je w drżenia. I zaczynają rozumieć.
Ona jest dla mnie stuprocentowo idealną dziewczyną.
On jest dla mnie stuprocentowo idealnym chłopakiem.
Ale ten blask w sercach jest zbyt wątły, słowa nie tak klarowne jak czternaście lat wcześniej. Więc mijają się w milczeniu i oboje znikają w tłumie. Na zawsze.
Nie uważa pani, że to smutna historia?"*
Zaniemówiłam z wrażenia. Jego słowa roznosiły się echem w mojej głowie, próbując znaleźć sens swojego istnienia.
-Dlaczego sądził pan, że nie będę chciała wysłuchać opowieści do końca?- zapytałam po dłużącej się w nieskończoność chwili.
-Ludzie nie lubią słuchać historii, które nie mają szczęśliwych zakończeń. Wolą myśleć, że wszystko będzie dobrze, choć w ten sposób oszukują samych siebie. Jesteś pierwszą osobą, która wysłuchała do końca. Przykro mi.
-Czemu?- spojrzałam na niego zdziwiona, uśmiechał się smutno.
-Jesteś jeszcze taka młoda, a na twojej twarzy maluje się już tyle cierpienia. Ludzie szczęśliwi dostrzegają tylko dobre strony, przez co ich życie nie jest kompletne. Tylko nieszczęśliwi żyją całością swojej egzystencji.
-Pan też jest nieszczęśliwy?
-Tak naprawdę każdy jest.- zamilkłam na chwilę, zastanawiając się.
-To naprawdę smutna historia. Ale z drugiej strony żyli szczęśliwie kochając i będąc kochanymi. A to dobrze, prawda?
-To bardzo dobrze. Powiedz mi jednak proszę, jak być w pełni szczęśliwym jeśli się wie, że gdzieś jest ktoś kto stuprocentowo do nas pasuje?
-Nie wiedzieli przecież o swoim istnieniu.
-Jesteś jeszcze taka młoda... Takiego uczucia nie da się zapomnieć. To wypala znamię na twoim sercu nie pozwalając zapomnieć. Możesz zapomnieć swoje imię, co się działo w twoim życiu, jak on wygląda... To co czułaś patrząc na niego... To na zawsze będzie częścią ciebie.
-Skąd pan tyle o tym wie?
-Bo sam spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę.
-Naprawdę? Jak wyglądała?
-Tego właśnie nie pamiętam. Nie pamiętam, jakie miała oczy, czy biust miała duży, czy mały, nic nie pamiętam.
-To bardzo dziwne.
-Tak, to bardzo dziwne.
-I co pan zrobił? Zagadał pan albo poszedł za nią?
-Nic nie zrobiłem.- odpowiada mężczyzna, patrząc się w przestrzeń.- Po prostu się minęliśmy.
-To... okropne.- powiedziałam zaskoczona.
-Możliwe.- odparł.- Ale teraz wiem, że gdzieś tam jest ta jedyna i kiedyś znów ją spotkam. Jak w tej opowieści. A ty?- nieznajomy zwrócił się twarzą do mnie.- Spotkałaś stuprocentowo idealnego chłopaka?
-Nie jestem pewna.- odpowiedziałam po dłuższej chwili.
-Myślisz o konkretnej osobie?- przed oczami widziałam postać Piotrka, ale po chwili zastąpiło go wyobrażenie Jakuba. Machnęłam głową próbując przywrócić Piotra, ale nie wychodziło mi.- Coś nie tak?
-Chcę myśleć o osobie, która nigdy mnie nie zawiodła. Która mocno mnie kocha. Która jest dla mnie bardzo ważna.
-Ale...?
-W mojej głowie pojawia się ktoś inny. Zranił mnie, ale przed tym był dla mnie najważniejszym chłopakiem na świecie. Pomógł mi przejść przez piekło. Ale pod koniec tej drogi, zniknął, pozwalając bym stoczyła się z powrotem...
-Od niedawna zaprząta twoje myśli, prawda?- zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Podciągnęłam nogi i położyłam głowę na kolanach.
-Tak. Wrócił jakiś miesiąc temu, przewracając moje życie do góry nogami. A ja nie mam pojęcia, co mam myśleć.
-Może miał ważny powód, aby wyjechać?
-Może. Nie wiem, czy będę potrafiła mu znowu zaufać.
-Spróbuj. Według mnie zasługuje na to.
-Czemu tak sądzisz? Nawet go nie znasz.- nieznajomy zamilkł na chwilę i popatrzył przed siebie. Potem znów spojrzał na mnie.
-Bo widzę to w twoich oczach. Oczy są oknami duszy. Nie tylko naszymi, ale też innych, bliskim nam osób... Chyba powinnaś już wracać.
-Pewnie tak... Ale nie możemy jeszcze porozmawiać?
-Przykro mi, ale nie. Musisz wspierać teraz swoją przyjaciółkę. Bardzo tego potrzebuje. Nie trać nadziei.- po tych słowach mężczyzna wstał i zaczął iść w stronę wnętrza parku.
-Zaczekaj!- krzyknęłam za nim i również wstałam. Nieznajomy odwrócił się powoli i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.- Obiecałeś mi wyznać tajemnicę, jeśli wysłucham do końca opowieści. Jak ona brzmi?
-Spotkałaś już swojego stuprocentowo idealnego chłopaka. Nie zmarnuj tego. I pamiętaj! Oczy są oknami duszy, one przekazują całą prawdę, bo nie potrafią kłamać.
-Skąd mam wiedzieć, który jest dla mnie stuprocentowy?
-Niedługo się przekonasz, tylko nie strać swojej szansy, tak jak ja to zrobiłem i ta para z opowieści. Wyznam ci sekret. Ta opowieść przydarza się każdemu, tylko pod lekko inną postacią. To od nas zależy jak potoczy się dalej.- chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Wiedziałam, że nie kłamie. Podniosłam rękę i pomachałam do niego. Uśmiechnął się i odmachał mi, po czym poszedł w swoją drogę. Stałam tam dobre 10 minut, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Obejrzałam się i ujrzałam biegającego Piotrka.
-Piotrek!- krzyknęłam i ruszyłam w jego stronę. Po chwili zauważył mnie i podbiegł do mnie. Nie spytał dlaczego znikłam, ani co robiłam tak długo sama. Powiedział tylko jedno słowo:
-Przeżyła.
----------------------------------------
*fragment opowiadania niesamowitego pisarza Haruki Murakami'ego, które można znaleźć w zbiorze pt." Zniknięcie słonia". Serdecznie polecam.
Jeeej! W końcu rozdzialik ;3
Kurcze, ale ja się odzwyczaiłam od pisania xD Teraz wolne, to będzie trochę więcej czasu na to :] Mam nadzieję, że chociaż część z Was cieszy się z tego powodu.
Ten rozdział był taki trochę rozmyślający, ale z jakiegoś powodu od kilku dni mam taki nastrój, więc tak też piszę.
Dobra, bo już mi nachodzą na głowę kolejne rozmyślania, kończę.
Życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, a dłuższe życzonka pojawią się później :D
Do następnego rozdziału!
Pa! :]

środa, 10 grudnia 2014

rozdział 14

        Miarowe odgłosy mojego obcasa rozchodziły się po szarym korytarzu. Krzesła o tak późnej godzinie normalnie stały puste, a w salach panowała niczym nie zmącona cisza. Jednak wydarzenia wieczoru wprowadziły tu zmianę. Widok nieprzytomnej przyjaciółki leżącej w kałuży krwi, nie znikał z mojej pamięci. Miałam wrażenie, że to sen, zwykły koszmar, a jednak życie lubi robić niespodzianki. Niestety nie zawsze pomyślne...
        Domi leżała na sali operacyjnej już nie wiem jak długo, kiedy wyszła z niej starsza pielęgniarka.
- Co z nią? - zapytał z nadzieją brat Dominiki.
- Najprawdopodobniej nie przeżyje tej operacji. - powiedziała zimno kobieta. - To krwiak mózgu. Mocno się wykrwawiła i jest strasznie słaba. Robimy co w nasze mocy, ale szanse są znikome.
        Nie! Nie, to nie prawda! To nie może się tak skończyć. Pielęgniarka zniknęła za białymi drzwiami, a ja spojrzałam na chłopaków i Pati. Na policzku dziewczyny zauważyłam łzę, do której szybko dołączyły kolejne. Piotrek przytulił ją do siebie i tak jak na twarzach reszty chłopaków pojawił się smutek. Bartek starał się zachować pokerową twarz, ale widać było, że był załamany wiadomością. A ja? Stałam, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. To co usłyszałam sparaliżowało mnie do reszty. Dlaczego?.. Dlaczego mnie to ciągle spotyka? Dlaczego tracę osoby, na które mi zależy? Czy to nie może się w końcu skończyć? Czy nie dość już w życiu wycierpiałam? Kiedy myślałam, że już wszystko się ułoży, że będzie w końcu dobrze. Gdy w końcu znalazłam prawdziwe przyjaciółki oraz spełniłam swoje marzenie, wszystko musiało runąć...
        Mimo, że zawsze staram się nie ukazywać swojej słabości, nie byłam w stanie powstrzymać łez, które próbowały wypłynąć. Dlatego cichutko ruszyłam do klatki schodowej, a dalej biegiem skierowałam się do wyjścia. Pustka na schodach, pustka w poczekalni, pustka na dworze i w moim sercu. Tylko oczy z każdą chwilą wypełniały się gorzkimi kropelkami łez.
        Na dworze panował mrok, mimo świecących wkoło latarni. Chmury opadły ku ziemi tworząc gęstą mgiełkę. Mroźny powiew wiatru tańczył z listkami pod niebem, by w chwilę później wlecieć w moje włosy i ukołysać falbanki. Potrzebowałam teraz chwili ciszy. Miejsca, w którym będę mogła się w spokoju wypłakać, a czas nie będzie istniał. Rozejrzałam się szukając miejsca, w którym będę mogła się zaszyć i nikt tam mnie nie znajdzie. Idealnym miejscem zdawał się dach szpitala. Niby, kto by pomyślał, żeby mnie tam szukać? A nawet jeśli, to wokół znajduje się wiele niższych budynków, na które z łatwością można przeskoczyć.
        Kiedy wspięłam się zaledwie na daszek pod którym stały zaparkowane ambulanse, usłyszałam głos Fabiana wołającego mnie. W jego głosie słyszałam błagalną nutę i zmartwienie. Ciekawe czemu poszedł mnie szukać? Przecież nie dlatego, że się o mnie martwi. To niedorzeczny pomysł! My się ledwo znosimy, a on miał by się o mnie martwić? Jaka ja jestem czasem głupiutka. Na pewno Pati zobaczyła moje zniknięcie i poprosiła Fabiana o odnalezienie mnie. Tak! To już bardziej prawdopodobne.
        Kiedy chłopak zniknął za zakrętem, ponowiłam moją wspinaczkę. Z lekkim trudem wspięłam się na szczyt budynku. Dawniej zajęłoby mi to znacznie mniej czasu, ale brak treningów dawał się porządnie we znaki. Usiadłam na zimnej barierce i zakryłam oczy dłońmi, spod których uciekały krople łez. W sumie nie krople, a cały strumyk, cały wodospad łez. Myślałam, że zaczynając studia, moje życie zacznie zmieniać się na lepsze. Że z moich oczy nie wypłynie już żadna smutna kropelka. Najwyraźniej myliłam się. Pech najwyraźniej był tylko uśpiony, by teraz znów rujnować życie mi i osobom na którym mi zależy. Domi proszę Cię, nie opuszczaj nas. Proszę...
        Czas dłużył się w nieskończoność. Każda łza zdawała się spływać godzinami, choć tak naprawdę zajęło jej to kilka sekund. Czas mijał, a wraz z nim kończył się mój zapał łez, a serce wracało do dawnego rytmu. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni chcąc zobaczyć godzinę, zauważyłam masę nieodebranych połączeń i kilka esemesów. Ale zanim sprawdziłam od kogo one są zadzwonił Bart. Ledwo odebrałam zaraz chłopak zaczął nawijać jak najęty.
- Melka, kamień spadła mi z serca, że w końcu odebrałaś. Bałem się, że coś Ci się złego stało. Gdzie jesteś, bo przeszukałem każdy zakamarek uniwerku i nigdzie Cię nie znalazłem. Zresztą po Twoich przyjaciółkach i członkach zespołu też ani widu, ani słychu. Za chwile zacznie się konkurs na najlepszy kostium i...
- Nie w głowie mi ten durny konkurs!!! - krzyknęłam, jednocześnie stając na barierce.
- Ale przecież tak bardzo Ci na nim wcześniej zależało?
- Zależało, ale teraz już nie! Teraz mi zależy by Domi przeżyła.
- C-co?
- Domi została potrącona przez samochód i teraz leży w szpitalu z krwiakiem mózgu. Dają jej małe szanse przeżycia.
- Mela, ja.. Zaraz przyjadę.
- Nie! Chcę zostać sama. Wszystko na spokojnie przemyśleć. Poza tym nie wiem jak długo tu będę siedzieć, a ty musisz iść jutro do pracy. Lepiej się wyśpij.
- A ty masz jutro zajęcia i...
- Najwyżej pójdę odrobię w inny dzień, no trudno się mówi.
- Ech. Jesteś przekonana? 
- Tak Papa.
- Trzymaj się i nie rób niczego głupiego.
- Będę pamiętać Bartuś - po czym się rozłączyłam. Spojrzałam w niebo. W chmury przez które próbuje się przebić srebrny księżyc. Zimny przeszywający wiatr zmusił mnie od powrotu do ciepłego miejsca. Spojrzałam w dół i już chciałam wrócić, gdy...


-----------
Lejdis and dżentelmen! Chociaż właściwie same "Lajdis" :P
Zdaję sobie sprawę jak bardzo pragniecie mnie teraz zabić :D  pociachać ^.^ i nasłać smoczki, Aszlanki i bóg wie co jeszcze ;) Za ucięcie w takim momencie, ale cóż przez ostatni tydzień głowa mnie delikatnie mówiąc napier***elała i wyszło jak wyszło :( Więc liczę na wyrozumiałość i daję wam takie moje wypociny literackie -,-'

IDEAŁ

Świat nigdy nie będzie idealny,
Bo zawsze znajdą się osoby które zechcą zniszczyć dobro.
Twój partner nigdy nie będzie idealny,
Ponieważ każdy ma wady nie ważne z jakiego narodził się domu.

Ty nigdy nie będziesz idealna,
Choćbyś  intensywnie nad sobą pracowała zawsze znajdzie się jakieś "ale"
A Twoje życie nigdy nie będzie idealne,
Bo każda róża ma w sobie wiele kolcy, którymi potrafi boleśnie ranić.

Ale do ideału zawsze można się przybliżyć.
Można chwycić ster swojego życia i płynąć za nimi.
Lecz pamiętaj że ścieżki naszego życia nigdy nas tam nie zaprowadzą,
Bo ideały to tak naprawdę tylko nasze urojenia.

Ideałów nie znajdziemy choćby na końcu świata,
Ale podróżując na koniec świata...
Stajemy się doskonalszymi wersjami samych siebie.
Stajemy się lepsi niż ludzie nie ruszający się sprzed telewizora.









Czekajcie...


Serio myśleliście, że to koniec? :D
Tak?  Oooo jak mi smutno ;p zawiodłam wasze oczekiwania xD Ach ja niedobra xD Kara mi się należy :P Haha haha. Moja taka zła WOW, moja taka niedobra WOW Już dobra nie przedłużam mocniej (ale jakbym chciała to mym mogła tylko ze mnie leń) i zapraszam :D
-------------------

Spojrzałam w dół i już chciałam wrócić, gdy na mojej tali zacisnęły się wielki ręce w ogromnych rękawicach.
- Ratun... mhnm - tyle zdążyłam z siebie wydusić zanim moje usta zostały zakryte. Wierciłam się jak mogłam, ale nie byłam w stanie wydostać się z uścisku. Żelazny uścisk nie zwalniał się ani o milimetr, a ja czułam upływ siły. Dopiero wtedy usłyszałam głos trzymającej mnie osoby. Ta barwa głosu. Czy to jest..? Przestałam się szamotać i podniosłam głowę w górę.
- Fabian?- na co chłopak zwolnił uścisk i uśmiechnął się delikatnie. - Nie wiesz jak mnie przestraszyłeś - mówiłam opierając się o klatkę piersiową chłopaka.
- Przepraszam, ale musiałem Cię powstrzymać przed rzuceniem się z dachu.
- Czekaj, co? - odwróciłam się do Fabiana przodem robiąc zdezorientowaną miną.
- Wiem, że z Domi jest ciężko, ale to nie oznacza, że musisz od razu się zabić. Jest cień szansy, że może wyzdrowieć. A po twojej śmierci inni też będą zasmuceni i...
- Nie wierze, że myślałeś, że chcę skoczyć. Ja po prostu spoglądałam jak łatwo można zejść z budynku.
- Już wierzę w tę twoją historyjkę - rzekł sarkastycznie zakładając ręce
- A niby jak miałam wejść? - w odpowiedzi chłopak wskazał mi wielkie drzwi za sobą. Tu są drzwi? -...Przechodzenie dziwami jest zbyt majestatyczne.- Nie, to NIE jest desperacka próba odwrócenia uwagi od tego, mojej głupoty.
- Kobiety, co byś nie zrobił i tak tych istot nie zrozumiesz - rzekł teatralnie chłopak, co wywołało u mnie napad śmiechu. Chmury w ułamku sekundy pochłonęły księżyc, a chłodniejszy podmuch kulał po ścianach budynków, dachach i brukowych chodnikach. Niska temperatura przy cienkiej sukience [tej samej co na Bal] wywołała u mnie dreszcze. Fabian to zauważył i otoczył mnie ciepłym ramieniem.
- Chodźmy już, bo nie chcę, byś się rozchorowała - nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam z chłopakiem. Dopiero przed drzwiami zapytałam się.
- Od kiedy to ty się tak o mnie martwisz? - chłopak spojrzał na mnie ciepło swoimi błękitnymi oczyma
- Od chwili kiedy Cie ujrzałem.Od chwili kiedy zrozumiałem jaka jesteś dla mnie ważna. Bez Ciebie każdy dzień byłby znacznie gorszy. Każda chwila z Tobą jest wyjątkowa jak najjaśniejsza gwiazda na niebie. Jak na milion zwykłych polnych kwiatów zakwita tylko jedna jedyna róża. A tą różą jesteś ty. Gdyby nie ty... to... nie miałbym kogo drażnić.
- Mógłbyś znaleźć kogoś innego do torturowania.
- Mógłbym, ale wybrałem Ciebie.

sobota, 29 listopada 2014

Rodział 13


Czując na twarzy cieplutkie promienie słońca otworzyłam delikatnie oczy. Znajdowałam się na łące. Miałam na sobie też dziwny strój. Biała sukienka. Dziwne, przecież ja się tak nie ubieram. Z mętlikiem w głowie zaczęłam iść przed siebie poszukując kogoś, kto pomoże mi z tego dziwnego miejsca wyjść. Szłam dobre 3 godziny. Na swojej drodze poza dalej roztaczającą się łąką nic ani nikogo nie było. Zrezygnowana opadłam na ziemię. Zaczęłam cicho szlochać.

- Nie płacz.
Odchyliłam głowę do tyłu. Ujrzałam piękną kobietę. Była niebiesko oka blondynką. Pomogła mi wstać.
- Kim jesteś i co jak tak właściwie tutaj robię tak ubrana. – wskazałam na sukienkę. Kobieta zachichotała lecz po chwili spoważniała.
- Jestem Anila i jestem twoim aniołem stróżem. – moja mina chyba mówiła sama za siebie. Czyli że ja umarłam. Nie, to nie może być prawda. Dlatego nikogo poza nią tu nie spotkałam.
- Umarłam?
- … - nic nie odpowiedziała. Opuściłam głowę.  -Głowa do góry wszystko będzie dobrze. Pamiętasz co się stało zanim się tu znalazłaś? – gdy kobieta zadała mi to pytanie poważnie zaczęłam się nad tym zastanawiać. Po chwili mnie oświeciło…
- Potrącił mnie samochód.
- Chodź ze mną. – posłusznie poszłam za kobietą.  Zaprowadziła mnie do ogrodu w którym było pełno pięknych kwiatów. Moje oczy nie mogły się nacieszyć ich widokiem. Znalazłyśmy się przed bramą. Kobieta z szyi ściągnęła klucz i nim otworzyła zamek potężnych wrot. Na środku poza studnią nie znajdowało się nic. Kobieta gestem ręki pokazała abym podeszła do studni.
- Pokaże ci teraz co się z tobą dzieje tam na ziemi.
Pochyliłam się nad studnią. W jej odbiciu zaczęłam dostrzegać znajome mi osoby. Melka i Patrycja siedziały na jakiś krzesłach na korytarzu, obejmowały się i płakały. Ujrzałam też mojego brata i  chłopaków z zespołu którzy  odciągali Maćka od Kacpra. Obaj chłopcy byli poobijani. Nagle Melka wstała i zaczęła mówić z całą zapłakaną twarzą.
- Uspokójcie się! Chociaż tyle dla niej zróbcie. Urządzacie tu jakieś bójki. Jak możecie?!! Ona was teraz potrzebuje…
Głos zaczął się jej łamać. Podszedł do niej Fabian i przytulił ją.
- Ona ma racje. Maciek uspokój się.
- To wszystko jego wina. – palcem wskazał na opierającego się o zamknięte drzwi do sali Kacpra. – To on powinien zamiast niej tam leżeć. Jesteś z siebie zadowolony? Jeśli ona przez ciebie Umrze nie daruje ci tego!
- Dość Maciek. – odparł Bart – Chłopaki weźmy stąd dziewczyny powinny coś zjeść i odpocząć. Maciek ty też chodź dajmy jej odpocząć.
- Jeśli on ma tu zamiar zostać to ja mam takie samo prawo jak on.
- Zostaw go. Masz tu klucze przywieź jakieś ubrania Dominice gdy się obudzi będzie mogła je ubrać. – mój brat naprawdę był załamany, nie dawał jednak tak łatwo po sobie tego poznać. – Jedź.
Wszyscy się zebrali. Został tylko mój brat i Kacper, który ani razu się nie odezwał. W kierunku mojego brata zmierzał lekarz z smutną miną. Bartek od razu podszedł w jego stronę.
- I co z nią przeżyje?
- Nie mogę panu niczego obiecać. Przeszła poważną operacje usunięcia krwiaka z mózgu. Mocno oberwała w głowę i długo była nieprzytomna. Najbliższe godziny pokażą co z nią będzie. To silna młoda osoba. – lekarz poklepał mojego brata po ramieniu i odszedł. Bartek energicznym krokiem podszedł do Kacpra.
- Wiem, że ci na niej zależy będzie dobrze. – i odszedł zostawiając Kacpra samego przed moją salą. Z wyprzedzeniem wiedziałam że wyszedł po resztę przed szpital, żeby przekazać im wieści.  Wszyscy byli znowu na swoich miejscach tak jak ich wcześniej zaznałam. Kacprowi po policzku splunęła łza. Usłyszałam jego cichutkie słowo…
- Przepraszam.
Obraz zaczął się rozmywać. Teraz stałam już przed pustą studnią. Płakałam. Kobieta mnie przytuliła. Płakałam w jej ramię dobre z 10 minut. Nie mogłam się pogodzić z tym, że najprawdopodobniej już tam nie wrócę. Gdy przestałam już płakać delikatnie odsunęłam się od kobiety.
- Nie wiedziałam, że im obu tak na mnie zależy. Gdybym wiedziała nie wybrałabym żadnego z nich.
- Nie jest twoją winą, że się zakochałaś. Miłość to piękny dar powinnaś o tym wiedzieć. Chciałabym ci coś jeszcze powiedzieć zanim będziesz musiała odejść na dobre.  Dbaj o siebie tam gdzie będziesz.
Gdy kobieta skończyła  poczułam ogromny ból głowy. Jak na zawołanie złapałam się za głowę. Zabolał mnie tez brzuch. W głowie słyszałam odgłosy lekarzy jak wołają by się odsunąć. Krzyki dziewczyn i ich płacz… Upadłam. Na sam koniec usłyszałam jeszcze głos Anili mówiący, że co się stanie i tak będzie gdzieś tam Koło mnie. Z tą ostatnią usłyszaną wieścią zasnęłam.

Mam nadzieję, że się wam podobało :) Prosiłabym o komentarze na temat rozdziału. Wyszedł jaki wyszedł od początku miało tak być takimi myślami was zostawiam. do następnego :):):)
                                                                                                                                    Clara
                                              

piątek, 14 listopada 2014

Hallowen cz.3



Po tej całej sytuacji czułam się źle. Ja się chyba naprawdę zakochałam w Kacprze. Czemu się do mnie nie odezwał? Mimowolnie kończąc już malować swoje usta spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Nic. Może tylko mi się wydawało, że jest dobrze. Głupia znowu dała się nabrać. Moja naiwność mnie kiedyś zgubi.
- Domi szybciej!! Maciek czeka!!!!!- krzyknęła do mnie zza zakrętu Melka.
- Już, już.
- Nie martw się będzie dobrze odezwie się – pocieszała mnie Melka, wiedziała o co chodzi – mówił ci ktoś, że ślicznie wyglądasz?
- Jesteś pierwsza.
- Jestem jeszcze ja – powiedział ktoś w progu pokoju.
- To ja może pójdę. Pomaluje sobie paznokcie!!!
- Idź, idź Melka! Nie zapomnij założyć butów – powiedziałam z sarkazmem.
- Lubię jak się z kimś drażnisz.
- co ty tutaj w ogóle robisz? Nie odezwałeś się do mnie ani słowem od 2 dni. Wiesz jak się martwiłam – podeszłam do chłopaka policzkując go.
- Za co to.
- Za to, że mnie zostawiłeś.
- Należało mi się.
- I to nie wiesz jak -  zaczęłam się śmiać – no chodź niech cię uściskam.
- Musiałem kilka spraw załatwić. Nie zostawię cie już tak bez słowa.
- Ja myśle. Dobra spadaj muszę się ubrać. Sio, sio.
- Czekam na dole.
Ucieszyło mnie jedno, że Maciek się odnalazł. Dalej jednak nie wiem co się dziej z Kacprem. Znając go to wyrywa jakieś panny na mieście. Nie ważne, dziś mam się dobrze bawić. Zrobię coś dla siebie. Będąc już gotowe z dziewczynami zeszłyśmy na dół, czekali tam na nas chłopcy. Każdy z nich wyglądał wyjątkowo przystojnie. Szczerze zazdroszczę trochę Meli i Patrycji wydają się być szczęśliwe, mimo że nie są jeszcze z chłopakami to i tak są szczęśliwe. Czy ja zawsze muszę mieć pod górkę? Widocznie tak musi być. Poszliśmy w kierunku samochodów. Każda jechała osobno. Napisałam szybkiego smsa do koleżanek:
‘’ Uważajcie na siebie laski :* Spotkamy się w środku jak będziemy tańczyć walca.’’
Kocham je jak własne siostry. Nie wiem co bym komuś zrobiła jak by je skrzywdził. Krzyżyk na drogę.
- Nie myśl tak dużo.
- Boję się trochę o dziewczyny, nie chce żeby zostały przez nich skrzywdzone.
- Nie bój się. Wiem, że ufasz chłopakom, musisz im dać szansę.
- Wiem.
- Jesteśmy na miejscu.
- Nie zauważyłam, szybko dojechaliśmy.
- A co ty myślałaś taką maszyną pff. Oj Domi zasmucasz mnie – powiedział z udawaną ironią łapiąc się za serce.
Kocham go za to, że potrafi mnie rozśmieszyć. Wyjątkowa osoba. Na początku potańczyłam trochę z Maćkiem i innymi z zespołu. Kacper dalej nie dotarł. Wchodząc na scenę straciłam resztkę nadziei, że będzie. Zjawił się. Był w znakomitym nastroju. Zagraliśmy kilka kawałków. Ludzie dobrze się bawili. Przyszedł czas po naszym występie na walca. Wzrokiem próbowałam odszukać a Sali Maćka. Zaczęła grać muzyka. Na swoich biodrach poczułam dłonie.
- Tęskniłaś?
Szybko się odwróciłam.
- Kacper?
- Nie święty Wacław. Nie to ja, co taka zdziwiona.
- Gdzie byłeś przez te dwa dni? Czemu masz rozwaloną wargę?
- Nie dotykaj – powiedział speszony, odsuwając moją dłoń – z kim przyszłaś?
- Maciek mnie zaprosił.
- Mogłem się tego spodziewać – powiedział coś tak cicho, że nic nie zrozumiałam.
- Coś mówiłeś?
- Nie, nie. Tęskniłem – mówiąc to pocałował mnie.
- Czym sobie na to zasłużyłam?
- Po prostu, zaraz wracam poczekaj tu.
Tak jak powiedział zostałam. Czemu tak zareagował co do mojej osoby? Dlaczego ma rozciętą wargę? Dopiero co wrócił i udaje jakby się nic nie stało. Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś dotyk.
- Tu jesteś szukałem cie. Choć musimy wyjść – zaczął mnie ciągnąć w stronę wyjścia.
- Widziałeś gdzieś Kacpra?
Jak na zawołanie się zatrzymał.
- Nie – powiedział oschle z rządzą mordu w oczach.
- Ty coś wiesz. Czemu was nie było dwa dni? Zapadliście się  pod ziemie w tym samym czasie. Powiesz mi co tu jest grane?
- Nie powinno cię to interesować – i dalej zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia.
Wyrwałam się mu i zaczęłam zmierzać w stronę sceny. Odnalazłam Kacpra, lecz to co zobaczyłam bardzo mnie zasmuciło. Całował się on z Anią. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Złamał mi serce. Spojrzał w moją stronę, chyba zrozumiał że popełnił błąd. Było jednak za późno. Dogonił mnie w końcu Maciek ale nie chciałam z nim rozmawiać.
- Wiedziałeś, a mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem cie martwić. Zrozum do cholery też mnie…
Odeszłam nie słuchałam go. Ze szkoły wybiegłam jak oparzona. Za sobą słyszałam jak obaj chłopacy mnie wołają. Ostatnie co pamiętam to pisk opon samochodu i głos Kacpra, że wszystko będzie dobrze. Potem tylko ciemność.

Mam nadzieję że sie podobało :) Nie nie zdradze wam co się stało czy też nie stało Dominice. Bądzmy cierpliwi :0
                                                                                                                       Clara

czwartek, 13 listopada 2014

Halloween cz.2

        Z Bartkiem weszłam na salę, w której odbywał się bal. Całe pomieszczenie było obwieszone sztucznymi pajęczynami, na których siedziały olbrzymie pająki. Pod sufitem były porozwieszane nietoperze, a na parapetach stały czarne koty i wydrążone dynie. Oprócz tego kilka dużych, pomarańczowych lampionów delikatnie oświetlało pomieszczenie nadając mu mroczny wygląd. Para gołąbków czyli Kuba z Gośką, ruszyła na podbój parkietu. Natomiast jaskiniowiec szybko ruszył poflirtować do gromadki dziewczyn. Kiedy tylko udało mi się wychwycić wzrokiem Fabiana moja krew się zagotowała. Jakaś dziewczyna przebrana za myszkę Micki  pocałowała go w policzek, po czym ulotniła się bodajże do łazienki. Nie wiem, czemu tak zareagowałam. Przecież nie jestem w NIKIM, ale to nikim zakochana. Ledwo go lubię, ale organizmu człowieka nie da się tak łatwo zrozumieć. Może to przez tą mgłę w powietrzu? Ale skoro był sam to podeszłam do niego.
- Hej Fabian.
- O cześć. Nie tańczysz z Bartkiem?
- Jak widać nie. Właściwie to szukam Eli. Nie widziałaś jej?
- Nie - chciałam już iść, ale spojrzałam na twarz chłopaka. - A... - mruknął ledwie słyszalnie.
- Tak, coś się stało? - podeszłam bliżej i spojrzałam chłopakowi w twarz. Fab uśmiechnął się i kładąc swoje ręce na mojej tali zapytał.
- Mogę Cię prosić do tańca?
- Z przyjemnością mój szalony doktorku - ruszyliśmy na parkiet, w tle płynął jakiś wolny kawałek. Czułam, że chłopak ma mi coś do powiedzenia. Ale jakby wszystko chciał przemyśleć. W końcu przerwał ciszę.
- Znasz Marco? - przyglądał mi się z wyraźną uwagą. Nie wiedziałam czy powinnam potwierdzić czy zaprzeczyć, przez co chwilę się wahałam.
- Masz na myśli waszego nowego perkusistę, tak?
- Tak.
- Jest on znajomym Bartka i Kuby, więc dość często spotykaliśmy się na dymówkach i imprezach. Czemu pytasz?
- Bo gdy Cię ostatnio spotkałem w kawiarence miałaś jego telefon i... Po prostu mnie to zdziwiło - chłopak zdawał się przede mną coś ukrywać, ale dla własnego bezpieczeństwa nie drążyłam bardziej tematu.
        Jeszcze przez jakieś pół godziny tańczyłam i gadałam z Fabianem. Później dopadła nas ta myszka. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać więc udałam się do na korytarz ciągnąc za sobą Bartka. Dziewczyny z którymi gadał chciały zabić mnie wzrokiem, ale co tam. *To MÓJ Bartuś szmaty. Nie macie na co liczyć. To ja jestem dla niego kobietą numer jeden i nikt tego nie zmieni! Wara od niego pustaki!!!* Wyszliśmy na korytarz i stamtąd udałam się do łazienki. Bartek przyniósł w tym czasie moją torbę, a następnie pilnował czy nikt się nie szwenda po budynku. Kwadrans później wyszłam w stroju Marco, jeszcze tylko ta głupia broda i byłam gotowa. Torbę schowałam w łazience. Bartek poszedł prosto na salę natomiast ja bocznym wyjściem okrążyłam budynek i dopiero znalazłam się przed wejściem. Reszta kapeli już tam stała. Wraz z resztą kapeli wkroczyłam na scenę. Kolorowe światła reflektorów rozbiegały się we wszystkie strony. Tłumy ludzi klaskały w dłonie i gwizdały okazując swoje zadowolenie. Stojąc koło Domi, w głowie przypomniał mi się mój pierwszy raz na scenie...

        Ilość skierowanych w naszą stronę par oczu wywoływał u mnie niekontrolowane dreszcze. Jak dotąd żadna z nas nie występowała nigdy na scenie, wszystkim nam serducha kołatały niczym młot pneumatyczny chcący przedziurawić skórę i wydostać się na zewnątrz.
Brawa powoli cichły, a my ruszyłyśmy na swoje miejsca. Oczywiście moje za perkusją! Usiadłam i chwyciłam moje złoto-czarne pałeczki. Miałam najważniejsze zadanie. To ode mnie zależało kiedy zaczniemy, a mi strach sparaliżował kończyny. Jagoda odwróciła się w moją stronę i dodawała otuchy przyjaznym uśmiechem. Sprawiło to, że wszystkie negatywne uczucia szybko mnie opuściły. Podniosłam pałeczki i wystukałam rytm, po którym w jednym momencie wszystkie instrumenty wydały z siebie dźwięki. Jagoda jeszcze chwile spoglądała na mnie zanim zwróciła się do publiki i jej cudownym głosem śpiewała kolejne słowa piosenki.

        Wróciłam do rzeczywistości. Tak samo jak wtedy, tak samo teraz miałam zaszczyt wybicia rytmu. Po czym poczułam się jak w najpiękniejszym śnie. Ludzie i instrumenty złączone w jedną całość. W kapelę Black Wolf...

        Po koncercie szybko umknęłam do szkoły się przebrać. Byłam prze szczęśliwa, ale ten strój powodował dość duży dyskomfort. Chciałam by chłopacy dowiedzieli się jaka jest prawda, ale wtedy zechcą mnie wywalić i zatrudnić jakiegoś prawdziwego chłopaka. Więc wolę nie ryzykować. Wyszłam z budynku szkoły i usiadłam pod drzewem. Chciałam ochłonąć zanim wrócę na salę. Muszę wyglądać świetnie gdy zacznie się konkurs na najlepszy kostium.
- Co tu robisz zamiast bawić się w sali - usłyszałam za swoimi plecami.
- Kiedy tylko zaczęliście grać i cała publiczność zaczęła tańczyć, to zrobiło mi się strasznie duszno dlatego wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Bardzo nie lubię przebywać w parnych pomieszczeniach, a już w szczególności jak ktoś wali tyle tej sztucznej mgły, że ledwo widać na odległość 3 metrów - mruknełam niezadowolona. Fabian cicho się zaśmiał i delikatnie otoczył mnie ramieniem. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo nagle Domi wybiegła z prędkością światła z sali. Martwiłam się o nią, dlatego szybko zerwałam się i pobiegłam za nią. Byłam za nią jakieś 2 metry, kiedy ktoś mnie chwycił za ramię i odciągnął. Zatrzymałam się jakieś 20 centymetrów od nieprzytomnej przyjaciółki. Gdyby nie Fabian, który chwycił mnie w ostatniej chwili, mnie również mogło się stać coś poważnego. Ale w takich chwilach nie myślałam o sobie - tylko o Domi...

środa, 12 listopada 2014

Halloween cz.1

Złapałam chłopaka za rękę i ruszyliśmy zgodnym krokiem w stronę otwartych drzwi sali gimnastycznej. Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy bez słowa obserwować tańczących.
-Ładnie wyglądasz.- odezwał się Piotrek wpatrując się w najbliższą parę.
-Dziękuję.- odpowiedziałam lekko się rumieniąc.- Ty również. Siedzieliśmy tak kilka minut, próbując wymyślić jakiś temat do rozmowy. Bezskutecznie.
-Zatańczysz?- zapytał chłopak przełamując ciszę.
-Z chęcią.- odparłam i wstaliśmy z miejsca. Akurat w tym momencie zaczęła lecieć ballada. Uśmiechnęłam się i dałam się wyciągnąć na środek sali. Stanęliśmy blisko siebie, a przynajmniej na tyle blisko, na ile pozwalały nam nasze stroje. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki, która z każdą chwilą trochę przyśpieszała. Pewnie byłoby miło, gdybym powiedziała coś romantycznego, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nagle przypomniał mi się ten wieczór i to co powiedział. Już wiedziałam, co chce usłyszeć. Właśnie nachyliłam się do jego ucha, otworzyłam usta i...
-Odbijany.- usłyszałam obok siebie i poczułam lekkie szarpnięcie, które odciągnęło mnie od Piotrka. Zdumiona spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Jakuba, w stroju ninja. Już chciałam na niego krzyknąć, ale zagłuszyła mnie głośna muzyka. Zostałam odsunięta od Piotra i wyciągnięta na dwór. Nie mam pojęcia, o co może mu chodzić. Kiedy doszliśmy do parku w końcu postanowił się zatrzymać.
-Po co mnie tu zaciągnąłeś? I tak nie mam ochoty z tobą rozmawiać.- powiedziałam od razu, chcąc jak najszybciej wrócić.
-Czy pozwolisz mi chociaż się wytłumaczyć?- Westchnęłam i z niewiadomego powodu usiadłam na ławce, dając mu w ten sposób zgodę. Chłopak przysiadł obok mnie i zwiesił głowę.
-Musiałem...- zaczął cicho.- Musiałem wyjechać. Zapanować nad kilkoma sprawami...
-I dlatego... Musiałeś mnie zostawić samą... Na skraju załamania... I to bez żadnej podpory?! Coś ty sobie wyobrażał?! Że teraz rzucę ci się na szyję w podziękowaniu, że wróciłeś? Jeśli tak, to się grubo myliłeś.
-Nie. Oczywiście, że nie. Myślisz, że tylko tobie było ciężko? Nigdy nawet nie spytałaś się, jak się czuję, tylko od razu zasypywałaś mnie swoimi żalami. Ja też miałem swoje problemy, ale umiałem sobie z nimi radzić lepiej od ciebie.
-Taa. Bo miałeś takie okropne życie. Nigdy nie przeżyłeś czegoś tak strasznego jak ja.
-To prawda.- przyznał.- Ale są też inne powody mojego wyjazdu. Jednym z nich jesteś ty.
-Ja?- zapytałam zdziwiona. Chłopak przegryzł wargę, jakby bał się powiedzieć coś więcej.
-Chciałem cię uszczęśliwić...
-Wyjeżdżając?!- Odetchnął głęboko, a ja wstrzymałam oddech bojąc się jego następnych słów.
-Dowiedziałem się... Że masz siostrę bliźniaczkę i znalazłem ją. Jest w Krakowie.
-Ja... Ja widziałam ją... W autobusie.- Po mojej twarzy spłynęła pojedyncza łza.- Ale... Skąd o niej wiesz? I czemu nic mi nie mówiłeś?!
-Chciałem, ale... Nie umiałem się przezwyciężyć, żeby ci powiedzieć. Wiem jestem okropny, ale bardzo bałem się twojej reakcji.
-I co? Dalej się boisz?!- Teraz nie potrafiłam już zapanować nad łzami.
-Patrycja... Błagam nie płacz...- Jakub nie miał pojęcia co robić, a ja od bardzo dawna zaczęłam płakać przy kimś. Chłopak przegryzł wargę i niezdarnie przytulił mnie. Nie panując nad sobą wtuliłam się w ramię chłopaka nie zwracając uwagi na rozmazujący się makijaż. Zawsze był jedynym na którego mogłam liczyć. Zawsze był przy mnie. Zawsze.
-Pati?- usłyszałam głos za sobą. Oderwałam się od chłopaka i ujrzałam zdumionego Piotra.
-Piotrek...- odezwałam się, wyciągając do niego rękę.
-Widzę, że znalazłaś sobie inne towarzystwo.- powiedział tylko, odwrócił się i odszedł. Schowałam twarz w dłonie i cicho załkałam.
-Wszystko się wali...
Po jakimś czasie wróciłam na salę, na której za chwilę miał się odbyć koncert. Grali i śpiewali świetnie, ja jednak nie potrafiłam się cieszyć. Cały czas wpatrywałam się w Piotrka, który wyglądał na wkurzonego. Znaczy, miał obojętną twarz, ale ja zauważałam te drobne detale, jak drganie szczęki, trochę zbyt mechaniczne ruchy i wzrok utkwiony w dłoniach. Zdecydowanie był zły. Muszę go jakoś przeprosić... Całkowicie nie zrozumiał sytuacji, która teraz wydaje mi się dość abstrakcyjna. Zanim wróciłam do sali pogadałam trochę z Jacobem. Nieco sobie wyjaśniliśmy i... Postanowiłam dać mu szansę. Pewnie nie powinnam tego robić, ale zdarza mi się podejmować głupie decyzje. Muszę tylko to jakoś wytłumaczyć dziewczynom... I Piotrusiowi. Ogólnie koncert trwał koło godziny. Po zakończeniu udałam się w stronę wyjścia z kulis, mając nadzieję złapać Piotrka. Minęłam Domi i Maćka, prawie nie zwracając na nich uwagi. Miałam misję do wypełnienia. Stanęłam przed drzwiami niepewna co robić. Nagle drzwi się otworzyły i prosto na mnie wypadł chłopak, którego szukałam. Uratował mnie przed upadkiem łapiąc mnie za rękę w ostatniej chwili. Podniósł mnie do pozycji pionowej i wtedy uświadomił sobie, że jest na mnie obrażony.
-Wybacz. Straszna ze mnie niezdara.
-Nie da się ukryć.- odparł oschle.
-Możemy porozmawiać?- zapytałam, patrząc prosto w jego oczy. Widocznie to go trochę zmiękczyło.
-Skoro musimy...- ruszyliśmy do parku, aby być z dala od wszystkiego. Dopiero teraz zauważyłam, że na zewnątrz spędziłam więcej czasu niż na samej zabawie.
-Posłuchaj.- zaczęłam.- To nie było tak jak myślisz.
-A jak myślę?- poprawiłam włosy, denerwując się.
-On jest tylko moim... dawnym przyjacielem.
-Dziwne, bo nigdy nawet o nim nie wspomniałaś.
-Ponieważ... On zniknął na kilka lat... I teraz wrócił. A ja przez cały ten czas byłam na niego wściekła...
-Och. No tak, racja. Bo to całkowicie normalne przytulać się do kogoś, kogo się nienawidzi. A zresztą czym ja się przejmuję? Nie jesteśmy razem, więc nic mi do tego.- jego głos z każdą chwilą był coraz bardziej oschły.
-Błagam nie mów tak.- prosiłam, zatrzymując łzy. Czułam narastającą w gardle gulę.
-Niby jak?- milczałam, nie mając pojęcia co odpowiedzieć.- Tak myślałem.- już odchodził, gdy niewiele myśląc chwyciłam go za rękę, przyciągnęłam do siebie i pocałowałam. Gdy zabrakło mi oddechu oderwałam usta i mocno przycisnęłam się do niego.
-Kocham cię.- szepnęłam.
-Ja ciebie też.- usłyszałam i poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami. Ten cudny moment przerwał huk i czyjś krzyk. Spojrzeliśmy na siebie zdumieni i ruszyliśmy biegiem w stronę źródła hałasu. To co zobaczyłam sprawiło, że mało nie straciłam przytomności. Domi...

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 12

Samhain - dzień w którym wedle celtyckich kapłanów zaciera się granica między zaświatami, a światem ludzi. Kiedy to duchy zarówno złe jak i dobre błąkają się po domach. Duchy przodków chętnie były zapraszane, a złe były odstraszane za pomocą ognia, które miało wspierało słońce w walce z ciemnością i mrokiem. Tradycja ta przetrwała do dzisiejszych czasów. W noc przed 1 listopada stawia się wydrążone dynie z włożonymi wewnątrz świeczkami, a dzieci przebrane za złe duchy zbierają słodkości. Dorośli natomiast wybierają się na bale przebierańców. Domi, Pati i Mela również szykując się na niezapomnianą noc...

Dzień zapowiadał się dobrze. Od samego rana dziewczyny były podekscytowane całą imprezą. Nie wiedziały co je dzisiejszego dnia spotka, lecz miały pozytywne myśli. Zawitała do nich niespodziewanie Gosia oferując żeby wszystkie przygotowały się u niej , że względu ze jest u niej po prostu więcej miejsca. Dziewczyny bez wahania się zgodziły. Pasował im taki obrót spraw. Rzeczywiste w ich akademickim pokoju było mało miejsca. Kończąc przygotowania Gosia podziękowała jeszcze cieplutko Meli za umówienie jej z Kubą. Dziewczyna czuła się spełniona, że mogła komuś pomóc. Zamartwiało każda z osobna tyło jedno czy będzie dobrze?


Gośka: No dziewczyny opowiadajcie za co się przebieracie - mówiąc to wskazała palcem na trzymane przez nas torby.


Pati: Cybermena.- odpowiedziała z uśmiechem. Widząc zdziwione miny koleżanek kontynuowała. - To potwór z mojego ukochanego serialu.
Mela: Już Ci mówiłam pokażę się dopiero w pełnej krasie, a jak u ciebie ze strojem?
Gosia: Mam dylemat mam dwa stroje i nie wiem co będzie lepsze. Pomożecie? - powiedziała błagalnie
Domi: Pewnie Gosiu, pomożemy Ci, możesz na nas liczyć. Wracając do mnie, ja przebieram się w strój hrabiny. Wymyśliłam go na poczekaniu, ale myślę że jakoś to będzie wyglądać.
Mela: W takim razie pokazuj swoje wdzianka i razem zadecydujemy co będzie do ciebie bardziej pasować - Gosia kiwnęła głową i wyciągnęła z szafy dwa kostiumy. Jeden był to strój lisa, a drugim był stój kościotrupa.
Pati: Ja jestem za kościotrupem!
Domi: Ja stawiam na ten strój lisa, będziesz wyglądać w nim uroczo. Podkreśli twój urok.
Mela: Jak na mój gust to za kościotrupa przebierze się połowa ludzi. Kościotrup jest klasyką Halloween, więc ja stawiam na lisa i z drobnymi przeróbkami- rzekła niebiesko włosa szatańsko pocierając rękoma.
Gosia: Czy jam mam się bać tego uśmieszku - spytała niepewnie dziewczyna.
Domi: Powinnaś się obawiać - zaśmiał a się Dominika - Dawajcie laski streszczajmy się, bo zajmie nam to do rana - odparła dziewczyna zakładając szpilki na swoje zgrabne nogi.
Mela: Racja! Ubieramy się! 
Dominika: Melka jakiś SMS Ci przyszedł, pewnie chłopaki przyjechali.


STROJE


Mela

Domi

Pati


Gośka


Fabian


Piotr

Bartek

Maja


niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 11



Ręka dzięki Kacprowi już mniej bolała. Po tygodniu opuchlizna zeszła. Kacper czuł się chyba winny całemu zdarzeniu, obchodził się co do mojej osoby bardzo delikatnie? Dziwne. On i poczucie winy. Dziś jedziemy do lunaparku, uwielbiam tam jeździć…
                                                                        

- Maniek czego chcesz - wysyczałam - miałam mieć dzisiaj wolne.
- Miałaś. Blondi zachorowała, musisz ją zastąpić.
- Będę coś z tego dodatkowego miała? – zapytałam uwodzicielsko, jak już pracować za kogoś to musi być z tego dodatkowy zarobek.
- Cwana jesteś... Masz szczęście, niewiele ma taki zgrabny tyłek jak ty, dlatego klięci cie kochają. Niech będzie dodatkowy jeden dzień wolny pasuje?
- Dwa. Niedługo mam bal więc potrzebuje wolnego na przygotowania – odpowiedziałam stanowczo.
- Niech będzie. Masz być za jakąś godzinę w klubie na próbie.
- Na razie – powiedziałam rozłączając się.
Jak mnie ten typ irytuje ani jednego dnia wolnego, zawsze coś. Trudno, przynajmniej dostane dwa dni wolnego są i tego plusy. Muszę teraz coś wymyślić, jak się stąd zmyć. Napisałam dyskretnie SMSa Maćkowi żeby mnie zawiózł. Nie lubił jak tam jeździłam , nie dziwię mu się ale z mojego powodu zgodził się mnie zawieść. Szybkim krokiem podeszłam w stronę przyjaciół.
-Wybaczcie, ale ja już muszę iść, mam coś ważnego do zrobienia.
-A nie możesz z nami zostać, chociaż na tą ostatnią atrakcję?- zapytała Mela.
- Nie. Przykro mi. Maciek, idziesz ze mną?- zwróciłam się w stronę chłopaka.

-Widocznie nie mam wyboru.- odparł chłopak, wiedząc w czym rzecz.

-Do jutra!- krzyknęłam odchodząc.

-Cześć!- krzyknęły moje przyjaciółki, machając mi.

Nie odzywając się do siebie ponuro ruszyliśmy w stronę samochodu. Swoją drogą uwielbiam ten samochód. Ma coś w sobie, miałam dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego.

- Coś nie tak? – zapytał Maciek.

- Wszystko w porządku nie przejmuj się mną.

Na tym skończyła się nasza krótka rozmowa. Wyczuł, że coś jest nie tak. Uliczkę od klubu zatrzymał samochód.

- Czemu się zatrzymałeś, jeszcze jedna uliczka.
- Powiedz co jest grane – powiedział podnosząc opuszczoną głowę.

- Wiedziałam że mnie rozgryziesz. Jest w porządku mam teraz gorsze dni.

-  Spójrz na mnie – powiedział trzymając już w swojej ręce mój podbródek – Wytłumacz mi  dlaczego
nie mogę w to uwierzyć.

- Przestań Maciek – powiedziałam zsuwając jego rękę z mojego podbródka – Muszę tylko odpocząć wszystko jest w porządku – powiedziałam zaciskając nasze  złączone dłonie.

Na szczęście ktoś zapukał do szyby, był to Maniek. Wskazał najpierw na zegarek, a poźniej żebym za nim szła.

- Muszę już iść- powiedziałam rozłączając nasze dłonie.

- Trzymaj się – powiedział bez żadnych emocji.

- Dłużej się nie dało – odparł wściekły Maniek.

-  Jak byś nie przeszkodził nap weno trwało by to dłużej.

- Nie pyskuj. Próba się zaczęła a ty nie gotowa.

Już mówiłam jak go nie cierpie! Na pewno. Irytujący człowiek. Dobra spokojnie Domi. Wdech, wydech tak jak ci radziła Melka. Po uspokojeniu udałam się w stronę przebieralni. Makijaż i przebranie zajęty mi dobrą godzinę. Było już późno pewnie dziewczyny z chłopakami udali się do akademika.

-Panie i, przede wszystkim, Panowie!- powiedział z głośników głos.- Zapraszam serdecznie na niezwykły, czarujący i seksowny występ naszej uroczej, Niesamowitej Dagmary!!!

Usłyszałam jak mnie wywołując. Wyszłam na scenę.  Zaczęłam tańczyć.  Uwielbiałam to robić. Na Sali było słychać oklaski i gwizdy. Gdzieś  w oddali mignęły mi dwie  znane osoby. Zaczęłam uważnie spoglądać w tamtym kierunku. To były dziewczyny!!! Na dodatek nie same. Muszę coś zrobić, nikt nie może mnie poznać. Uważnie się im przyglądałam. Myśl Domi myśl! Mam tatuaż. Zaczęłam delikatnie z siebie zrzucać skąpą pelerynę, tak żeby go było widać. Dziewczyny zaczęły wymieniać się  zdziwionymi spojrzeniami. Spojrzały ponownie w moją stronę. Poznały mnie, zapewne po oczach i ich wyrazie. Zaczęły szybko kąbinować jak wszystkich wyciągnąć z klubu. Przestraszona dostrzegłam Kacpra z przodu zastygłam na chwilę, szybko się jednak ogarnęłam żeby nie zauważyli co się dzieje. Kacper intensywnie mi się przyglądało chyba się mu spodobałam, w sęsie mój taniec. Z tego co widziałam trudno było go wyciągnąc z klubu, dzięki bogu się udało. Tylko jeden występ a mógł zmienić moje życie. Zaczełam się cicho śmiać, Gdyby Kacper dowiedział się kim była ta dziewczyna pewnie by go zamurowało. Może warto by było takie coś zobaczyć? Nie. Jeszcze nie teraz. Kierowałam się w stronę baru. 

- Witamy naszą gwiazdę – odpowiedział za barem mój znajomy Gary.

- Nie podlizuj się – odparłam – to co zawsze.

- Jeden Wściekły Pies dla pani.

- Dzięki – powiedziałam odbierając trunek. – Na razie Gary.

- Trzymaj się! – powiedział gdy odchodziłam.

Było już ciemno gdy wyszłam z klubu. Szłam przez miasto spokojnym krokiem. Wkładając ręce do kieszeni kurtki zdałam sobię sprawę, że nie jest ona moja. Ehh. Długa historia ale opoiwem ja w skrócie. Mianowicie dwa tygodnie temu był koncert, było zimno więc zaczęłam szukać kogoś kto ją miał. Najbli żej był Kacper więc o zapytałam. Tak mi się spodobała jego skóra, że od tamtej pory ją noszę non stop. Dziwne. Widział, że ją noszę a nic nie powiedział. Pomyślałam, że może nadszedł ten czas żeby mu ją oddać. Cięzko mi się z nią pożegnać ale nie jest moja. Stanęłam na środku chodnika. Odwróciłam się na pięcie i już szłam w kierunku domu Kacpra. Będąc już pod drzwiami jego domu uświadomiłam sobie, że jest późna godzina i pewnie śpi. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu 3:00. Na pewno śpi . No cóż. Oddam mu jutro. Własnie miałam odchodzić gdy z domu wyszedł Kacper z demonem. To jego pies rasy Owczarek Francuski. Kocham tego psiaka. Gdy mnie zobaczył wyrwał się panu i zaczął biec w moją stronę. Powalił mnie z łatwością na ziemię. Często chodzimy z nim na spacery z chłopakami po próbach.

- Demon zejdź. Ja też się cieszę, że ciebie widzę ale mnie miarzdzyż. – pies jak na zawołanie ze mi=nie zszedł, nieprzestając jednak lizać  mojej twarzy.

- ja też cie kocham.

- Myślałem, że to mnie kochasz. – odezwał się rozbawiony Kacper, przypominając o swojej obecności.
- Pff.-  odparłam wstając i otrzepując się z piasku.

- Tak w ogóle to co ty tu robisz o tej godzinie – mówił zapinając jednocześnie Demonowi smycz.

- Wracałam z zakupów i uświadomiłam sobie, że dalej mam twoją kurtkę i ci jej nie oddałam. Trzymaj.

- Hahaha – zaśmiał się odsuwając moją rękę- zatrzymaj ją sobie wiem jak ci się podoba. Mam jeszcze jedna.

- Naprawdę? Dziękuję – rzuciłam się mu na szyje i go mocno przytuliłam.

- Dobra, dobra bez żadnych czułości. Przyjacielska przysługa.

- Powiedzmy.

Zaczęliśmy się oboje śmiać. Demon szczeknął przypominając Kacprowi o jego zadaniu.

- To skoro już tu jesteś to może pójdziesz się z nami przejść?

- Robie to dla Demona nie dla ciebie -  i zaczełam uciekać wraz z Demonem.

Ganialiśmy się tak z godzinę. Demon był szczęśliwy jak nigdy. Puściłam Demona żeby trochę sam pobiegał. Kacper dalej mnie gonił. Złapał mnie już miał mi na głowę wylać butelkę wody, gdy nagle… demon szczęsliwy wleciał nam pod nogi powodując nasz upadek. Kacper upadł na mnie przy okazji oblewając nas wodą. Patrzeliśmy sobie w oczy. Kacper był zadowolony całym obrotem sytłacjibo mnie oblał. W jego oczach dało się zauważyć tańczące ogniki radości. Zaczął się zbliżać. Pochylił się i mnie pocałował!!!! Zszokowana na początku nie wiedziałam co robić, po krótszej chwili się ogarnęłam i oddałam pocałunek. Całował tak namiętnie a zarazem delikatnie. Trzydzieści sekund w niebie. Nasz pocałunek przerwał jednak Demon rzucając się na nas, domagając się również pieszczot. Śmialiśmy się razem z Kacprem. Ponownie na siebie spojrzeliśmy. Na pewno nawzajem się zrozumieliśmy że to była głupia sytuacja nieznacząca dla nas nic. Jest już późno a ja od ponad doby na nogach pora się zbierać.

- Dzięki za świetną zabawe i świetny spacer – dodałam zwracając się również w stronę Demona.

- Chcesz iść taka mokra i brudna przez miasto?

- Tak! Do jutra! – krzyknęłam odchodząc powoli.

- Zaczekaj! Chodź do mnie prześpisz się. I tak teraz nie dorwiesz autobusu do siebie.

Miał rację.

- Masz rację. Zostanę u ciebie pod jednym warunkiem.

- Jakim? – zapytał czarująco chłopak.

- Demon śpi ze mną.

- Niech będzie.

- Demon chodź – wziełam psa i poszłam przodem. Głupia sytuacja. Przed chwilą się całowaliśmy niby to nic nie znaczyło ale ja mam teraz u niego zostać. Po jakimś czasie dołączył do mnie Kacper. Zaczęliśmy rozmawiać. Gdy weszliśmy do domu pies od razu powędrował w stronę kuchni szukając picia.

- Pewnie chcesz się wykapać. Trzymaj – powiedział podając mi swoją bluzkę i moje krótkie spodenki , które kiedyś u niego zostawiłam – ja coś zrobię do jedzenia.

Grzecznie podreptałam w stronę łazięki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam ubrania, które chwilę wcześniej dał mi chłopak. Mokre włosy związałam w warkocza. Schodząc po schodach dało się wyczuć spalone jedzenie.

- Demon zjedź to – powiedział Kacper.

Pies wyraźnie wiedział, że to nie jest jadalne więc się odsunął.

- Przecież nie dam jest spalonego jedzenia – powiedział wyraźnie już zdenerwowany chłopak.

Trzeba wkroczyć do akcji.

- Może pomóc? – odparłam przyjaźnie wchodząc do kuchni.

- Próbowałem coś zrobić ale wiesz nie jestem najlepszym kucharzem…

- Spokojnie – otworzyłam lodówkę i zaczęłam z niej wyjmować produkty na naleśniki.

- Mogą być naleśniki?

- Przecież wiesz, że je lubie.

- Dlatego je robie. Sio mi z kuchni. Idź się lepiej wykąpać jesteś cały brudny.
- Może chcesz mi pomóc?

 - Ja mam co robić tu na dole!

- Twoja strata!!!- odparł już z łazienki.
Dalej wszytsko potoczyło się szybko. Usmarzyłam szybko naleśniki. Zjedliśmy je, trochę pogadaliśmy i postanowiliśmy isć spać.

- To ja śpie na dole z Demonem.

- O nie nie nie. Wiesz dobrze, ze Demon śpi na górze jak chcesz z nim spać musisz również spać ze mną – powiedział pewny siebie chłopak.

- No dobra ale demon po środku.

 - Boisz się, że coś ci zrobię.

- Nie , boje się że ja coś ci zrobię.

- Co ty mi możesz zrobić – dało się zauważyć, że rozbawiłam chłopaka.

- Strasznie się kręce w nocy.

- Cos na to poradzimy.

 I poszliśmy w kierunku sypialni.

Położyłam się z prawej strony łużka, Kacper zaraz Kołomnie a pies w nogach. Chłopka mnie do siebie przysunął.

- I to ma być ten środek, żebym się nie kręciła?

Chłopak nic nie powiedział tylko mocniej mnie przytulił. Chyba zaczynałam coś do niego czuć.  Nie wiem kiedy ale usnęłam…


                                                                      …

Rano gdy się obudziłam, Kacpra Kołomnie już nie było. Może gdzieś poszedł? Nie ważne powinnam się już zbierać umówiłam się przecież z dziewczynami na zakupy. Musimy kupić sobie stroje na Hallowen. Szybko ubrałam jakieś spodnie chłopaka i jego koszulkę. Po drodzę narzuciłam jego kurtkę którą dzień wcześniej mi podarował. Nie obrazi się, że ubrałam jego rzeczy często tak robię jak nocuje u chłopaków. Ubieram ich rzeczy, nie mają mi tego za złe. Gdy miałam już wychodzić na stole w salonie zauważyłam kartkę.

,, Poszedłem na próbę, nie chciałem cię budzić. Jak będziesz wychodzić zamknij dom, klucz jest pod wycieraczką tam też go poźniej zostaw.

                                                                  Kacper ”

Czyli poszedł rano na próbę. Dziwne o szóstej trzydzieści? Przecież chłopaki tak rano nie wstaną. Nie moja sprawa, pewnie po drodze miał coś jeszcze do załatwienia. Zamknęłam dom i zostawiłam klucze
Tak gdzie mi chłopak kazał. Sprawnym krokiem udałam się na przystanek autobusowy. Wsiadłam do autobusu i pojechałam Na miejsce spotkania z dziewczynami. Miałam jeszcze dobre trzydzieści minut do spotkania. Ustaliłyśmy że ja będę przebrana za krwawą Merry, dziewczyny stwierdziły że do mnie pasuje. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni.

-Halo? – po drugiej stronie słuchawce usłyszałam Maćka.

 - Gdzie ty jesteś? – zapytał wyraźnie zdenerwowany.

- Aktualnie w centrum handlowym w naszej ulubionej kawiarni a co?

Rozłączył się. Co mu się stało? Dziwne. Po zjedzeniu kawałku ciasta i wypiciu kawy wyszłam powolnym krokiem w stronę wyjścia. Przed wejściem czekał na mnie Maciek. Podeszłam do niego.

-Cześć.

Zmierzwił mnie uważnie wzrokiem, po chwili jednak wracając do ,,trzerzwości”.


- Gdzie byłaś całą noc?

- Byłam u Kacpra.

- Dało się zauważyć, masz na sobie jego ubrania.

- Cos nie tak ?

- Nie nic. Muszę iść. Dziewczyny zaraz przyjdą – dodał i odszedł.

 Co mu się stało? Nie zdążyłam jednak długo nad tym myśleć bo w moim kierunku zaczęły iść dziewczyny…

                                                                               ..... 
Z góry dziękuje za przeczytanie, mam nadzieję, ze dotrwaliście do końca i rozdział się wam podobał.

                                                                                                                   Clara