Siemaneczko ^.^
Wiem, że miałam dodać dawno. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, że byłam tak załamana (głupim żartem jak się okazało -_- ), że nie miałam chęci nic napisać. Ale liczę, że to nie jest jakiś wielki problem za który mnie zechcecie zabić ;p
Mnie się za każdym razem jak to czytałam coraz gorszy wydawał. A czytałam chyba z 10 razy -_-
Mam nadzieję, że wam się spodoba :D
----------------------------------------
Otworzyłam
swoje zaspane oczy, by zobaczyć skąd dochodzi hałas, który wyrwał mnie ze snu.
Moja mała Elektra siedziała na przeciwko okna i warczała na odlatujące kukułki,
które odlatując w pośpiechu zgubiły kilka piórek. Kiedy podeszłam je pozbierać.
Ciepły wiaterek unosił złote liście pobliskiego dębu, a promyki wschodzącego
słońca wpadały przez otwarte okno do pokoju akademickiego.
Zadowolona z
pogody spojrzałam na wyświetlacz komórki. Wskazywał dokładnie godzinę ósmą.
*Czyli jest dość wcześnie, chociaż... Czy ja nie mam za kwadrans zajęć z
genetyki?* Spojrzałam na plan zajęć i... Nie myliłam się. *Świetna organizacja
Mel! W zeszłym tygodniu WCALE nie zaspałaś w ciągu pięciu dni sześć razy!!! Oby
tak dalej!* Z prędkością światła wpadłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
Umyta i wysuszona wróciłam do pokoju, w poszukiwaniu ubrań. Dlatego, że letnia
aura utrzymała się zdecydowałam się na arbuzowe spodenki i białą, wiązaną z
przodu bluzkę. Teraz znowu powróciłam do łazienki by zająć się makijażem.
Fluid,... Puder,... Róż,... Kredka,... Tusz,... Owocowy błyszczyk i gotowa.
Zapakowałam niezbędne rzeczy do torebki i już chciałam opuścić mieszkanie,
kiedy przypomniałam sobie o czymś. Buty.
- Brawo Melka nie ma to jak wyjść bez obuwia! Tak Melka i
jeszcze sobie gadaj z samą sobą - wróciłam się i w pośpiechu chwyciłam pierwszą
czarną parę szpilek. Ubrałam je i zamykając drzwi na klucz szybko wyszłam z
akademika. Dzień był wyjątkowy, a poranna rosa pięknie ozdabiała złote liście w
parku. Na świeżym powietrzu nikogo nie było, więc postanowiłam przebiec się do
uniwerku. *Chociaż wielu osobom wydaje się to pewnie niemożliwe, ale bieganie w
wysokim obuwiu wcale nie jest takie złe. Zwłaszcza, jeśli jest się do tego
przyzwyczajonym. Nawet uprawiając parkour mam obuwie na platformie. Nie
wyobrażam sobie nosić np. balerinek. Ludzie pytają mnie, dlaczego tak kocham
wysokie obuwiu. To, dlatego, że mam straszne kompleksy na punkcie mojego
wzrostu. Zawsze jestem ta najniższa i dodając do tego moje rysy twarzy wyglądam
młodziej niż jestem na prawdę. Dobra, skończmy użalać się nad moim dziecinnym
wyglądem, no... Zachowaniem zresztą również, bo patrząc chociażby na wczorajszy
dzień nie należę do zbyt "dorosłych" osób.*
Moje myśli
uciekły, kiedy stanęłam wreszcie przed drzwiami od sali wykładowej. Pan Zygiel
na pewno nie będzie zadowolony z mojego spóźnienia. To człowiek ceniący
punktualność. Cichutko weszłam do klasy i zajęłam miejsce koło Małgosi. Jest
ona najstarsza z całej grupy, ponieważ po zdaniu matury miała 3 lata przerwy,
które spędziła na kręceniu filmów, reklam, czy zdjęć do magazynów modowych.
Mimo, że praca dość przyjemna ma swoją ciemną stronę. Gosia jest naprawdę
przepiękna. Nie jest wygłodzona tak jak większość modelek, tylko szczupła. Jej
głowę ozdabiają cudowne ogniste włosy. A za gęstą falą rzęs skrywają się
czekoladowe oczy. Za wiecznie modnymi i gustownymi ubraniami skrywa się jednak
zwyczajna dziewczyna. Niestety mało, kto o tym wie i często jest wyszydzana
przez inne dziewczyny, które zazdroszczą jej piękna. Natomiast chłopacy boją
się zagadać gdyż traktują ją jak osobę z wyższej półki, przy której nie mają
szans zaistnieć. W przyszłości pragnie zostać ortodontą, natomiast ja
weterynarią. Ale mimo dość różnych zawodów mamy wiele wspólnych zajęć tak jak
to ma miejsce dzisiaj.
Usiadłam koło
niej i wymieniłyśmy ciche "cześć". Profesor cały czas siedział przed
komputerem i klną pod nosem na powolność komputera. W końcu problemy techniczne
zostały rozwiązane profesor zaczął czytał listę obecności.
- Samaras?... Wie ktoś czy zaszczyci nas swoją obecnością?
- Jestem obecna Psorku!
- O! Panna Amelia przybyła dziś punktualnie! Cóż to jakieś
święto? - Słowa wykładowcy wywołały, że wszyscy ledwo powstrzymywali wybuch
śmiechu. Zygiel nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- Dla mnie dziś jest ważna rocznica - mówiąc to uśmiechnęłam
się delikatnie starając się, by wyszło to naturalnie.
- A cóż to za rocznica, jeśli wolno wiedzieć - dociekał
profesor.
- Niestety nie wolno wiedzieć. Wystarczy, że ja wiem -
wykładowca kiwnął tylko głową i wznowił czytanie listy obecności. Małgosia
przyglądała mi się przez kilka sekund dość dokładnie zanim się odezwała:
- Co to za rocznica? Hm?
- Nie musisz wiedzieć... - *...Nikt nie musi...*
- Może nie muszę, ale chcę.
- Wiesz mi Gosia, ale... - Nie wiedziałam jak odwrócić jej
zainteresowanie na coś innego, na szczęście z pomocą przyszedł Zygiel, który
zaczął prowadzić już wykład.
- Dziewczęta pogadacie sobie na przerwie, a teraz słuchać,
bo dzisiejszy temat jest naprawdę trudny do zrozumienia - Gosia usiadła prosto
i z całą uwagę skoncentrowała na wykładzie. *Dzięki Zyguś, dzięki Ci.*-
Pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko w stronę wykładowcy. Następnie moje myśli
skierowały się do przeszłości. Dokładnie dziewięć lat temu... *Jechałam właśnie
z matką na cmentarz, cieszyłam się z widoków październikowej panoramy i pięknej
plaży po to by kilka minut później... Widzieć zmasakrowane ciało rodzicielki i
śmierć. To wszystko przez tamtego mężczyznę. Niego i tą sarnę, którą wypuścił
pod koła naszego wozu. Ja jako jedyna przeżyłam. Chociaż nie! Przeżyła jeszcze
ta sarenka...*
Jakimś trafem
nie zauważyłam, kiedy wykład się zakończył i studenci szykowali się do wyjścia.
Spojrzałam na kartkę w notesie. Wprawdzie pusta nie była, ale wątpię by delfin
na tle zachodzącego słońca był tematem lekcji. *Znowu nie słuchałam wykładu,
czyli muszę poprosić Gośkę o notatki.* Spakowałam się i pobiegłam do wyjścia.
Na korytarzu czekała na mnie Małgosia z zeszytem w ręce.
- Niech zgadnę znowu nie słuchałaś wykładu i prosisz o
notatki.
- Jeśli to nie będzie dla Ciebie żaden problem to chętnie
skorzystam - Gosia podała mi zeszyt, który od razy zapakowałam do torebki. - I
jeszcze jedno. Jestem aż tak przewidywalna?
- Nie trzeba być geniuszem by zobaczyć, jaka z ciebie jest
niespokojna dusza.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
- Chyba niewiele! Wiesz? Zastanawiam, po co ty na te wykłady
chodzi, skoro i tak się spóźniasz. A jak już jesteś to i tak nie słuchasz, co
się dzieje wokół.
- Frekwencja Gosia, frekwencja. Wiesz jak to jest jak nie
będziesz na iluś tam wykładów to nie zaliczysz semestru, nawet, jeśli będzie
miała same najlepsze oceny.
- Racja zapomniałam. A tak zmieniając temat, gotowa na bal
halloween'owy?
- Wiesz ostatnio trochę nie miałam do tego głowy, ale strój
już jest zaprojektowany - mówiąc to wskazałam na notatnik. - Teraz muszę
znaleźć czas na uszycie go.
- Będziesz szyła swój kostium?!
- Jasne nigdzie nie znajdę stroju takiego, jaki sobie
wymyśliłam. Dlatego muszę sama sobie uszyć.
- Ty wogule umiesz szyć?
- Jasne! A poza tym to nie jest takie trudne, na jakie
wygląda. Kilka falbanek, kolorowe koraliki, pasek frędzelek, parę piórek,
barwne wstążki, trochę materiału i... Mam strój na bal! - Wzruszyłam tylko
ramionami.
- Nieźle - powiedziała z uznaniem Gośka. - A pokażesz ten
projekt? Proszę! Proszę! Proszę!
- Przykro mi to jest niespodzianka. Wiesz startuję do
konkursu na najlepszy kostium, więc to musi być ściśle tajna tajemnica.
- W takim razie życzę powodzenia. A z kim idziesz?
- Eeee... Szczerze. Nikt mnie do tej pory nie zaprosił. Ale
Bartek chętnie się ze mną wybierze. A jak twoje wdzianko?
- Nie idę. Przecież nikt nawet ze mną nie rozmawia, a co
dopiero zaprosić na jakiś bal.
- Nie możesz nie iść! W końcu to bal! Och! Już wiem! Umówię
Cię z kimś! - Powiedziałam rozradowana z szerokim uśmiechem na ustach.
- Tia, kto by mnie chciał? - Odpowiedziała ze smutkiem.
- Nie wierzę, że nikt nie wpadł Ci w oko.
- Nooo dobra, jest taki jeden, ale on skończył już studia. -
Spojrzałam na dziewczynę pytającym wzrokiem. - Kojarzysz ten warsztat
samochodowy na obrzeżach miasta?
- Wiem, o który chodzi... - *...w końcu tam pracuje Bart,
Kuba i jeszcze kilku ich kolegów.*
- Jest tam taki przystojny brunet o głęboko czekoladowych
oczach. Wesoły, zawsze uśmiechnięty, otwarty i taki słodziutki, a jednocześnie
dojrzały i męski...
- I ma na imię Kuba - odpowiedziałam z bananem na ustach.
Małgosia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Ale.... Jak?.. Skąd?... Wy się znacie?
- Od pieluszki i spokojnie umówię Cię z nim - mówiąc to
szturchnęłam ją łokciem w bok.
- Dziękuje Mela! Choć tu ty cudotwórco!!! - dziewczyna
uścisnęła mnie z całych swoich sił. Tylko niech mi nikt teraz nie mówi, że
Gośka jest słaba.
- Dobra, też się cieszę tylko nie duś tak swojego
cudotwórcy.
- Och wybacz. Dzięki jeszcze raz ogromnie. Ale teraz pędzę
na kolejny wykład. Cześć!
- Cześć! - krzyknęłam do oddalającej się koleżanki.
Śledziłam ją wzrokiem, aż nie zniknęła na klatce schodowej. Odwróciłam się w
stronę wyjścia i raźnym krokiem opuściłam budynek. Na dzisiaj koniec wykładów.
Całe szczęście, bo oznacza to, że nie będę musiała rezygnować z próby, by
odwiedzić dzisiaj bliską mi osobę.
Kiedy
wróciłam do pokoju akademickiego nakarmiłam i zadbałam o higienę psinki.
Następnie zajęłam się przepisywaniem notatek i nauką. Nie musiałam długo
powtarzać, bo mimo zapewnień wykładowcy lekcja nie wydawała się trudna.
Zadowolona spakowałam zeszyt Gosi do torebki. Teraz musiałam posprzątać bajzel
jaki zostawiłam poprzedniego dnia. Odłożyłam na bok moją ulubioną biało-czarną
sukienkę w kratkę sięgającą połowy ud i szare szpileczki. Resztę ciuchów po
wyczyszczeniu z sierści, poukładałam w szafie. Odkurzyłam jeszcze dywan i
starłam kurz z półek zanim zajęłam się pakowanie psich akcesoriów do torby.
Kiedy skończyłam moja Elekra usiadła mi na kolanach, a ja wzięłam szczotkę i
rozczesywałam jej długą sierść. Niebieską kokardeczką spięłam włoski na czubku
głowy, a kilka za długich kosmyków potraktowałam nożyczkami. Miałam jeszcze pół
godziny zanim Gosia skończy wykład i będę mogła oddać jej własność, ale
postanowiłam jeszcze odwiedzić kawiarenkę i coś przekąsić, bo przez moje
roztargnienie nie zjadłam śniadania, a było już po jedenastej. Dlatego
postanowiłam wybrać się do naszej ulubionej kawiarenki Rose Garden. Zanim
wyszłam spojrzałam na miśka leżącego koło łóżka. Od razu przypominał Fabian i
to jak mi go ofiarował. Nie wiedzieć czemu pojawił mi się na ustach uśmiech.
Nie zagłębiając się w to położyłam go na honorowym miejscu czyli na komódce, by
był blisko mnie jak będę spać.
Kiedy
znalazłam się w kawiarence, usiadłam w na tarasie tam gdzie zawsze. Wyjęłam z
torebki komórkę i zauważyłam dwie nieodebrane wiadomości. Byli to chłopacy z
kapeli. Z rana miała, być próba, ale tak zapowiedziałam im wcześniej, nie
zjawiłam się na niej. Schowałam telefon do torebki i poczułam mokre dłonie na
moich oczach.
- Zgadnij kto to - usłyszałam przy uchu głos Fabiana.
Postanowiłam się z niego po naśmiewać. Jak zawsze z resztą.
- Eeee...
Domi???
- Źle.
- Hmmm... Pati???
- Nie.
- ...Eli???
- Jestem facetem - w głosie usłyszałam lekką irytację
- Kuba???
- Błąd.
- Bartuś?
- Pudło - powiedział przez zaciśnięte zęby. Chyba udaje mi
się go zdenerwować
- Chyba nie Kamil?
- Cholera!!!
- Cholera??? Fabian!!! - chłopak zdjął z moich oczu ręce. -
Jakbyś mi nie podpowiedział to, bym nigdy nie zgadła. - powiedziałam wyciągając
w niego język.
- Bardzo zabawne - usiadł na przeciwko mnie z kwaśną miną.
- Wiesz, że nieładnie to tak mnie okłamywać - pogroziłam
palcem.
- O co Ci chodzi?
- Powiedziałeś, że jesteś facetem. Haha.
- Pff. Widać, że humorek Ci dzisiaj dopisuje.
- Jak mam się z kogo nabijać to jasne, że dopisuje - Do
stolika podszedł kelner i zapytał się co podać mrugając do mnie okiem. Fabian
zgromił go wzrokiem, po czym oboje zamówiłam wyborne naleśniki z serem polane
sosem klonowym, oraz udekorowane bitą śmietaną i kawałkami owoców cytrusowych,
cappuccino. Kiedy kelner zniknął w głębi kawiarenki przyjrzałam się chłopakowi.
Co mnie zdziwiło miał mokre włosy, jakby przed chwilą wyszedł spod prysznica.
- Fabiś ktoś Ci zrobił płukanko w toalecie - mówiąc to ledwo
powstrzymywałam wybuch śmiechu.
- Nie, ale jeśli ty chcesz to chętnie Ci załatwię za te
wszystkie teksty. Tak się zastanawiam czy wszystkim tak pociskasz.
- Tylko tym których naprawdę lubię - *Czekaj! co ja właśnie
powiedziałam?*
- Czyli to znaczy, że mnie lubisz - powiedział czarująco
chłopak.
- Interpretuj to jak chcesz - wzruszyłam ramionami i
starałam się nie spalić buraka... Coś mi chyba kiepsko wyszło xd - A tak na
serio to czemu masz mokre włosy?
- Byłem na basenie. Czasami lubię sobie popływać.
- I pooglądać panienki w skąpych strojach bikini?
- Wiesz, że tam same babki z otyłością 12 stopnia chodzą!
Jak taka jedna wejdzie to normalnie cała woda z basenu wypływa. Nie wiem jak
one się normalnie poruszają, bo w wodzie to niczym hipopotamy wyglądają -
użalał się chłopak.
- Oj biedaczek mój, biedaczek i na pewno w dwuczęściowych
chodzą?
- Jakby jeszcze dobrze były stroje dopasowane, to bym pewnie
jeszcze przeżył. Ale nie! One muszą się zmieścić w stroju sprzed 30 lat - wybuchnęłam
śmiechem jak wyobraziłam sobie to co chłopak musiał przechodzić.
- Dobra, zmieńmy temat, bo mój brzuch zaraz nie wytrzymam.
Haha! - w tym momencie pojawił się kelner z naszym zamówieniem.
- Jak wolisz. To jak Ci się podobało wczoraj?
- Z każdą chwilą bawiłam się coraz lepiej. A i jeszcze raz
dzięki za misiaczka.
- Proszę.
- A jak Tobie podobał się makijaż - *wścieknie się, wcieknie
się*
- Masz talent artystyczny, trochę się męczyłem z zmyciem
tego, ale miałem też wiele śmiechu - *Ale jak on może być taki spokojny i
radosny miał być ZŁY, to nie sprawiedliwe* - Szczerze po tym jak się upiłem to
niewiele pamiętam możesz mi przypomnieć?
- Jasne. Było to mniej więcej tak. Jak poszliśmy do klubu
go-go, zaczęliśmy sobie pić różne drinki, aż zaczęliśmy się kłócić kto ma
silniejszą głowę do alkoholu. Po trzech kieliszkach najmocniejszego napitku
ledwo się trzymałeś na krześle, a ja wypiłam pięć i byłam w stanie jeszcze Cię
dotachać śpiącego do mieszkania.
- Nie pamiętam tego...
- Byłeś już pijany jak to mówiłeś więc się nie dziwię.
Przegrany miał postawić obiad drugiej osobie - powiedziałam ukazując białe
ząbki. - Ale będę miała obaw jak się inni dowiedzą.
- Nie zrobisz tego - powiedział pewny siebie chłopak.
Uśmiechnęłam się chytrze na co chłopakowi zrzedła mina. - Czego chcesz za
milczenie?
- Jeszcze pomyślę co bym chciała - włączyłam tryb słodkiego
i uwodzicielskiego głosu.
- Szyli będziesz mnie miała cały czas w szachu?
- Dokładnie Fabiś.
- Jestem Fabian zrozumiano?
- Dobrze Fabiś.
- Nie nauczysz się?
- Nie Fabisiu.
- Pff. Ja niedługo mam zajęcie więc idę zapłacić i znikam -
*Haha nie wieże że się nabrał na tan stary numer.*
- Czekaj pójdę z Tobą. Mam jeszcze jedną sprawę do
załatwienia - chłopak kiwną głową i po tym jak chłopak zapłacił (za mnie i za
siebie) ruszyliśmy do akademika. Po drodze wygłupialiśmy się, ale wydawał mi
się inny niż wczoraj. Jakby o coś mnie podejrzewał. Jakby chciał wejść w mój umysł
i coś znaleźć. Ale co? To pytanie nie dawało mi spokoju. W końcu się
pożegnaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę. Gośkę znalazłam szybko, po czym
równie szybko zmyłam się na dworzec kolejowy. Kupiłam bilet do Mszany Dolnej i
nie czekałam nawet 5 minut kiedy z głośników usłyszałam głos kobiety
zapowiadającej, że mój pociąg czeka na peronie 4. Od razu się tam udałam i
kiedy pociąg wjechał na stację weszłam do środka. Zajęłam miejsce w ostatnim
wagonie zaraz przy oknie. Jadąc podziwiałam nowoczesne budynki jak i piękno
przyrody. Opuszczając Kraków, do przedziału zawitał młody, przystojny konduktor
na oko dwadzieścia parę lat i po kolei sprawdzał bilety pasażerom. Wyjęłam swój
bilet oraz legitymację studencką i podałam mu kiedy do mnie podszedł. Sprawdził
legitkę, skasował bilet, po czym oddał mi wszystko i gry skasował wszystkie
bilety wrócił do lokomotywy. Na jednej z stacji koło mnie usiadła młoda kobieta
z kilkuletnią córeczką. Mała cały czas wierciła się i marudziła, a matka z
kiepskim skutkiem próbowała ją uspokoić. Przerwałam na chwilę szkicowanie
wsłuchiwałam się w rozmowę.
- Ale mamusiu mi się nudzi - powiedziała z podkówką na
twarzy.
- Za godzinkę będziemy u babci, więc uspokój się siedź
grzecznie, bo Cię tak coś w niebieskich włosach weźmie. - *Miło ta kobietka nie
ma co!*
- Ale co ja mam robić?
- Ola po prostu zajmij się sobą. Mnie głowa boli i mam
mnóstwo spraw na głowie, a nie tylko słuchać Twoich użalań.
- Ale...
- Nie zawracaj mi głowy! - powiedziała stanowczo kobieta i
wróciła do pisania wiadomości. Dziewczynka bardzo się zasmuciła, dlatego
postanowiłam jej umilić podróż.
- Olu, nie smuć się można robić tyle ciekawych rzeczy jadąc
pociągiem!
- Co na przykład? - powiedziała z ożywieniem.
- Możesz na przykład coś narysować. Lubisz rysować?
- Bardzo, ale nie mam kartek ani kredek.
- Ale ja mam - mówiąc to podałam jej swój blok i otworzyłam
na pustej stronie. Następnie wyciągnęłam kolorowe kredki. Dziewczynka z
przyjemnością rysowała obrazek. Jak na kilkulatkę rysowała naprawdę pięknie.
- Dziękuje bardzo - odpowiedziała dziewczynka z iskierkami w
jej zielonych oczkach. - Ten rysunek jest dla pani.
- Mów mi Mela i na pewno nie chcesz zostawić sobie tego
pięknego rysunku i powiesić na lodówce?
- Nie to prezent dla pa... Meli za to, że pozwoliłaś mi
sobie porysować - *Dzieci są takie słodkie.* - Na rysunku jestem ja, moja kotka
Kremówka i papużka Pipi.
- Naprawdę jestem zachwycona. Masz prawdziwy talent
artystyczny. A kochasz Kremówkę i Pipi?
- Bardzo! Ja kocham wszystkie zwierzątka. Moja babia ma dwa
malutkie pieski i zawsze jak przyjeżdżam to je głaszcze i one to bardzo lubią -
mówiła uśmiechając się od ucha do ucha.
- Ja mam teraz ze sobą małego pieska. Chcesz się z nim
pobawić?
- Bardzo chcę! - podniosłam yorka i położyłam koło
dziewczynki - Jak ma na imię?
- Elekra. I wiesz bardzo lubi jak ją się za uszkiem głaszcze
- dziewczynka najpierw nieśmiało, a później z wielką przyjemnością drapała
suczkę za uszkiem. Ta oddalała się pieszczotom i kiedy tylko Ola przestała na
chwilę, od razu okazywało swoje niezadowolenie z tego powodu. Z przyjemnością
spoglądałam na tę scenę.
Kiedy
spoglądałam na tą małą dziewczynką przypomniały mi się radosne chwile spędzone
z kochającą rodziną. Miałam wszystko czego do szczęścia potrzeba. Czułam się
wtedy jak w bajce. W której grałam rolę księżniczki. Nie musiałam robić
praktycznie nic. Jedynymi problemami było to co będziemy się danego dnia bawić
i psocić. Moje dzieciństwo było niczym wyjęte z obrazka. Opiekuńczy ojciec
który był niczym Święty Mikołaj i spełniał wszystkie życzenia. Kochająca matka
która zawsze znajdowała dla mnie czas. Dziadkowie których mogłam w każdej
chwili odwiedzić, piec pyszne ciasteczka i placki, jeździć na koniu łowić ryby,
czy wysłuchiwać ciekawych historii opowiadanych wieczorem przy ognisku.
Kuzynostwo przy których nie dało się choćby na moment stać bezczynnie. No i
Bartek i Kuba z którymi na co dzień spędzałam każdą wolną chwilę na wygłupianiu
się.
***
Mimo ciepłych
promieni słonecznych na cmentarzu panował mrok. Drzewa gęsto rosnące między
grobami pochłaniały większość światła. Pojedyncze zapalone znicze, stojące na
pomnikach tworzyły tajemniczą aurę. Na ścieżce leżał złoto-czerwony dywan z
liści. Były one wyschnięte, dlatego przy każdym kroku szeleściły cicho. Na
drzewach siedziały czarne wrony kracząc ponuro. Wiele z grobów było
zaniedbanych i obrośniętych wkoło wysokimi skrzypami, na pomnikach rósł zielony
mech. Niegdyś złote napisy starł czas, a znicze leżały poprzewracane przez
silniejsze podmuchy wiatru. Zboczyłam z głównej drogi i szłam między kamiennymi
krzyżami. Czytałam wyryte na nich nazwiska, aż odnalazłam grób matki. Zrzuciłam
z czarnego granity kilka liści topoli. Postawiłam na wolnym miejscu duży
czerwony znicz w kształcie serca i od razu go zapaliłam. Usiadłam na ławeczce i
obok mnie postawiłam torebkę, z której wyskoczyła psinka, pędząc w głąb lasu.
Ja zostałam sama i zatopiłam się we wspomnieniach. Nie przesiedziałam tam w
ciszy nawet dziesięciu minut, bo koło mnie staną Kuba.
- Długo tu siedzisz? - spytał siadając obok.
- Nie tak długo. Bartek mógł się zerwać z pracy?
- Trochę szef narzekał, ale się zgodził. Teraz kupuje przed
cmentarzem kwiaty. Pewnie ma dylemat jaki kolor wiązanki kupić.
- Spróbuj z nim pójść na zakupy kupić ciuchy!
- Nie strasz! - jęknął Kuba.
- Wiesz, że to jedno z moich ulubionych zajęć - mówiąc to
wyciągnęłam język.
- Nicpoń z Ciebie - chłopak potargał mi włosy.
- Ale i tak mnie kochasz - powiedziałam słodko.
- Prawda Melka - mówiąc to otoczył mnie ramieniem i
zafundował całusa w czółko.
Siedzieliśmy
tak w milczeniu kilka minut zanim nie zauważyłam idącego w naszą stronę Barta.
Chłopak po chwili znalazł się obok nas i położył wiązankę na płycie nagrobka. W
tym samym momencie Kuba zapalał dwa nowe znicze które stanęły obok mojego.
Wokoło zaległa cisza. Powiew wiatru nie miotał szeleszczącymi liśćmi, a wszystkie
wrony zamarły w ciszy na gałęziach drzew. Zdawało się, że cały świat stanął w
miejscu. Wskazówki zegara zamarły a wraz z nim cały świat, każde zwierzę i
każdy pyłek. Tylko w mojej głowie szalała burza myśli. Wspomnienia przelatywały
się z rzeczywistością i marzeniami. Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Różne emocje następowały po sobie z szybkością karabinu maszynowego. Smutek,
poczucie bezpieczeństwa, radość, groza, miłość, załamanie... Moje serce dudniło
ze zdwojoną mocą. Zdawało się to wszystko trać nieskończoność, ale zegar świata
znów się uruchomił. Teraz było słychać ptactwo fruwające nad głowami i wydające
ze swych dziobków ptasie głosy. Wiatr zamiatał opadłe liście tworząc cudowne
malutkie wiry i pomagał listkom na drzewach oderwać się od gałęzi roślin. A
kroki butów osób podążających, by odwiedzić zmarłą rodzinę i bliskich,
rozchodziły się wkoło.
- Idziemy? - zapytał Bart.
- Tak, tylko jeszcze pójdę po Elekrę. Zaraz wracam - wstałam
i ruszał w stronę gdzie ostatnio ją widziałam. Idąc miałam wrażenie że
spaceruję nie po cmentarzu, a lesie. Wędrowałam po najstarszej części
cmentarza. Spoczywające tu zwłoki miały ponad dwieście lat. Nikt nie dbał o to
miejsce dlatego większość grobów było zniszczonych lub zapadło się. Idąc
zdawało mi się, że coś się poruszyła, więc by lepiej widzieć weszłam na
niewielki pagórek. Nie zauważyłam nic dziwnego i kiedy miałam już schodzić,
ziemia się zapadła. Wydałam z siebie stłumiony krzyk przerażenia i dopiero po
kilkunastu sekundach zdałam sobie sprawę z tego co się wydarzyło. Górka na
której stanęłam okazała się być trumną, przysypaną niewielką ilością ziemi.
Drewno z której była ona wykonana dawno już zamieniła się w próchno i kiedy
weszłam na to, po prostu się zarwało, a noga zaklinowała się w desce. Zanim spróbowałam
się wydostać, zostałam liźnięta w policzek. Elekra zaalarmowana moim krzykiem
od razu zjawiła się koło mnie.
- MELA!!! Nic Ci nie jest!? - usłyszałam za sobą krzyk Kuby.
- Żyję! -odkrzyknęłam i próbowałam wydostać nogę. Kilka razy
zahaczyłam o ostre wystające, kawałki drzewa, powodując powierzchowne rany.
Kiedy wydostałam kończynę usłyszałam dyszenie chłopaków.
Kiedy tylko znaleźli się obok mnie pomogli mi w stać, a
następnie Kuba zaofiarował, że zaniesie mnie na baranach do samochodu. Gdy
znalazłam się wygodnie na plecach chłopaka odwróciłam się na trumnę do której
wpadłam. Ujrzałam ciemną czaszkę. odwróciłam szybko wzrok i przytuliłam się do
niosącego mnie Kuby. *Czy nie wystarczająco wycierpiałam w ciągu życia, że
życie musi mi podkładać kolejne ludzkie szczątki?* Chłopacy szli w milczeniu, a
mnie również nie kwapiło się do przerywania tej ciszy. Dopiero na parkingu
odezwałam się.
- Bartusiu? Kupisz mi coś? Zgłodniałam.
- Ma być coś słodkiego rozumiem? - kiwnęłam twierdząco
głową, na co on ruszył w stronę piekarni. Zostałam sama z Kubą który zajmował
się dezynfekowaniem mojej nogi.
- Kuba? Mam do Ciebie taką prośbę, a właściwie propozycję
nie do odrzucenia.
- Zamieniam się w słuch.
- Kojarzysz Gośkę, tą dziewczynę o ognistych włosach.
- Jasne. Opowiadałaś mi wiele o niej i w dodatku często
widuję, ją w naszym warsztacie. A co z nią.
- Bo ona chce, byś się z nią wybrał na bal. I wiesz
obiecałam jej, że się zgodzisz.
- Czemu nie! Daj mi jej numer to do niej zadzwonię.
- Iiiiii dzięki Kubuś! Jesteś kochany - mówią to obdarowałam
go całuskiem u policzek.
- A ja mogę iść? - odwróciłam się i stał tam Bartek z
reklamówką.
- Ty musisz! Ktoś musi mnie kryć. Bo jak już wcześniej
wspominałam, muszę się na balu pojawić zarówno jako Mela jak i Marco.
- No tak wyleciało mi z głowy. Tylko trzeba będzie kostiumy
przygotować.
- O nie!!! - rzekł stanowczo Kuba - Tak się nie będę bawić! Przebierzecie
mnie za jakiegoś dziwoląga jak to było w zeszłym roku.
- Ale różowy jednorożec był śliczny - powiedziałam dziecinnym
głosem.
- Ale to nie ty byłaś zadkiem tego osła - rzekł naburmuszony
Kuba.
- Mela ma rację fajnie było.
- Zwłaszcza jak się upiliście do nieprzytomności i
jednorożec zaczął sypać "pawiami" z paszczy i ogona. Buhahahaha. Tylko
szkoda, że kostium poszedł do kosza.
- Trochę racja można było by go sprzedać za ładną sumkę, ale
to nic. Wiecie późno się już robi więc trzeba się zbierać - kiwnęłam tylko
głową na znak zgody i usiadłam wygodnie na tylnym siedzeniu. Przed nami jeszcze
długa droga do Krakowa. Po drodze śmialiśmy się, wygłupialiśmy, śpiewaliśmy piosenki
jakie leciały z radia mimo, że kompletnie nie znaliśmy słów piosenki. Ale to
powodowało jeszcze więcej zabawy. Kiedy zgłodnieliśmy zjadaliśmy się pysznymi
rogalikami. Godzina drogi minęła mi jak nigdy i nie zauważyłam kiedy stanęliśmy
na parkingu przy akademiku. Pożegnałam się i ruszyłam do mieszkania.
Została mi
niecała godzina do zakupów z dziewczynami, a później jeszcze próba do późna w
nocy. Z jednej strony bardzo się cieszyłam z faktu, że jestem w zespole, ale z drugiej
strony ta codzienna, prawie godzinna praca nad makijażem, przebieraniem się i późniejsze
udawanie chłopaka, było niekiedy męczące i denerwujące. Ale nie powiedziałam
najważniejszego. Mogę się znacznie przybliżyć do chłopaków i pokazać stronę
jakiej nie pokazałabym nikomu będąc dziewczyną. Kocham sport i kibicowanie
piłkarzom, oraz różnego typu majsterkowanie. Wiele osób mi mówiło, że to rzeczy
dla chłopaka, ale ja je lubię. Zwłaszcza ten dreszcz adrenaliny przy
wykonywaniu różnych trudnych ewolucji w czasie uprawianie parkour. Ten moment
kiedy wyskakując z dachu wyskakujesz i lecisz nad ulicami miasta. Człowiek
czuje się wolny niczym ptak. Przyznaję brakuje mi tego. To jedna z niewielu
rzeczy, za którymi tęsknię po skończeniu grania w zespole Serpente Nero...
Poczułam na
policzki kropelkę która spływa mi po policzku. Nie była to łza, a kropla
deszczu. Z każdym krokiem padało coraz mocniej. Szłam, a woda coraz bardziej
wsiąkała w materiał. Więc kiedy weszłam do akademika wyglądałam jakbym przed
chwilą kąpała się w jeziorze. Zmoknięta weszłam do pokoju w którym Pati
notowała coś w zeszycie. Przywitałam się i ruszyłam do łazienki. Byłam
wykończona, a przede mną jeszcze zakupy i próba. W końcu już w piątek
Halloween!