środa, 27 maja 2015

Rozdział 20

Zatrzymałam samochód na czerwonym świetle i zaciągnęłam hamulec. W radiu leciały same reklamy, więc wyjęłam z schowka pierwszą lepszą płytę i włączyłam ją. Od razu rozpoznałam pierwsze nuty, chociaż tak dawno ich nie słyszałam. Światło zmieniło się na zielone, ruszyłam śpiewając razem z Myslovitz:
-I nawet kiedy będę saaam, nie zmienię się, to nie mój świat. Przede mną droga, którą jaa, którą jaa, wybrałem saaam.- zasłuchana w "Długość dźwięku samotności" jechałam w doskonale znane mi miejsce. Biblioteka. Miejsce gdzie mogę być sama. Zadziwiające jak ta piosenka idealnie panuje do mojego stanu. Gdy dojechałam pod dwupiętrowy budynek biblioteki z czerwonej cegły, wyłączyłam muzykę. Znalazłam miejsce na parkingu, pod boczną ścianą i wyłączyłam silnik. Rozłożyłam lusterko i przyjrzałam się sobie. Uśmiechnęłam się dodając sobie otuchy. Odpięłam pasy, chwyciłam torebkę w lewą rękę, a w prawą kluczyki. Wysiadłam i zamknęłam drzwi. Usłyszawszy znajome piknięcie, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę głównego wejścia. Weszłam po 5 schodkach i ramieniem otworzyłam stare, ciężkie, dębowe drzwi prowadzące do środka.
-Dzień dobry.- przywitałam się z panią Haliną, bibliotekarką. Była starszą kobietą po 50-tce o bordowych włosach i błękitnych oczach. Siedziała za ogromnym biurkiem na którym leżały stosy książek.
-Dzień dobry Patrycjo.- przywitała mnie kobieta, odrywając wzrok od książki, którą akurat czytała.- Szukasz czegoś konkretnego?- zapytała uprzejmie, wkładając zakładkę między strony.
-Właściwie to... nie. Chciałabym po prostu przez chwilę pobyć sama.- odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
-W takim razie może chciałabyś pomóc starszej kobiecie?- ruchem ręki wskazała na książki zajmujące całą powierzchnię biurka.- Muszę je odłożyć na ich miejsce, ale sama rozumiesz...- powiedziała wskazując na książkę z zakładką.
-Rozumiem.- odparłam z uśmiechem.- To chyba będzie nawet lepsze niż bezczynne siedzenie.
-Dziękuję ci bardzo. Musisz częściej tu wpadać.- zaśmiała się kobieta, a ja po chwili do niej dołączyłam.
-Ostatnio miałam sporo na głowie, ale postaram się to nadrobić.- obeszłam biurko, aby dostać się do wózka ukrytego za nim. Poukładałam na nim książki, które wskazała mi pani Halina. Kiedy już nic więcej nie mogło się na nim zmieścić, ruszyłam w głąb biblioteki. Znałam to miejsce jak własną kieszeń. Kiedy byłam młodsza, ciągle tu przesiadywałam. Zerknęłam na pierwszą książkę. Miała tytuł "Mroczne umysły". Otworzyłam ją na stronie tytułowej i odczytałam numer alejki. 6 czyli fantastyka. Podniosłam głowę i ujrzałam nad sobą dużą czarną czwórkę. Czyli jeszcze dwie alejki. Minęłam kilku studentów, którzy szybko przepisywali coś z książek. Pewnie robili notatki na które mieli cały semestr. Już kilka razy widziałam to w wykonaniu Domi i Meli. Ja, na szczęście, nie miałam tego problemu. Jest. Alejka szósta. Najbardziej oblegana przez mole książkowe. Jednak teraz nikogo w niej nie było. Zerknęłam na nazwisko autora. Bracken. Czyli szukamy literki B. Ułożyłam książkę na miejscu obok jej kontynuacji. Spojrzałam na wciąż wielki stos książek na wózku. Muszę to jakoś uporządkować inaczej zajmie mi to do rana, a przecież jeszcze drugie tyle czeka na mnie przy wejściu. Znalazłam wolny stolik i wyłożyłam na niego wszystkie książki.
-Okeej. Ułożę to alejkami, a najlepiej to jeszcze alfabetycznie. Zaczynajmy więc.- mruczałam do siebie, otwierając książki i układając je na odpowiednie stosy.
-Hej, może ci pomóc?- usłyszałam za sobą, dobrze znany mi głos. Przymknęłam oczy i odwróciłam się.
-Mówiłam przecież, że chce zostać sama, Piotrek. Ale ty najwyraźniej nie wiesz co to oznacza.- podniosłam wzrok i teraz patrzałam prosto w jego twarz.
-Przepraszam, ja po prostu...
-Co? No słucham? Co masz mi do powiedzenia, po tym jak napadłeś na Jakuba?
-Miałem powód.- powiedział, krzyżując ręce na piersi. Zachowywał się jakby nie zrobił nic złego.
-Ciekawe jaki. Bo oprócz chorobliwej zazdrości nic mi nie przychodzi do głowy.- Nie miałam ochoty go słuchać, więc przerwałam mu zanim jeszcze zaczął mówić.- A teraz wybacz mi, ale muszę poukładać książki na półkach. Odezwę się, jeśli będę chciała porozmawiać. Ten moment na pewno nie nastąpi dzisiaj, więc zniknij mi z oczu.
-Patrycjo...- zaczął, ale sam powstrzymał się przed kolejnymi słowami. Przyłożył pięść do ust i tylko patrzył się na mnie.
-Żegnam.- odwróciłam się i poukładałam książki na wózku. Czułam że przez ten czas wpatrywał się we mnie. Odeszłam, nie oglądając się za siebie.
***
Pani Halinka znalazła mnie, zalaną łzami w alejce 13. Encyklopedie. Siedziałam na ziemi, ze spuszczonym wzrokiem obok pustego wózka.
-Wszystkie... książki są... są na swoich miejscach.- powiedziałam przez łzy.
-To nie jest teraz ważne.- odparła kobieta, ze stęknięciem siadając obok mnie.- Co się stało?
-Bo... on przyszedł tutaj.
-Kto?
-Mój...- słowo "chłopak" nie chciało mi przejść przez gardło.
-Twój chłopak?- domyśliła się pani Halina.
-Sama już nie wiem. Chciałam odnowić dawną przyjaźń, ale on jest strasznie zazdrosny. Ostatnio się pobili. Chyba o mnie.- kobieta podała mi chusteczkę z której z chęcią skorzystałam.
-Czyli twój chłopak jest zazdrosny o twojego przyjaciela z przeszłości... Chodzi o Jakuba?- spojrzałam na nią zdziwiona.
-Skąd pani wie?- zapytałam oniemiała patrząc w przenikliwe i pełne mądrości oczy.
-Co jak co, ale przyjaciół nigdy nie miałaś zbyt wielu. W sumie to odwiedził mnie niedawno. Od razu mi się przypomniało jak razem tutaj przychodziliście, siadaliście przy największym stole i czytaliście razem bajki. Byliście jak papużki nierozłączki. Nie przeszkadzało wam, co ludzie o was powiedzą. Z czasem zmieniał się tylko wasz wygląd i to co czytaliście. Mieliście swoje ulubione miejsce i nawet jeśli siedział tam ktoś dużo starszy od was, potrafiliście stać obok nawet godzinę, czekając aż stamtąd pójdzie...- kobieta przerwała na chwilę i spojrzała przed siebie, zamyślona.
-Niech pani mówi dalej, proszę.- powiedziałam, opierając głowę o półkę za mną.
-A co ja mam mówić? Doskonale wiem, że pamiętasz to wszystko. Inaczej byś mu nie wybaczyła.
-Tak. Pewnie tak...
-To co? Może trochę rozweselającej herbaty i trochę herbatników?
-Rozweselającej? Dodaje do niej pani coś specjalnego?- zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Wyłącznie cukier i odrobinę miłości przy jej przygotowaniu. Widzę jednak, że sama wzmianka rozwesela, więc chyba działa.- podniosłam się z podłogi i podreptałam za panią Halinką, pchając przed sobą wózek. Kiedy dotarłyśmy do jej biurka, kobieta poszła na zaplecze przygotować wcześniej wspomnianą herbatę, a ja w tym czasie przeniosłam wszystkie książki z biurka na wózek, robiąc miejsce na postawienie czegokolwiek. Pożyczyłam od pobliskiego stolika krzesło i usiadłam przy biurku, opierając brodę na swojej dłoni. Uwielbiam ten spokój. Przymknęłam lekko oczy i przeniosłam się myślami w przeszłość. Nie minęła minuta, gdy ktoś przerwał mi podróż po moim pałacu umysłów.
-Przepraszam?- odezwał się głos tuż obok mnie. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą wysokiego chłopaka o kręconych, blond włosach i błękitnych oczach. Chyba w moim wieku. Miał na sobie bluzę w czarno-białe paski i naszyjnik z Harry'ego Potter'a. To znaczy ten symbolizujący insygnia śmierci.
-Tak?- odezwałam się wracając wzrokiem do jego oczu. Wyglądał na zakłopotanego.
-Szukam pewnej książki, ale nie mogę jej znaleźć. Czy mogłaby pani mi pomóc?- zapytał kierując wzrok w podłogę. Parsknęłam śmiechem z tytułu jaki mi nadał.
-Naprawdę wyglądam aż tak staro?- zapytałam z szerokim uśmiechem. Chyba zrozumiał swoją pomyłkę, bo zaczął nerwowo zerkać to na mnie, to na podłogę.
-Nie. Nie to chciałem powiedzieć. To znaczy, skoro tu pracujesz, to myślałam. Głupek ze mnie. Przepraszam. jak mogłem tak głupio się pomylić. Naprawdę przepraszam. To nie tak miało zabrzmieć.
-Nic się nie stało.- przerwałam mu, jednocześnie wstając z miejsca.- Może po prostu przejdźmy na ty. Patrycja.- przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka.
-Szymon.- chyba w końcu udało mi się go trochę uspokoić, bo on także się uśmiechnął. Uścisnął moją dłoń, wpatrując mi się w oczy.
-Więc... O jaką książkę chodzi?- zapytałam, puszczając jego rękę. Podeszłam do biblioteczki z fiszkami i spojrzałam na niego pytająco.
-Mroczne umysły. Niestety, nie pamiętam autora.
-Bracken.- powiedziałam uśmiechając się do niego wyuczonym uśmiechem numer 3.
-Czytałaś to?- spytał przyglądając mi się badawczo.
-Nie. Ale jakąś godzinę temu odkładałam ją na półkę. Chodź za mną.- obeszłam biurko i ruszyliśmy ramię w ramię w stronę alejki numer 6.
-Pracujesz tu?- zapytał, zaglądając do alejki z komiksami.
-Czasem przychodzę pomóc. Lubię to miejsce, ale nie. Nie pracuję tutaj w dosłownym znaczeniu tego słowa.
-Dziwne, ja jestem tu praktycznie codziennie, ale jeszcze cię nie widziałem.
-Kiedyś bywałam tu częściej. Ostatnio brak mi czasu na cokolwiek.- Poprawiłam palcem wskazującym okulary i zatrzymałam się.- Jesteśmy na miejscu.- powiedziałam skręcając. Kiedy ja szukałam odpowiedniej książki, on w tym czasie oparł się o półkę i uważnie śledził moje ruchy.
-Skoro tak często tu bywasz,- zaczęłam, wciąż wypatrując odpowiedniego tytułu- dlaczego potrzebujesz pomocy w szukaniu książki?
-Tak naprawdę to nie potrzebowałem.- odpowiedział spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale zanim otworzyłam usta, on mówił już dalej.- Ale czy jest jakiś lepszy sposób by zagadać do dziewczyny w bibliotece?- odetchnęłam głęboko, chwytając w końcu książki, której szukałam.
-Przykro mi.- rzekłam, patrząc mu prosto w oczy.- Mam już chłopaka.
-Szkoda.- powiedział, jednak nie było tego widać na jego twarzy.
-Jeszcze większa szkoda, że okazałeś się zwykłym podrywaczem. A już myślałam, że będziesz kimś interesującym.- odparłam, wciskając mu w ręce książkę.- Oto i ona.- minęłam go i chciałam wrócić do pani Haliny. Chłopak chwycił mój nadgarstek, nie dając możliwości odejścia.
-Poczekaj chwilę.- poprosił. Odwróciłam się w jego stronę i stanęłam ze skrzyżowanymi rękami.
-Tak?
-Przepraszam, że tak to wyszło. Czy mogę liczyć na drugą szansę? Obiecuję, że nie będę stosował żadnych tandetnych sztuczek.
-Mówiłam ci już że...
-Tak, tak. Masz chłopaka. Ale czy mam szansę zostać twoim bibliotekowym kumplem?
-No nie wiem, nie wiem. Musiałabym się zastanowić.
-Proszę.- chłopak zrobił minę smutnego kotka, przez co sprawił, że znów się zaśmiałam.
-Dobra.
-JEJ!- ucieszył się chłopak, machając rękami.
-Ale pod jednym warunkiem!- pogroziłam mu palcem, jednak wciąż z uśmiechem na ustach.- Jeżeli zawalisz, trzeciej szansy nie będzie.
-Przysięgam, że nie będę zachowywać się jak palant, głupek i debil.- powiedział to uroczystym głosem, układając ręce jak do prawdziwej przysięgi.
-A teraz wracajmy, bo zaraz herbatka mi przez ciebie wystygnie... kumplu.
***
Po kolejnej godzinie spędzonej na pogaduchach z panią Halinką i Szymonem, w końcu udało mi się wydostać. Okazało się, że nie kłamał mówiąc, że bywa tu bardzo często, bo świetnie znali się ze starszą kobietą. Teraz znów siedziałam w swoim samochodzie z fantastycznym humorem. Wiedziałam, że biblioteka to będzie świetny pomysł. Wrzuciłam pierwszy bieg i wyjechałam z parkingu, włączając się do ruchu. Pokręciłam przy radiu, ustawiając konkretną stację. W samochodzie rozniósł się wspaniały głos Igora z Lemona śpiewający Scarlett.
-Scarlett, mało mam, przez ciebie oddechu, mało mam, Scarlett...- mój występ dla siebie samej przerwał dzwonek telefonu. Ściszyłam radio i odebrałam telefon.
-Halo?
-Patrycja? Możemy się spotkać?
-Jakub?
-Tak. to pilne. Znajdziesz dla mnie 5 minut? To bardzo ważne.
-Gdzie jesteś?
-W galerii handlowej, w części z restauracjami.
-Jestem w samochodzie, więc zaraz będę. Co się takiego stało?
-Musisz kogoś w końcu poznać. Resztę powiem ci, kiedy przyjedziesz. Tylko pośpiesz się, póki wciąż tu jest.- odłożył słuchawkę, nie dając mi szans na odpowiedź. Odłożyłam telefon i zmieniłam pas. Zobaczymy, co jest takiego ważnego. A raczej kto.
-------------------------
Hej dziewczyny!
Na początku przepraszam, że tak długo nie było rozdziału (doskonale wiem, że to tylko moja wina), ale wiecie jak to jest. Koniec roku i trzeba popoprawiać oceny. Duża część przedmiotów odchodzi mi w tym roku i chcę mieć jak najwyższe oceny z tych przedmiotów. Albo chociaż mieć 4.0 na koniec pierwszej klasy xd
Mam nadzieję, że Szymon wam się spodoba. Mam pewien pomysł na tą postać, ale to dopiero w przyszłości. Jestem ciekawa, co wy o nim sądzicie.
Wakacje= więcej czasu na pisanie.
Na koniec dodam jeszcze, że w końcu znów wzięłam się za brunetkę, jestem już nawet tak w połowie rozdziału, ale uznałam ten blog za priorytet, dlatego tutaj rozdział pojawił się jako pierwszy. Także oczekujcie, że w niedalekiej przyszłości (czyt. przynajmniej miesiąc xd) pojawi się rozdział. 
Z powodu nawału pracy nie miałam czasu, aby czytać waszych opowiadań, ale nadrobię to już w piątek, albo jutro na informatyce xD
Dziękuję za przeczytanie, zostawcie komentarz i do następnego!
Slotkasasa

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 19


            -To była najtrudniejsza próba na świecie! I nie mam na myśli tego, że nie mogłam się skoncentrować na muzyce. Chodziło raczej o to, że chłopacy się... Zmienili. Po ich zachowaniu łatwo było stwierdzić, że coś z nimi nie halo. Grupa, która śmieje się, co kilka sekund, zamieniła się w ciche, podejrzliwe stado zombie, które próbuje dobrać się do mojego mózgu. Zdawało mi się, że rejestrują każdy mój ruch, każdą głoskę, każdą reakcje. Jakby... Jakby próbowali mnie prześwietlić. Już wcześniej zauważyłam ich zmianę, ale dopiero teraz, kiedy byłam z nimi sama bez widzów zrozumiałam, że coś podejrzewają. - Zrobiłam przerwę na zaczerpnięcie tchu. Serce dudniło mi przez nagromadzone emocje. Nie wiedziałam czy zaraz się rozpłaczę, nakrzyczę, czy zamknę się w sobie. Czy może zrobię wszystko na raz? - Kamil potrzebuję twojej rady. Nie wiem, co ja mam zrobić w tej sytuacji.
            - Z ostatniej rozmowy Fabiana, jakiej udało mi się podsłuchać wynikało, że to właśnie on coś wyniuchał. Nie byłem w stanie wychwycić wszystkiego, ale wspominał coś tym, że miałaś telefon Marco i przeglądałaś jego SMS-y. Jak to on stwierdził "jakbyś była jego dziewczyną" w czasie, gdy wy o sobie nawzajem nie gadacie. Nawiasem mówiąc powiedział to z takim jadem w glosie... Brr niemal ciarki mnie przeszły.
            - O nie! Że też tak dać się podłożyć. - Chłopak spojrzał na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy. - Któregoś dnia wpadł na mnie w kawiarence i to właśnie wtedy musiał zauważyć jak czytam wiadomość dla perkusisty, a nie dla mnie. - Mój głos zaczął się łamać. Nie chciałam by wszystko wydało się teraz. W czasie, kiedy nadal jestem nowym nic nie znaczącym członkiem zespołu. Tak bardzo pragnęłyśmy,by nasz przekręt stał się żartem primaaprilisowym. Chcieliśmy będąc odkryć sekret i spoglądać na ich zaskoczone miny. Miałyśmy się tarzać ze śmiechu po podłodze. No dobra przynajmniej ja, bo Domi stwierdziła, że w takim syfie, jaki tam panuje to ona nie zamierzają zniszczyć ciuchów. Nawet gdyby mnie za to wywalili z kapeli, nie obchodziłoby mnie to jakoś specjalnie. Bo nie potrzebowałabym ich łaski by grać na perkusji do woli. A teraz jak wyjdzie na jaw... Zostanę z niczym.
            - Nie martw, wszystko się kiedyś ułoży.
            - Dwa metry pod ziemią - burknęłam niezadowolona.
            - Oj Mleczkuś nie bądź taka pesymistką. Nie poznaję cię! Gdzie się podziała wesoła Amelia?
            Milczałam. Byłam tego dnia w paskudnym humorze. Ostatnim razem byłam taka przybita po... Po rozstaniu z Oliwką. Świetnie musiałam sobie to akurat teraz przypomnieć! Przypomnieć sobie ten dzień. Ten straszny dzień, kiedy spoglądałam na Oliwkę. Śpiącą na trawniku ogródku. Leżała tak cichutko, mimo harmideru imprezy. Mrok już dawno zaścielił niebo granatowym obrusem, przez które przebijały się pojedyncze smugi światła. Pamiętam jak klęcząc przy niej poprawiałam niesforne kosmyki, które uciekły z luźnego warkocza. Spojrzałam na jej oczy. Czarne źrenice, pochłonąwszy cały kolor oka, spoglądały przed siebie ze strachem. Ukryłam je po powiekami. Położyłam jej głowę na swoich udach i śpiewałam kołysankę. Śpiewałam nawet jak dziewczyny odciągnęły mnie od niej i zaprowadziły do pokoju. I również w czasie prób, a wieczorem, kiedy mięliśmy wystąpić na scenie, dla setek czy tysięcy ludzi. Zamiast zaśpiewać rockowe kawałki, zdecydowałyśmy się zaimprowizować. Zaśpiewać utwór na część osoby, która nas już nie usłyszy. Siostry, której już nigdy nie zobaczymy wesołej, uśmiechniętej, ciepłej. Tej, która nie powstanie jak Feliks z popiołów. Którą wycięto z naszego życia, ale nie wycięto z pamięci... I nie wycięto z naszych serc. Nie ważne jak bardzo czarnych i marmurowych. Ale nadal serc, w których jednak tli się miłość... Nie panując nad sobą z moich ust zaczął wydobywać się refren tej pieśni, a wraz z nią zebrany we mnie smutek
            - Zmiany czekają w każdym z nas. Czekają jak w kieszeni as. Raz wesoła, a raz smutna. Krucha albo jak stal silna. Optymista- pesymista lub twarz niczym pokerzysta... - Zamknęłam usta przed ostatnimi wersami i dokończyłam w myślach "Płomień życia już stracił blask. A naszych sercach słychać trzask. Nasze serca straciły blask. Gdy płomień życia zrobił trzask. Zrobił trzaaask i zgaaasł".
            Kamil by mnie pocieszyć otoczył ramieniem w tali i przyciągnął bliżej siebie. Oparłam swoją głowę na jego obojczyku, a on wtulił twarz w moje włosy. Wszeptywał w moje farbowane włosy słowa pocieszenia, a wolną ręką wylądował na moim biodrze. W innych okolicznościach wyrwałabym się z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Ale w tej chwili potrzebowałam czyjeś czułości i bliskości. Potrzebowałam pocieszenia.
            - Wiesz nie wiedziałem, że tak pięknie śpiewasz. Nie myślałaś o przyszłości wokalistki?
            - Zawsze byłam artystyczną duszą. Kochałam to, w co mogłam włożyć siebie i odrobinę wyobraźni. Mama zapisywała mnie na balet, tańce, chórek, różnorakie warsztaty rysownictwa, pisarstwa... Ale to bębny i talerze były dla mnie, tym czymś, co sprawiało mi prawdziwą radość. Tak jak dla Ciebie i brata koszykówka.
            - Taak. - Chłopak uśmiechnął się i spoglądając na biegnącą we wszystkie strony psinkę. - A trącając do tematu. Powinnaś im powiedzieć zanim, nie wiem... Rzucą się na ciebie i ściągną te ciuszki by sprawdzić, że nie kryje się za nimi jakiś seryjny morderca lub diler narkotykami. Albo... Och! Albo jakiś gej się kryje i ma wobec nich brudne zamiary - rzekł z teatralnym przerażeniem.
            Prychnęłam. Ale chłopak miał rację. Trzeba zakończyć ten cyrk.
            - Jak tylko Domi wróci to wtedy im to wyjaśnię. Tylko nie wiem czy do tego czasu wytrzymam z nimi na próbach.
            - A dlaczego miałabyś nie wytrzymać próbują cię zjeść czy zanudzają cię męskimi gatkami?
            - Niby czemu mają mnie zanudzać? Wiesz, że lubię sport, na mechanice samochodowej się znam, a oglądanie dziewczyn w klubie jest nawet zabawne. - Chłopak spojrzał na mnie takim wzrokiem, że nie mogłam i zaczęłam się śmieć bez opamiętania. - Dobra żartowałam - odezwałam się w przerwach na oddech. - Twoja mina była bezcenna.
            - Okeeej. A co z pijackimi wieczorami?
            - Mam wytrzymałą głowę do trunków. Nie wspominałam?
            Kamil nie odpowiedział, bo jego komórka zawirowała w kieszeni. Zegar na wyświetlaczu uświadomił, mi, że jest już grubo po drugiej. Wstałam z parkowej ławki i położyłam torbę by Elekta mogła do niej spokojnie wskoczyć.
            - Powinniśmy...
            -...Wrócić do akademika - dokończył chłopak. - Chodź odprowadzę cię.


*************

            Otworzyłam furtkę i ruszyłam do drzwi domu. Cicho zapukałam. Cisza jak makiem zasiał. Zapukałam jeszcze raz z takim samym efektem. Brat Dominiki poprosił nas byśmy z nią były, kiedy on będzie w pracy. Miałam jechać z Pati, ale pojęcie "z samego rana" to dla mnie jedenasta, nie siódma. Tak, więc jak mnie Pati zaczęła budzić przed szóstą to zaczęłam jej wygrażać, że oczy jej wydłubię i poszłam spać dalej. No cóż mój urok. Tak wiec zostawiła mi wiadomość, że ona jedzie do niej, a ja mam wpaść jak tylko się obudzę. Pati wspominała też, że nie będzie mogła zostać długo, ponieważ miała zaplanowany na ten dzień wyjazd do biblioteki do.. Nie pamiętam gdzie dokładnie. Ale w każdym razie obudziła mnie wiadomością, że Domi usnęła, więc ona znika do biblioteki. W sumie zastanawia mnie czy aż tak bardzo zależało jej na książkach czy potrzebowałam chwili wytchnienia, po tym jak Piotrek i Jacob prawie się nawzajem pozabijali ostatnim razem. No, ale spróbuj coś wyciągnąć z Pati jak ta postanowi milczeć. Teraz stałam przed drzwiami i wsuwką do włosów otwierałam drzwi. 
            - Jak już się zaprasza kogoś do domu to można by było drzwi otwierać - mruknęłam pod nosem, bo zamek nie otwierał się tak jak mi się marzyło. - Bingo! - Uradowałam się słysząc klikniecie zamka. Nacisnęłam klamkę i weszłam do domu. Odłożyłam torbę na stoliku by móc zdjąć granatowoczarny płaszcz. Włożyłam do rękawa szalik, a następnie powiesiłam na wieszaku. Mokre szpilki zamieniłam na kapcie w kształcie czarnych labradorów. Słodziutkie botki pomyślałam, po czym z torebką udałam się na poszukiwanie przyjaciółki. Domi spała na kanapie przed włączonym telewizorem. Jej blond włosy były rozrzucone we wszystkie strony. Spała tak niewinnie, że nie miałam serca jej budzić i tylko naciągnęłam koc wyżej by nie zmarzła oraz wyłączyłam telewizor, po czym ulotniłam się z salonu.
            Będąc w kuchni zastanawiałam się, co mam robić do czasu pobudki Domi. Nagle moje rozmyślania przerwał telefon.
            - Hej Gosiu, co słychać u ciebie?
            - Normalnie nie uwierzysz! Kuba zabiera mnie po świętach na, cytuję "romantyczny tydzień tylko we dwoje". Czyż to nie wspaniale?  I to wszystko dzięki tobie Mela.
            - Mnie? Ale ja nic nie zrobiłam - broniłam się. - Nawet mi nie wspominał o żadnych planach na święta.
            - Głuptasku, miałam na myśli to, że mnie z nim spiknęłaś. Inaczej nadal siedziałabym w kącie. Jestem ci dozgonnie wdzięczna.
            - Starczy już tej wdzięczności. Jesteśmy przyjaciółkami i od tego są przyjaciółki, by pomagać w sytuacjach podbramkowych. Wiem, że się cieszysz i tak dalej, ale dziękowanie po raz tysięczne zaczęło się robić lekko, tak ociupinkę irytujące. Więc bądź tak miła i zmień temat.
            - Jak wolisz. A teraz opowiadaj. Kim jest Marco Gothi. Ten nowy perkusista. - Po długim milczeniu z mojej strony, dodała. -  Kuba mi wyśpiewał coś nie coś. A ja, chcę znać szczegóły.
            I tak zaczęłam snuć długą historię. Od planu i przesłuchaniu, aż po wszystkie problemy z dzisiejszymi włącznie. Gosia nie byłaby sobą gdyby nie powiedziała na ten temat swoich kilku zdań. Jej słowa podtrzymały mnie w przekonaniu, że dłużej tego ciągnąć nie będzie się dało. Jakkolwiek miałoby się skończyć. Kiedy połączenie zostało zakończone, a słońce osiągało najwyższy punkt na widnokręgu, wstałam by przygotować coś ciepłego do wypicia. Na moje nieszczęście nadepnęłam na coś piszczącego i spadłam na podłogę. Prosto w psią miskę z chrupkami. Metalowa miska, uderzając o płytki kuchenne wydala głośny stukot.
            - Brawo Mela! Tym hałasem to i umarłego z grobu wybrudzisz - mruknęłam spoglądając na psią zabawkę Harley.
            - Pomyślałam dokładnie o tym samym. - Odwróciłam się i w drzwiach ujrzałam Domi. W bordowej bluzce z miśkiem wudu i czarnych spodenkach uśmiechała się szeroko.
            - Wybacz za ten hałas - rzekłam ze skruchą. - Nie chciałam Cię obudzić.
            - Spokojnie, już nie spałam jak postanowiłaś powąchać...- Dominika zamyśliła się na  chwilę. - Psie żarełko.
            Zaśmiałyśmy się obie, po czym wstałam, otrzepując ciuszki. Domi potargała moje włosy wysypując z nich kilka chrupek, które w mgnieniu oka znikły w pyszczku husky'kiego. Domi wyglądała na bardzo rozbawioną całą akcją a jej twarz nie wykazywała najmniejszego cienia zmęczenia czy choroby. W końcu dużo spała. Zawsze powtarzałam, że sen daje plus pięćdziesiąt punktów do atrakcyjności.
            - To ja tu ogarnę i przygotuję śniadanko, a ty idź do łazienki okiełznać swoje włosy, bo wyglądają tak jakby żyły własnym życiem. - Domi przytaknęła i zostawiła mnie samą z dwoma rozbrykanymi suczkami. Szybko umyłam podłogę w kuchni i napełniłam miseczki zwierzaczków. Następnie zajęłam się przygotowywaniem kanapek z jarzynami. Kiedy przyjaciółka już odświeżona i przebrana weszła do kuchni, właśnie parzyłam dla nas herbatki.
            - Mela, te kanapki są dla nas czy dla niejadków z przedszkola?- zapytała Domi wskazując ręką na kanapkę z wizerunkiem misia.
            - Tak to jest jak artysta zabiera się za zrobienie posiłku. Wiadomo, że nudno nie będzie. Zwłaszcza, że w kuchni jestem złotą rączką.
            - Ale skąd pomysł na takie oryginalne śniadanko?
            - Jestem niedoszłą niańką - odpowiedziałam zgodnie z prawdą jednocześnie starając się ukryć rozgoryczenie. - Zostanie opiekunką do dzieciaków, było pierwszym takim poważniejszym pomysłem na prace w przyszłości.
            - Poważniejszym? A te mniej poważne pomysły to jakie?
            - Tylko się nie śmiej. Chciałam zostać księżniczką... Powiedziałam nie śmiać się - próbowałam przybrać srogi głos, ale zamiast tego ledwo nie zaczęłam się śmiać.- Kolejnym planem było podróżowanie po planetach i poszukiwanie pozaziemskich istot. Tak, tak miałam wtedy z pięć lat. A ostatni to zostanie kimś sławnym. Muzyk, aktor czy sportowiec chciałam by mnie ludzie rozpoznawali.
            - Teraz jesteś perkusistką. Więc niedługo będą o tobie często pisać. - Znowu będą pisać pomyślałam.
            - Nawet nie wiesz jak krótkie może być "za niedługo". Nasi chłopcy zaczynają podejrzewać, że ich Marco jest nie taki jak powinien.
            Jedno spojrzenie przyjaciółki i (po raz kolejny zresztą) opowiadać zdarzenia ostatniego tygodnia. Narada trwała dość długo, dlatego po wydaniu werdyktu i zamknięciu sprawy udałyśmy się do salonu odmóżdżyć się przed telewizorem. To, co oglądałyśmy było rewelacyjnie odmóżdżające. Do tego stopnia, ze nie wiem co oglądałyśmy. Chyba to była komedia, bo brzuch to mnie bolał ze śmiechu. Chociaż... Równie dobrze mógłby być to film grozy.
            Po jakimś czasie korzystając z przerwy na reklamę udałam się do kuchni, by zaparzyć nam herbaty. Kiedy wróciłam do salonu z parującymi napojami, na kanapie gdzie spodziewałam się zastać przyjaciółkę pozostały tylko poduszki i koc. Moją zgubę znalazłam w łazience. Jej żołądkowi najwyraźniej nie zasmakowały moje udekorowane kanapki, więc postanowił je zwrócić. Podeszłam do przyjaciółki i odgarnęłam jej włosy za uszy.
            - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam w przerwie kiedy żołądek przestał wyrzucać jedzenie, a właściwie to, co z niego zostało.
            - Zadzwoń do Kacpra i poproś go, by tu do mnie przyjechał - rzekła wycierając usta papierowym ręcznikiem.
            - Do Kacpra? Ale przecież on...
            - Po prostu zadzwoń do niego, dobra!  Nie proszę o to byś leciała dla mnie na koniec świata! Masz tylko wykonać jeden numer i w moim imieniu poprosić go, by przyjechał tu. - Po tych słowach Domi znowu nachyliła się do muszli klozetowej.
            - Spokojnie. Już dzwonię do niego - rzekłam wyjmując komórkę. Wyszukałam jego imię w liście kontaktów, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę.
            - Dodzwoniłaś się do najprzystojniejszego mężczyzny na świecie. W czym mogę pomóc.
            - Chcę byś przyjechał, bo jesteś potrzebny Do...
            - Dooo robienia jako żywy posąg boga? Czemu nie. Zaraz sprawdzę mój grafik. Hm. Najbliższy wolny termin jest za pół roku
            - Kacper!
            - No dobra jako, że się znamy to znajdę czas o 17. Ale mam tylko godzinkę, bo potem mam sesję zdjęciową do magazynu.
            - Brak mi słów na ciebie
            - Mało czytasz to i słownictwo ubogie
            - Skończ to wydurnianie się, tu chodzi o Domi!
            - Domi? Naszą Domi?
            - Nie kosmitkę w przebraniu krowy, wiesz? Ech jasne, że tak. Dominikę Holin jak wolisz. Jest chora i cię potrzebuje, a ty tu mi jakieś cyrki odstawiasz.
            - Nie żartujesz smerfie?
            - Ja mam imię!!!
            - Eee... Smerf Nerwus? - Zafundowałam sobie mocnego face-palma. Nie no ja już z nim nie mogłam. On udaje czy serio jest taki głupi?
            - Dobra już nie ważne.
            - Racja, takie maluszki jak ty mnie nie kręcą. - Boże daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to zabiję tego pacana. - To mówiłaś, co jest z Domi? - O! A jednak Kacper potrafi, choć na chwilę zmienić tą irytującą płytę. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy przyjaciółka po raz kolejny zwymiotowała. - Dobra, zrozumiałem. Będę za kilka minut, tylko jeszcze zahaczę o aptekę. A i czy mieszkanka Pandory może podać Dominikę do telefonu?
            - Jasne - rzuciłam przez zęby i podałam komórkę Domi. Następnie ulotniłam się z łazienki. Już kilka minut później słychać było dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Harley i Elektra, które do tej pory leżały spokojnie obok nas, momentalnie podniosły się z podłogi i szczekając zawzięcie, podbiegły do drzwi. Harley szybko się uspokoiła na widok przybysza, ale Elekrta nadal wykazywała niepokój.
            - Spokój piesku - dobiegł z przedpokoju głos Kacpra. - Pozwól mi przejść. - Jednak mimo to warkot mojej suni nie cichł, a wręcz wzmagał się. Po chwili zapadła cisza, po której słychać było wycie z bólu. Bynajmniej nie mojego pupila. - Aa! Puszczaj głupi psie! Niedobry bardzo niedobry kundel!
            - Elektra do nogi! - Bawiłam się świetnie wysłuchując odgłosów dobiegających w przedpokoju, ale musiałam w końcu przerwać tą bitwą zanim moja sunia oberwie. Pupil szybko wskoczył na moje kolana, łasząc się niczym kot. - Dostaniesz nagrodę moja słodka - rzekłam do uszka małej. W odpowiedzi ogon szybko wachlował, a jęzorek pomoczył mój policzek. Po dłuższej chwili w progu łazienki stanął Kacper z psem Domi u nogi. Zanim zdążyłyśmy go powitać wycedził:
            - Czyja jest ta bestia? - Wskazał na zwierzaka siedzącego na moich kolanach.
            - Moja. I kocha cię równie mocno jak jej właścicielka.
            - I jest równie brzydka jak jej właścicielka. - W odpowiedzi warknęłam, co uczyniła również Elekra.
            - Domi jak się czujesz? Jesteś jakaś strasznie zielona. I chyba trochę przytyłaś moja droga.
            - Nie widzisz ze dziewczyna źle się czuje i jeszcze śmiesz jej taki "komplement" podarować. Wiesz to trzeba być prawdziwą świnią. - Kacper podszedł do mnie, a ja szybko strzeliłam mu z liścia. Widziałam jak ręka mu drżała, by mnie uderzyć. - Domi wyjaśnisz mi, dlaczego z wszystkich debili na świecie musiałaś poprosić by przyszedł ich król? - Ups, no i przeholowałam Kacper zamachnął się pieśnią, ale w porę odsunęłam się. 
            - Przestańcie! - krzyknęła Domi, na co oboje spojrzeliśmy w jej stronę. - Mela powinnaś już wracać, a Kacper przynieś mi szklankę wody. - Kiedy tylko chłopak zniknął w kuchni przyjaciółka odezwała się - Wiem, że się nie lubicie, ale nie musisz, tego tak eksponować.
            - A skąd mam mieć pewność, że cię nie skrzywdzi, po tym jak prawie zafundował mi sierpowego?
            - Mnie lubi bardziej niż sądzisz. A jak by się coś działo to bym ci powiedziała.
            - Trochę mnie uspokoiłaś. Ale to nie zmienia faktu, że nadal go nie lubię. Jak coś to jeden telefon i jestem z powrotem.
            - Jasne. Wpadnij z Pati jutro. - Kiwnęłam głową.
            - W takim razie do jutra. Pa! - rzekłam i ruszyłam do wyjścia. Stojąc już ubrana przed drzwiami, odwróciłam się i ujrzałam buntownika, który spoglądał na mnie krzywo. Przez dłuższa chwile mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją do siebie.
            - Zapamiętaj moje słowa. Skrzywdź ją, a ja skrzywdzę cię tysiąc razy boleśniej. - Kacper prychnął.
            - I co taki skrzat z niebieskim kapelusikiem może mi zrobić? - zapytał wyraźnie rozbawiony. Kacper zalicza się do grupy najwyższych osób, jakie chodzą na naszą uczelnię. A ja bez moich super wysokich butów wyglądam najwyżej na pierwszą gimnazjum. Ale ani on, ani nikt inny nie wie, co kryje się we mnie.
            - Może kiedyś zobaczysz - rzuciłam i wyszłam. Przez drzwi słyszałam jeszcze jego niedowierzanie.
            - Kto się śmieje, kto się śmieje ostatni, Kacper - mruknęłam i skierowałam się w stronę domu Barta i Kuby Za godzinę jest kolejna próba zespołu. Czyli przede mną metamorfoza. Ech. Już się nie mogę doczekać, kiedy się to wreszcie skończy. Te wszystkie ciuchy i makijaż ważą z tonę jak nie więcej. A od zmieniania barwy na bardziej męską, gardło mi wysiada. Całe szczęście, że nie ja muszę śpiewać. Ale to całe udawanie ma też dobre strony, których nigdy bym nie odkryła będąc dziewczyną. A już tym bardziej będąc Amelią Samaras. Dla przykładu: mogłam spędzać z nimi czas, gdy byli "tylko" w męskim gronie, zapraszali mnie po próbach na oglądanie piłki nożnej, albo do klubów typu go-go. Co nawiasem mówiąc było... Hm... Ciekawym - o tak to ujmę - doświadczeniem. Zwłaszcza jak trzeba było udawać śliniącego się, napalonego chłopaka, który rzucać na lewo i prawo teksty typu "fajna dupa" albo "widzieliście tamtą w różowym? Co za pasztet". Myślałam, że w końcu nie wytrzymam i zacznę się śmiać z samej siebie. Ale chyba wypadłam dość przekonywującą, by chłopacy stracili trop.
            Nawet nie wiem jak to się stało, stałam już gabinecie Eweliny - osoby, która zastąpiła mi matkę, kiedy zostałam sierotą. Jako znana wizażystka miała niemałą kolekcję potrzebnych kosmetyków i peruk. Zawołałam Bartka i razem nakładaliśmy moją "nową" twarz. Mijały sekundy, za sekundami, minuty za minutami. W końcu po przeszło czterdziestu minutach wyglądałam na rasowego chłopaka. Bartek ulotnił się z pokoju, a ja zrzuciłam mój perłowy sweterek, rozkloszowaną granatową spódniczkę i wysokie szpilki na rzecz podwyższających glanów i skóry. Przebrana i gotowa weszłam do kuchni gdzie stał Bart.
            - Bartuś, idę z chłopakami po próbie do klubu, więc wrócę dość późno.
            - Z chłopakami mówisz - powiedział przewiercając mnie wzrokiem.
            - Oj nie bądź zazdrosny.
            - Mnie nie zabierasz do klubów - powiedział z głosem męczennika. - Czuje się niedowartościowany.
            - Ale pamiętaj, że oni widzą we mnie chłopaka, nie dziewczynę. Więc to trochę tak jakbym się o prostu wybrała z dziewczynami na zabawę. O to nie jesteś zazdrosny. A poza tym to jesteś jedynym facetem na te ziemi którego kocham od a do z.
            - A Kuba?
            - A Kubę kocham od a do z, z wyjątkiem 'm'
            - Dlaczego bez 'm' - zapytał kompletnie zbity z tropu.
            - 'M' jak miłość i 'M' jak Małgosia. On ma dziewczynę, a ty - dotknęłam palcem jego klaty - jesteś calutki mój. - Uśmiechnęłam się szeroko po czym obdarowałam chłopaka całusem w policzek.
            - Melka, tak na przyszłość, zgól tę brodę. Znacznie lepiej wyglądasz jak się ogolisz - rzekł, śmiejąc się do rozpuku. Zamachnęłam się ręką by przywalić z całych sił z liścia, lecz ten tylko się odsunął Wyciągnęłam w jego stronę język i po chwili już biegłam na próbę. Mijałam rodziców z dziećmi wracających ze szkoły, staruszki rozmawiające pod sklepem, nastolatki spacerujące ze swoimi pupilami, kilka zakochanych par siedzących nad stawem. Wszyscy korzystali z ostatnich ciepłych dni. W końcu to już za rogiem czeka grudzień, a co to za grudzień bez śniegu i mrozu? W końcu dotarłam do uniwerku. Zostały mi jakieś dwie minuty więc puściłam się biegiem po korytarzu. Dzisiaj na uczelnię przychodzili właściwie tylko osoby należące do klubów lub miłośnicy spędzania czasu w bibliotece czy też w sali komputerowej. Jako, że nie spodziewałam się na nikogo natchnąć nie uważałam szczególnie co skończyło się wpadnięciem na kogoś i upadkiem. Zanim spojrzałam kto był moją ofiarą usłyszałam nad sobą:
            - Patrz jak łazisz łamago! - był to kapitan drużyny koszykarskiej, który zarechotał basowo, a zaraz po nim jego obstawa chichotała w najlepsze. Hałas spowodował, że ludzie wychodzili z poszczególnych sal by przyjrzeć się, co się stało.
            - Odezwał się wymalowany słoń szkolny - powiedziałam to na tyle głośno, że wszyscy zabrani na korytarzu musieli mnie słyszeć. Kapitan powolnym krokiem zbliżał się do mnie i syczał przez zaciśnięte zęby.
            - Coś ty kmiocie o mnie powiedział!
            - Nie no nie tylko, że głupi to jeszcze głuchy! - prychnęłam. Po korytarzu rozległo się "uuuuu", a twarz Radka przybrała barwę dojrzałego pomidora.
            - Chcesz wojny? To ją dostaniesz smarku!!!
            - Chcesz dostać wpierdol? Służę pomocą laleczko! - Po tych słowach chciała się na mnie rzucić cała obstawa kapitana i on sam, ale pomiędzy nami zjawił się przewodniczący.
            - Żadnych bójek na terenie Uniwersytetu. Rozejść się! - Niechętnie, ale ludzie i sami koszykarze zaczęli się rozchodzić. Kiedy pan przewodniczący zniknął z pola widzenia, podeszłam do dryblasa i powiedziałam opanowanym głosem.
            - Jaka szkoda, a mogło być tak pięknie czerwono od twojej krwi. Co powiesz jutrzejszej nocy o 10 przy parkingu? Pogadamy sobie na spokojnie bez pana porządnisia.
            - Nooo... Odważny z ciebie typek. Takich sobie cenię, ale ciekawe czy nie będziesz mieć cykora, by stanąć do walki.
            - A ciebie mamusia na pewno z domu o tak późnej porze wypuści? I przyjmie, jeśli zgubisz kilka zębów? - Na moje słowa gość prychnął i rzucił na pożegnanie:
            - To się okaże pacanie! - Po czym zniknął z obstawą na klatce schodowej.
            - Jeszcze zobaczymy, kto jest lepszy - mruknęłam pod nosem.
        Po chwili usłyszałam za sobą głos znajomej mi osoby...
        Osoby stojące na korytarzu zamiast wróciły do przerwanych zajęć, jak to zwykle czynią, zawzięcie rozmawiały w zbitych grypkach. Zdziwiło mnie to, gdyż takie przepychanki słowne, zdarzają się tu bardzo często i nikt nie reaguje w ten sposób. Prawie codziennie można spotkać kogoś z nową kolekcją siniaków i zadrapań, a niekiedy z zagipsowanymi kończynami...





-------
Przepraszam, że tyle czasu mi zajął ten rozdział. Niestety jak się ma szlaban na kompa to trudno się pisze. No więc mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi Wam tak długi okres czekania. Teraz pałeczka pisarska trafia do Slotkasasa.

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 18



I znowu w szpitalu. Ja to mam dopiero pecha nie rozumiem co się ze mną dzieje. Może to ma coś wspólnego z wypadkiem?...
- Witam panią. Znowu się widzimy – powiedziała ciepło doktor Martin.
- Dobry doktorze. Tak znowu zasłabłam, nie wiem co się ze mną dzieje. Minęło już trochę od wypadku.
- Niech się pani nie martwi, z badań wynika że jest wszystko dobrze. Dziwią mnie jedyne pewne wyniki, ale spokojnie badanie powtórzymy. Będzie pani musiała poczekać około  tygodnia  na ich wyniki. Ten czas spędzi pani w szpitalu na dalszych obserwacjach. Mam pewne podejrzenia, ale bez wyników nie będę nic mówił.
- Mam nadzieje, że to nic poważnego.
- No niech się pani uśmiechnie, ma pani taki piękny uśmiech. Marta zaprowadź Dominikę do sali obserwacji.
- Dziękuję.
Sama widzę, że ze mną jest coś nie tak. Nie będę się martwić na zapas. I tak nic mi już nie zostało. Kacper, gdy dowiedział się ze odzyskałam przytomność i nic mojemu życiu nie zagraża wyjechał. Nikt nie wie gdzie. Napisał mi jednego krótkiego SMSa że musi wyjechać, przemyśleć pewne sprawy. Maciek wyjechał za granice. Z tego co wiem dostał tam dobrą propozycje pracy. Był u mnie tylko raz , gdy odzyskałam przytomność. Powiedział mi że nie ważne co się stanie będzie przy mnie i niedługo wróci. Przed dziewczynami udaje, że wszystko jest dobrze. Tak nie jest. Aniela czasami śni mi się w nocy.  W snach mówi mi, że niedługo stanę przed trudną decyzją. Może ona odmienić moje życie. Nie wiem jak mam to rozumieć. Na oddziale poznałam, w sumie spotkałam małą dziewczynkę Monikę. Miłe dziecko. Dziewczynka od kiedy pomogłam jej wrócić do brata często mnie odwiedza. Damian też wzbudził u mnie pozytywne uczucia. Jako jedyny potrafi mnie teraz rozśmieszyć.
- No, no a ty  znowu w szpitalu. Witamy ponownie – od progu pokoju powiedział do mnie, z szerokim uśmiechem na ustach Damian.
- Dominika! Wiesz jak ja tęskniłam. Damian ostatnio kupił mi gazetkę z kucykami pony i wiesz był tam kucyk podobny do ciebie. Też miał różowe włosy.
Jak ja kocham tą dziewczynkę. Swoją drogą porównanie mnie do kucyka pony nie jest takie złe. Nie dziwie się jest te włosy rzeczywiście robią ze mnie kogoś niespotykanego.
- Monika daj trochę odsapnąć Dominice. Jak będzie zmęczona to się z tobą nie pobawi.
- Oj przestań Damian. Zawsze znajdę mała dla ciebie czas. Nie słuchaj tego swojego brata. Zazdrości ci , że ty możesz czesać włosy kucyka pony i tyle – mała przybiła mi piątkę.
- Idę powiedzieć dziewczynom, że masz włosy jak kucyk pony – wybiegła z pokoju.
- Jak ja ją kocham.
- Ona ciebie też. Jak się czujesz? Czemu znowu tu wylądowałaś?
- Sama nie wiem. Lekarz mówi, że musi powtórzyć badania, bo ponoć wyniki były nieprawidłowe czy coś w tym stylu.
- Mam nadzieje, że to nic poważnego. Nudziłoby mi się bez ciebie – zaśmiał się.
- Ja wiem. Nie ma na świecie drugiego żywego kucyka pony – dźgnęłam go w brzuch.
- Ja nie wiem po co cie oni tu trzymają. Wydajesz się zdrowa. Ba ty jesteś zdrowa skoro masz się ze mną drażnić. A tak na poważnie uważaj na siebie.
- Nie martw się wszystko w porządku.
- Pokaż rękę – pokazałam mu dłoń.- Dalej cie boli, przepraszam za nią ona naprawdę nie chciała wtedy zbić tej szklanki. Wiesz jak to jest z jej chorobą.
Lekko pocałował mnie w ranę.
- Nic się nie stało, każdemu się zdarza.
Damian usiadł na brzeg łóżka obok mnie. Delikatnie splótł nasze palce. Wiedziałam, że oboje coś do siebie czujemy, ale dla mnie na razie jest na to za wcześnie. Dalej kocham Kacpra. Z drugiej strony nie potrafię się oprzeć  dotykowi Damiana. Nie potrafię mu wyrwać ręki. Nie potrafi i jednocześnie nie chce.  Damian zauważył moje rozkojarzenie i puścił moja dłoń.
- Jeśli nie chcesz, żebym tak robił po prostu powiedz. Wiem, że za wcześnie na to wszystko, ale mi na tobie zależy. Jednocześnie wiem, że zależy ci też na nim.
Do pokoju wpadła szczęśliwa Monika i wskoczyła na łóżko obok nas.
- Weronika mi nie wierzy, że masz włosy jak kucyk pony – dziewczynka przytuliła się do mnie.
- Chodź pokażemy Weronice, że nie kłamiesz.
Damian splótł ponownie nasze palce, ja w geście zrozumienia pocałowałam go w policzek. W trójkę poszliśmy w kierunku świetlicy…
...
Dzisiaj wypuszczono mnie ze szpitala. Stwierdzili, że nie mają mnie po co trzymać. Wyniki będą za dwa dni. Wpadnę po nie do szpitala z dziewczynami. Postanowiłam na tydzień przenieść się do domu brata. Bardzo na to nalegał, nie miałam siły mu odmówić. Bardzo martwi się o moje zdrowie. Zostaje dzisiaj w domu sama. Bartek musi iść zająć się Barem. Po wyjściu chłopaka z domu, postanowiłam wziąć długą relaksującą kąpiel. Napuściłam do wanny wody i wlałam olejek różany. Stojąc przed lustrem przyglądałam się sobie. Przypomniały mi się ten miły dotyk, który okalał moje ciało. Kochałam jego dotyk. Tęsknie za nim. Po moim policzku spłynęła łza. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Dziewczyny miały przyjechać dopiero jutro. Zakręciłam wodę ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Otwierając drzwi myślałam, że to będzie ktoś inny. W progu domu stał on z bukietem róż. Przeprosił mnie za wszystko i powiedział, że wszystko przemyślał i mu na mnie zależy. Słuchałam go jak przez mgłę. Niewiele myśląc po prostu go pocałowałam… 
 


...................................................................
Długo mnie nie było wiem to.  Bardzo mi z tego powodu przykro.  Mam ostatnio dużo problemów. Ale spokojnie nie kończę z pisaniem:) mam nadzieje ze wam się podoba. Prosiłabym o komentarze. Kolejny rozdział należy do Afry. 
Clara

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 17

Czekając na korytarzu denerwowałam się strasznie. Wiedziałam, że wrócenie do normalnego życia od razu po takim wypadku to zły pomysł. Ale co ja mogłam zrobić? Uparły się we dwie i stało się. Teraz ważne jest tylko to aby Dominice nic nie było. Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał mnie z rozmyślań.
-Halo?- powiedziałam cicho.
-Pati? Gdzie jesteś? Właśnie dotarłam i nie mam pojęcia, gdzie Was szukać.- to była Melka.
-Drugie piętro, tuż obok pokoju pielęgniarek. Łatwo trafisz.- wyjaśniłam zwięźle i rozłączyłam się. Po chwili zjawiła się niebiesko-włosa. Usiadła obok mnie na niewygodnych, pomarańczowych krzesłach.
-Co się stało?- zapytała po chwili.
-Zasłabła na zajęciach. Nie mogliśmy jej ocucić, więc przywieźliśmy ją tutaj. Teraz robią jej jakieś badania.- dokładnie w tej chwili wyszedł z sali lekarz i skierował się w naszą stronę. Wstałam błyskawicznie a tuż za mną Mela.- Jakie wieści, doktorze?
-Nic się jej nie stało, jednak musi zostać tutaj dobę na obserwacji. Jeśli jej stan się nie pogorszy będziemy mogli ją wypuścić, ale wtedy musicie pamiętać, żeby się nie przemęczała i żadnego wychodzenia przez co najmniej tydzień. Nie chcemy, żeby to się powtórzyło.
-Czy możemy się z nią zobaczyć?- zapytała Amelia.
-Teraz jest na to zbyt zmęczona. Wróćcie do domu i odwiedźcie ją po południu. Możecie przy okazji przywieść jej najpotrzebniejsze rzeczy. A teraz wybaczcie muszę zająć się kolejnym pacjentem.- powiedział i poszedł w stronę swojego gabinetu.
-I co robimy?- zapytałam Meli.
-To co powiedział. Ja wracam do domu, ty na zajęcia. Jest pod dobrą opieką, nic jej się nie stanie przez te kilka godzin.- ramię w ramię ruszyłyśmy do wyjścia. Trochę się obawiałam zostawić tu Domi, ale cóż. Słowo lekarza jest święte. Przed wejściem czekał na nas stroskany Kamil. Zanim zdążył o cokolwiek zapytać Mela powiedziała:
-Zwykłe zasłabnięcie, ale zostaje na obserwacji.- chłopak kiwnął głową i zaprowadził nas do swojego samochodu i odwiózł nas z powrotem do akademika. Nie odzywaliśmy się przez całą podróż. Wychodząc z samochodu Amelia zatrzymała się.
-Przepraszam, że przeze mnie przegapiłeś mecz swojego brata.- powiedziała i spuściła wzrok. Zamknęła drzwi i bez słowa ruszyła do naszego pokoju. Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony miałam smutną, uciekającą Melkę a z drugiej zamyślonego, siedzącego bez ruchu Kamila. Westchnęłam głęboko i zapukałam w szybę obok kierowcy. Nie dostałam odpowiedzi, więc obeszłam samochodu i usiadłam na miejscu pasażera.
-Czy mogę się dowiedzieć o co chodzi?- zapytałam.- Bo to milczenie między wami na pewno nie jest spowodowane stanem Dominiki.- Kamil milczał jak zaklęty, nawet na mnie nie spoglądając.
-Halo, Kamil. Nie pójdę stąd dopóki nie dowiem się co się między wami stało.
-Nie każdemu układa się tak dobrze jak tobie i Piotrkowi.- powiedział w końcu na mnie patrząc. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Czy ty...?
-Tak.- przerwał mi szybko i oparł głowę o kierownicę.- Dzisiaj...- przełknął głośno ślinę.- próbowałem ją pocałować. Jednak ona odwróciła się i udawała że nic się nie stało. Późno zrobiło się strasznie dziwnie. A potem twój telefon... I od tego momentu nie odzywała się do mnie. Nie rozumiem co zrobiłem źle.
-Wiesz...- odezwałam się po chwili.- Amelia ma ciężką przeszłość i możliwe, że nie jest jeszcze gotowa na związek.
-Może masz rację...
-Wiem co mówię. Po prostu bądź dla niej oparciem. Jak na razie potrzebuje przyjaciela nie chłopaka. A kto wie, pewnego dnia może zmieni zdanie.- Kamil uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Dziękuję, chyba potrzebowałem o tym z kimś porozmawiać.
-Zawsze do usług.- odparłam, uśmiechając się szeroko.
-Czy mogę cię uściskać, tak po przyjacielsku?- zapytał, patrząc na mnie jak dziecko.
-Oczywiście.- zaśmiałam się i przytuliłam go. Po kilku sekundach powiedziałam.- Bardzo mi miło, ale muszę iść na wykład, więc gdybyś mnie puścił...- Kamil zaśmiał się i rozluźnił uścisk.
-Jasne. Leć się uczyć. I... Jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co. Od tego są przyjaciele, nie?
-Dokładnie.
-I pamiętaj, zawsze do usług.- powtórzyłam i żwawym krokiem ruszyłam w stronę uniwersytetu. Kiedy odjeżdżałam z Domi swoje rzeczy powierzyłam Eli i teraz muszę ją znaleźć zanim wrócę na zajęcia. Tylko że nie mam pojęcia, gdzie ją znaleźć. Postanowiłam sprawdzić w miejscu, gdzie spędza najwięcej czasu. W redakcji. Obrałam odpowiednią drogę i skierowałam się w stronę niebieskich drzwi prowadzących do krainy papieru, wiadomości, plotek i seriali gdzie królowały zapachy druku i kleju.
-Hej! Patrycja!- usłyszałam za sobą. Zatrzymałam się i odwróciłam. W moją stronę szybkim krokiem zmierzał Jacob. Jak na razie postanowiłam mu wybaczyć. Może działam w stosunku do niego zbyt pochopnie, ale rozmowa z tym dziwnym mężczyzną w parku, zmieniła nieco moje spojrzenie na tą sytuację. Dlatego gdy podszedł bliżej uśmiechnęłam się, co zbiło go nieco z tropu.
-Hej.- powiedziałam.- Coś się stało?
-Nie.- odparł po chwili.- Chciałem się tylko dowiedzieć co z twoją przyjaciółką... Dominika, tak? Podobno zemdlała dzisiaj i została zabrana do szpitala.
-Tak, ale na szczęście to nic poważnego.- ruszyłam powoli, a Jacob szedł tuż obok mnie.- Na razie zostaje na obserwacji i po południu jedziemy z Melką ją odwiedzić. Słuchaj, jestem teraz trochę zajęta i jeśli się nie pospieszę nie zdążę na wykład, a i tak ostatnio nieco zawalam z nauką, więc jeśli nie masz do mnie żadnej sprawy, pozwól że się oddalę.
-W sumie to mam sprawę...
-Jaką?- zapytałam.
-Czy pomiędzy szkołą a odwiedzeniem przyjaciółki znajdziesz dla mnie trochę czasu? Chciałbym porozmawiać z tobą, na spokojnie, bez pośpiechu i świadków.
-Czemu bez świadków?
-Ostatnio przez naszą rozmowę, prawie nie rozbiłem twojego związku i nie chciałbym, aby nasza znajomość w jakikolwiek sposób psuła twoje życie.
-To miłe, że się o to martwisz...
-Nie byłbym prawdziwym przyjacielem, gdybym chciał zniszczyć ci życie.
-Nie jesteśmy przyjaciółmi. Już nie.- powiedziałam pochmurniejąc.
-To prawda, nie jesteśmy. Ale chyba możemy spróbować być nimi jeszcze raz?
-Żebyś znowu zniknął bez wieści?- Jakub nic na to nie odpowiedział. Razem doszliśmy na miejsce, przez resztę drogi nic nie mówiąc.
-To ja już nie będę ci przeszkadzał...- powiedział i zaczął odchodzić. Zacisnęłam wargi, myśląc gorączkowo.
-Zaczekaj!- krzyknęłam za nim. Odwrócił się i spojrzał na mnie.- Dzisiaj o 20 w Rose Garden. Stolik przy którym spotkaliśmy się pierwszy raz.- Uśmiechnął się do mnie szeroko, na co sama się uśmiechnęłam. Patrzeliśmy przez kilka sekund na siebie, aż odwróciłam wzrok i zapukałam w słynne niebieskie drzwi.
-Proszę!- dobiegło ze środka, więc weszłam do środka. Światła były przyciemnione i wszędzie stały jakieś rzeźby i figurki. Muszę dodać, że połowa redakcji uczęszcza na zajęcia z rzeźby, więc to pewnie ich dzieło. Wszędzie walało się pełno papierów. Na przeciwko wejścia była wielka tablica korkowa, oczywiście cała wypełniona. W rogu stał mały telewizor z którego jakiś mężczyzna powtarzał w kółko: Don't blink. Don't even blink. Blink and you dead. They are fast. Faster then you can belive. Don't turn your back. Don't look away. And don't blink...  Good luck.* Jest to dość... przerażające. Szczególnie jeśli wokół ciebie stoi pełno figur. Postanowiłam go zignorować i skupiłam na jedynym porządnie oświetlonym miejscu. Na stole, który stał na środku pomieszczenia, a obok niego na krześle siedziała Eli. Przez cały ten czas przyglądała mi się bacznie.
-To jeden z moich ulubionych fragmentów.- powiedziała uśmiechając się do swoich myśli.
-Nad czym teraz pracujesz?- zapytałam podchodząc do stołu i nachylając się nad nim.
-Muszę napisać artykuł o imprezie halloweenowej. Tylko, że nie chcę aby to brzmiało jak sprawozdanie. Nie mam pojęcia jak to zrobić.- spojrzała na papiery porozwalane po całym pomieszczeniu i oparła głowę o stół. Zerknęłam w tym czasie na zegarek. Za 10 minut mam wykład.
-Słuchaj...- zaczęłam.- Chętnie bym ci pomogła, jednak muszę się śpieszyć. Mogę odzyskać torbę?
-Jasne, leży obok drzwi.- odpowiedziała nie podnoszą głowy.
-Dzięki i... powodzenia.- powiedziałam na odchodnym. Chwyciłam swoją torbę i jak najszybciej ulotniłam się stamtąd. Słońce oślepiło mnie swoją jasnością. Chwilę przyzwyczajałam się do światła, po czym ruszyłam w stronę sali 115.
***
To był jeden z nudniejszych dni. Na wykładach nie dowiedziałam się nic nowego i ledwo opanowałam się przed zaśnięciem. Ale liczy się obecność. Jako że zrobiło się dość zimno ruszyłam do pokoju, aby ubrać cieplejszą kurtkę. Jakby nie było to już listopad. Właśnie. Listopad. Przydałoby się odwiedzić cmentarz... Z takimi myślami dotarłam do akademika. Wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi, weszłam po schodach prosto do pokoju, w chwili gdy chciałam otworzyć drzwi, usłyszałam przyciszone głosy. To na pewno była Amelka i ktoś jeszcze... Kamil? Zastanowiłam się co robić. Nie chciałam im przeszkadzać, a równocześnie czułam, że zaraz zamarznę. Z braku lepszego pomysłu wyciągnęłam z torby kartkę i długopis, zapisałam gdzie idę i wsunęłam ją cicho pod drzwiami. Odetchnęłam głęboko i mocniej wtuliłam się w płaszcz, który miałam na sobie. Aby ogrzać się choć trochę postanowiłam nie korzystać z autobusu tylko pójść na piechotę... Co okazało się okropnym pomysłem. Gdy wreszcie dotarłam na miejsce, byłam jak bryła lodu. Przez większość czasu stałam na światłach, przez co w ogóle nie czułam swoich nóg. Ale przynajmniej byłam na miejscu. A dokładniej w szpitalu. Swoje kroki od razu skierowałam do automatu z kawą. Wrzuciłam drobne, wybrałam starą, dobrą czarną kawę z mlekiem i czekałam cierpliwie na napój. Gdy ten był gotowy wyciągnęłam kubek i pijąc drobnymi łyczkami, ruszyłam w stronę informacji.
-Dzień dobry.- odezwałam się. Miałam przed sobą kobietę po 50. z rudą trwałą na głowie. Zignorowała mnie.- Dzień dobry.- powtórzyłam nieco głośniej. Udało mi się zostać zauważoną przez kobietę, ponieważ przeniosła na mnie leniwy wzrok i zapytała:
-Czego?
-W jakiej sali leży Dominika Holin? Została przywieziona dzisiaj rano i...
-Chwileczkę.- przerwała mi kobieta i skupiła swój wzrok na ekranie. Po kilku chwila zapytała.- Jak nazwisko?
-Holin.- coś poklikała na klawiaturze, popatrzyła.
-Nie mam nikogo takiego. Na tym oddziale jej nie ma.
-Jak to nie ma? Musi być. Mogłaby pani sprawdzić jeszcze raz?- zapytałam z nadzieją.
-Nie ma to nie ma. W tych internetach- miała na myśli bazę danych- są wszyscy pacjenci, więc jeśli jej nie ma, to znaczy, że nie ma jej tutaj.- Westchnęłam zirytowana.
-A czy mogę posprawdzać w pokojach?
-A rób co chcesz, tylko idź sobie wreszcie. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.- odchodząc kątem oka zauważyłam jak kobieta otwiera okienko pasjansa. Taaak, ważniejsze sprawy. Nie mam pojęcia co robić, chociaż... ruszyłam w stronę pokoju, gdzie ostatnio była Domi. To był, o dziwo, dobry pomysł. Tak dla odmiany. Uchyliłam lekko drzwi i ujrzałam trzy osoby. Była to sala 6-osobowa jednak tylko cztery były zaścielone, w tym dwa puste. Na pozostałych była jakaś dziewczyna i Dominika. Między ich łóżkami, bokiem do mnie, siedział chłopak. Cała trójka śmiała się z czegoś. Otworzyłam szerzej drzwi i uśmiechnięta weszłam do środka. Tego dnia poznałam Damiana i jego młodszą siostrę Monikę. Świetnie mi się z nimi rozmawiało. Po jakiejś godzinie przyszła Melka, szybko włączyła się do rozmowy i w bardzo szybkim tempie minęły nam kolejne dwie godziny. Co jakiś czas zerkałam na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Kiedy zobaczyłam, że jest już 19, postanowiłam wyjść. Wolałabym się nie spóźnić.
-Wybaczcie, ale ja już muszę iść. Mam jeszcze trochę nauki na jutro, sami rozumiecie.- wymyśliłam na bieżąco.- Miło było poznać.- uśmiechnęłam się do Damiana i Moniki po czym chwyciłam kurtkę i wyszłam. Na korytarzu zarzuciłam ją na siebie i skierowałam się do wyjścia. Tym razem pojadę autobusem.
***
Kiedy dotarłam na miejscu już na mnie czekał. Zatrzymałam się w pół kroku. Czy na pewno dobrze robię? Może powinnam zawrócić? Jeszcze mnie nie zauważył... Dokładnie w tym momencie Jakub obrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Teraz nie mam wyboru. Z lekko wymuszonym uśmiechem usiadłam po przeciwnej stronie stolika. Nie zdążyłam się odezwać, gdy już obok nas stała kelnerka.
-Co podać?- zapytała.
-Dwa razy gorąca czekolada z bitą śmietaną.- powiedział szybko Jakub.- I dwie szarlotki.- Kiedy zostaliśmy sami spojrzałam na niego pytająco.
-Skąd wiedziałeś co chcę?
-Po prostu miałem nadzieję, że przez te kilka lat nie zmieniłaś swojego gustu, jeśli chodzi o słodkości.- uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja po prostu nie mogłam nie odwzajemnić mu uśmiechu. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu nie wiedząc co powiedzieć.
-Ostatnio- zaczęłam.- Całkiem sporo dzieje się w moim życiu. I ja... po prostu nie umiem tego poskładać. Ale wiem jedno- spojrzałam mu prosto w oczy.- Chcę byś był jednym z elementów mojego życia. Nie jestem pewna czy mogę ci zaufać, ale... mam nadzieję, że nie mylę się co do ciebie.- Chłopak zaniemówił z wrażenia. W między czasie przyniesiono nam nasze zamówienie. W końcu Jakub odzyskał głos.
-Obiecuję, nie zawiedziesz się. Tym razem nie zawalę sprawy.- Niepewnie chwycił moją rękę, która leżała na stole. Ne cofnęłam jej. Ukroiłam sobie kawałek ciasta i włożyłam do ust. Było przepyszne, więc uśmiechnęłam się do siebie.
-Nadal masz taki sam uśmiech.- powiedział cicho Jakub uważnie mi się przyglądając.
-Naprawdę?- zapytałam zdziwiona.
-Tak.- zaśmiał się.- Tak samo unosisz kąciki ust, tak samo tworzą ci się zmarszczki obok powiek. Wcale nie zmieniłaś się tak bardzo jak sądzisz.
-Ty też zbytnio się nie zmieniłeś. Nawet fryzurę masz tą samą.
-Wcale nie. Jest krótsza o pól centymetra.- zaśmialiśmy się równocześnie.
-Brakowało mi naszych rozmów.- przyznał szczerze.
-Mi też. Chociaż na początku cię nienawidziłam, brakowało mi cię.- Zamilkliśmy na chwilę czerpiąc przyjemność z samego przebywania razem.
-Wiesz muszę ci coś powiedzieć...- powiedział i potarł skórę za uchem. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
-O co chodzi?- zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
-Chodzi o mój wyjazd. Jak już wspomniałem szukałem kogoś...- nie dane mu było jednak skończyć. W jednej chwili był przede mną. W drugiej ktoś przytrzymywał go pod ścianą. Przez chwilę byłam zdezorientowana, ale rozpoznałam agresora... Piotrek.

-------------------------------
*Dla zainteresowanych: https://www.youtube.com/watch?v=jKXLkWrBo7o
Przepraszam Was, że tak długo to trwało, ale na zacięcie pisarskie nic nie poradzę. Tak więc przepraszam Was za to i mam nadzieję, że jednak opłaciło się tyle czekać :)
Kolejny rozdział należy do Clary.