czwartek, 23 października 2014

Rozdział 10

Siemaneczko ^.^
Wiem, że miałam dodać dawno. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, że byłam tak załamana (głupim żartem jak się okazało -_- ), że nie miałam chęci nic napisać. Ale liczę, że to nie jest jakiś wielki problem za który mnie zechcecie zabić ;p 
Mnie się za każdym razem jak to czytałam coraz gorszy wydawał. A czytałam chyba z 10 razy -_-
Mam nadzieję, że wam się spodoba :D 
----------------------------------------

        Otworzyłam swoje zaspane oczy, by zobaczyć skąd dochodzi hałas, który wyrwał mnie ze snu. Moja mała Elektra siedziała na przeciwko okna i warczała na odlatujące kukułki, które odlatując w pośpiechu zgubiły kilka piórek. Kiedy podeszłam je pozbierać. Ciepły wiaterek unosił złote liście pobliskiego dębu, a promyki wschodzącego słońca wpadały przez otwarte okno do pokoju akademickiego.
        Zadowolona z pogody spojrzałam na wyświetlacz komórki. Wskazywał dokładnie godzinę ósmą. *Czyli jest dość wcześnie, chociaż... Czy ja nie mam za kwadrans zajęć z genetyki?* Spojrzałam na plan zajęć i... Nie myliłam się. *Świetna organizacja Mel! W zeszłym tygodniu WCALE nie zaspałaś w ciągu pięciu dni sześć razy!!! Oby tak dalej!* Z prędkością światła wpadłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Umyta i wysuszona wróciłam do pokoju, w poszukiwaniu ubrań. Dlatego, że letnia aura utrzymała się zdecydowałam się na arbuzowe spodenki i białą, wiązaną z przodu bluzkę. Teraz znowu powróciłam do łazienki by zająć się makijażem. Fluid,... Puder,... Róż,... Kredka,... Tusz,... Owocowy błyszczyk i gotowa. Zapakowałam niezbędne rzeczy do torebki i już chciałam opuścić mieszkanie, kiedy przypomniałam sobie o czymś. Buty.
- Brawo Melka nie ma to jak wyjść bez obuwia! Tak Melka i jeszcze sobie gadaj z samą sobą - wróciłam się i w pośpiechu chwyciłam pierwszą czarną parę szpilek. Ubrałam je i zamykając drzwi na klucz szybko wyszłam z akademika. Dzień był wyjątkowy, a poranna rosa pięknie ozdabiała złote liście w parku. Na świeżym powietrzu nikogo nie było, więc postanowiłam przebiec się do uniwerku. *Chociaż wielu osobom wydaje się to pewnie niemożliwe, ale bieganie w wysokim obuwiu wcale nie jest takie złe. Zwłaszcza, jeśli jest się do tego przyzwyczajonym. Nawet uprawiając parkour mam obuwie na platformie. Nie wyobrażam sobie nosić np. balerinek. Ludzie pytają mnie, dlaczego tak kocham wysokie obuwiu. To, dlatego, że mam straszne kompleksy na punkcie mojego wzrostu. Zawsze jestem ta najniższa i dodając do tego moje rysy twarzy wyglądam młodziej niż jestem na prawdę. Dobra, skończmy użalać się nad moim dziecinnym wyglądem, no... Zachowaniem zresztą również, bo patrząc chociażby na wczorajszy dzień nie należę do zbyt "dorosłych" osób.*
        Moje myśli uciekły, kiedy stanęłam wreszcie przed drzwiami od sali wykładowej. Pan Zygiel na pewno nie będzie zadowolony z mojego spóźnienia. To człowiek ceniący punktualność. Cichutko weszłam do klasy i zajęłam miejsce koło Małgosi. Jest ona najstarsza z całej grupy, ponieważ po zdaniu matury miała 3 lata przerwy, które spędziła na kręceniu filmów, reklam, czy zdjęć do magazynów modowych. Mimo, że praca dość przyjemna ma swoją ciemną stronę. Gosia jest naprawdę przepiękna. Nie jest wygłodzona tak jak większość modelek, tylko szczupła. Jej głowę ozdabiają cudowne ogniste włosy. A za gęstą falą rzęs skrywają się czekoladowe oczy. Za wiecznie modnymi i gustownymi ubraniami skrywa się jednak zwyczajna dziewczyna. Niestety mało, kto o tym wie i często jest wyszydzana przez inne dziewczyny, które zazdroszczą jej piękna. Natomiast chłopacy boją się zagadać gdyż traktują ją jak osobę z wyższej półki, przy której nie mają szans zaistnieć. W przyszłości pragnie zostać ortodontą, natomiast ja weterynarią. Ale mimo dość różnych zawodów mamy wiele wspólnych zajęć tak jak to ma miejsce dzisiaj.
        Usiadłam koło niej i wymieniłyśmy ciche "cześć". Profesor cały czas siedział przed komputerem i klną pod nosem na powolność komputera. W końcu problemy techniczne zostały rozwiązane profesor zaczął czytał listę obecności.
- Samaras?... Wie ktoś czy zaszczyci nas swoją obecnością?
- Jestem obecna Psorku!
- O! Panna Amelia przybyła dziś punktualnie! Cóż to jakieś święto? - Słowa wykładowcy wywołały, że wszyscy ledwo powstrzymywali wybuch śmiechu. Zygiel nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- Dla mnie dziś jest ważna rocznica - mówiąc to uśmiechnęłam się delikatnie starając się, by wyszło to naturalnie.
- A cóż to za rocznica, jeśli wolno wiedzieć - dociekał profesor.
- Niestety nie wolno wiedzieć. Wystarczy, że ja wiem - wykładowca kiwnął tylko głową i wznowił czytanie listy obecności. Małgosia przyglądała mi się przez kilka sekund dość dokładnie zanim się odezwała:
- Co to za rocznica? Hm?
- Nie musisz wiedzieć... - *...Nikt nie musi...*
- Może nie muszę, ale chcę.
- Wiesz mi Gosia, ale... - Nie wiedziałam jak odwrócić jej zainteresowanie na coś innego, na szczęście z pomocą przyszedł Zygiel, który zaczął prowadzić już wykład.
- Dziewczęta pogadacie sobie na przerwie, a teraz słuchać, bo dzisiejszy temat jest naprawdę trudny do zrozumienia - Gosia usiadła prosto i z całą uwagę skoncentrowała na wykładzie. *Dzięki Zyguś, dzięki Ci.*- Pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko w stronę wykładowcy. Następnie moje myśli skierowały się do przeszłości. Dokładnie dziewięć lat temu... *Jechałam właśnie z matką na cmentarz, cieszyłam się z widoków październikowej panoramy i pięknej plaży po to by kilka minut później... Widzieć zmasakrowane ciało rodzicielki i śmierć. To wszystko przez tamtego mężczyznę. Niego i tą sarnę, którą wypuścił pod koła naszego wozu. Ja jako jedyna przeżyłam. Chociaż nie! Przeżyła jeszcze ta sarenka...*
        Jakimś trafem nie zauważyłam, kiedy wykład się zakończył i studenci szykowali się do wyjścia. Spojrzałam na kartkę w notesie. Wprawdzie pusta nie była, ale wątpię by delfin na tle zachodzącego słońca był tematem lekcji. *Znowu nie słuchałam wykładu, czyli muszę poprosić Gośkę o notatki.* Spakowałam się i pobiegłam do wyjścia. Na korytarzu czekała na mnie Małgosia z zeszytem w ręce.
- Niech zgadnę znowu nie słuchałaś wykładu i prosisz o notatki.
- Jeśli to nie będzie dla Ciebie żaden problem to chętnie skorzystam - Gosia podała mi zeszyt, który od razy zapakowałam do torebki. - I jeszcze jedno. Jestem aż tak przewidywalna?
- Nie trzeba być geniuszem by zobaczyć, jaka z ciebie jest niespokojna dusza.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
- Chyba niewiele! Wiesz? Zastanawiam, po co ty na te wykłady chodzi, skoro i tak się spóźniasz. A jak już jesteś to i tak nie słuchasz, co się dzieje wokół.
- Frekwencja Gosia, frekwencja. Wiesz jak to jest jak nie będziesz na iluś tam wykładów to nie zaliczysz semestru, nawet, jeśli będzie miała same najlepsze oceny.
- Racja zapomniałam. A tak zmieniając temat, gotowa na bal halloween'owy?
- Wiesz ostatnio trochę nie miałam do tego głowy, ale strój już jest zaprojektowany - mówiąc to wskazałam na notatnik. - Teraz muszę znaleźć czas na uszycie go.
- Będziesz szyła swój kostium?!
- Jasne nigdzie nie znajdę stroju takiego, jaki sobie wymyśliłam. Dlatego muszę sama sobie uszyć.
- Ty wogule umiesz szyć?
- Jasne! A poza tym to nie jest takie trudne, na jakie wygląda. Kilka falbanek, kolorowe koraliki, pasek frędzelek, parę piórek, barwne wstążki, trochę materiału i... Mam strój na bal! - Wzruszyłam tylko ramionami.
- Nieźle - powiedziała z uznaniem Gośka. - A pokażesz ten projekt? Proszę! Proszę! Proszę!
- Przykro mi to jest niespodzianka. Wiesz startuję do konkursu na najlepszy kostium, więc to musi być ściśle tajna tajemnica.
- W takim razie życzę powodzenia. A z kim idziesz?
- Eeee... Szczerze. Nikt mnie do tej pory nie zaprosił. Ale Bartek chętnie się ze mną wybierze. A jak twoje wdzianko?
- Nie idę. Przecież nikt nawet ze mną nie rozmawia, a co dopiero zaprosić na jakiś bal.
- Nie możesz nie iść! W końcu to bal! Och! Już wiem! Umówię Cię z kimś! - Powiedziałam rozradowana z szerokim uśmiechem na ustach.
- Tia, kto by mnie chciał? - Odpowiedziała ze smutkiem.
- Nie wierzę, że nikt nie wpadł Ci w oko.
- Nooo dobra, jest taki jeden, ale on skończył już studia. - Spojrzałam na dziewczynę pytającym wzrokiem. - Kojarzysz ten warsztat samochodowy na obrzeżach miasta?
- Wiem, o który chodzi... - *...w końcu tam pracuje Bart, Kuba i jeszcze kilku ich kolegów.*
- Jest tam taki przystojny brunet o głęboko czekoladowych oczach. Wesoły, zawsze uśmiechnięty, otwarty i taki słodziutki, a jednocześnie dojrzały i męski...
- I ma na imię Kuba - odpowiedziałam z bananem na ustach. Małgosia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Ale.... Jak?.. Skąd?... Wy się znacie?
- Od pieluszki i spokojnie umówię Cię z nim - mówiąc to szturchnęłam ją łokciem w bok.
- Dziękuje Mela! Choć tu ty cudotwórco!!! - dziewczyna uścisnęła mnie z całych swoich sił. Tylko niech mi nikt teraz nie mówi, że Gośka jest słaba.
- Dobra, też się cieszę tylko nie duś tak swojego cudotwórcy.
- Och wybacz. Dzięki jeszcze raz ogromnie. Ale teraz pędzę na kolejny wykład. Cześć!
- Cześć! - krzyknęłam do oddalającej się koleżanki. Śledziłam ją wzrokiem, aż nie zniknęła na klatce schodowej. Odwróciłam się w stronę wyjścia i raźnym krokiem opuściłam budynek. Na dzisiaj koniec wykładów. Całe szczęście, bo oznacza to, że nie będę musiała rezygnować z próby, by odwiedzić dzisiaj bliską mi osobę.
        Kiedy wróciłam do pokoju akademickiego nakarmiłam i zadbałam o higienę psinki. Następnie zajęłam się przepisywaniem notatek i nauką. Nie musiałam długo powtarzać, bo mimo zapewnień wykładowcy lekcja nie wydawała się trudna. Zadowolona spakowałam zeszyt Gosi do torebki. Teraz musiałam posprzątać bajzel jaki zostawiłam poprzedniego dnia. Odłożyłam na bok moją ulubioną biało-czarną sukienkę w kratkę sięgającą połowy ud i szare szpileczki. Resztę ciuchów po wyczyszczeniu z sierści, poukładałam w szafie. Odkurzyłam jeszcze dywan i starłam kurz z półek zanim zajęłam się pakowanie psich akcesoriów do torby. Kiedy skończyłam moja Elekra usiadła mi na kolanach, a ja wzięłam szczotkę i rozczesywałam jej długą sierść. Niebieską kokardeczką spięłam włoski na czubku głowy, a kilka za długich kosmyków potraktowałam nożyczkami. Miałam jeszcze pół godziny zanim Gosia skończy wykład i będę mogła oddać jej własność, ale postanowiłam jeszcze odwiedzić kawiarenkę i coś przekąsić, bo przez moje roztargnienie nie zjadłam śniadania, a było już po jedenastej. Dlatego postanowiłam wybrać się do naszej ulubionej kawiarenki Rose Garden. Zanim wyszłam spojrzałam na miśka leżącego koło łóżka. Od razu przypominał Fabian i to jak mi go ofiarował. Nie wiedzieć czemu pojawił mi się na ustach uśmiech. Nie zagłębiając się w to położyłam go na honorowym miejscu czyli na komódce, by był blisko mnie jak będę spać.
        Kiedy znalazłam się w kawiarence, usiadłam w na tarasie tam gdzie zawsze. Wyjęłam z torebki komórkę i zauważyłam dwie nieodebrane wiadomości. Byli to chłopacy z kapeli. Z rana miała, być próba, ale tak zapowiedziałam im wcześniej, nie zjawiłam się na niej. Schowałam telefon do torebki i poczułam mokre dłonie na moich oczach.
- Zgadnij kto to - usłyszałam przy uchu głos Fabiana. Postanowiłam się z niego po naśmiewać. Jak zawsze z resztą.
- Eeee... Domi???
- Źle.
- Hmmm... Pati???
- Nie.
- ...Eli???
- Jestem facetem - w głosie usłyszałam lekką irytację
- Kuba???
- Błąd.
- Bartuś?
- Pudło - powiedział przez zaciśnięte zęby. Chyba udaje mi się go zdenerwować
- Chyba nie Kamil?
- Cholera!!!
- Cholera??? Fabian!!! - chłopak zdjął z moich oczu ręce. - Jakbyś mi nie podpowiedział to, bym nigdy nie zgadła. - powiedziałam wyciągając w niego język.
- Bardzo zabawne - usiadł na przeciwko mnie z kwaśną miną.
- Wiesz, że nieładnie to tak mnie okłamywać - pogroziłam palcem.
- O co Ci chodzi?
- Powiedziałeś, że jesteś facetem. Haha.
- Pff. Widać, że humorek Ci dzisiaj dopisuje.
- Jak mam się z kogo nabijać to jasne, że dopisuje - Do stolika podszedł kelner i zapytał się co podać mrugając do mnie okiem. Fabian zgromił go wzrokiem, po czym oboje zamówiłam wyborne naleśniki z serem polane sosem klonowym, oraz udekorowane bitą śmietaną i kawałkami owoców cytrusowych, cappuccino. Kiedy kelner zniknął w głębi kawiarenki przyjrzałam się chłopakowi. Co mnie zdziwiło miał mokre włosy, jakby przed chwilą wyszedł spod prysznica.
- Fabiś ktoś Ci zrobił płukanko w toalecie - mówiąc to ledwo powstrzymywałam wybuch śmiechu.
- Nie, ale jeśli ty chcesz to chętnie Ci załatwię za te wszystkie teksty. Tak się zastanawiam czy wszystkim tak pociskasz.
- Tylko tym których naprawdę lubię - *Czekaj! co ja właśnie powiedziałam?*
- Czyli to znaczy, że mnie lubisz - powiedział czarująco chłopak.
- Interpretuj to jak chcesz - wzruszyłam ramionami i starałam się nie spalić buraka... Coś mi chyba kiepsko wyszło xd - A tak na serio to czemu masz mokre włosy?
- Byłem na basenie. Czasami lubię sobie popływać.
- I pooglądać panienki w skąpych strojach bikini?
- Wiesz, że tam same babki z otyłością 12 stopnia chodzą! Jak taka jedna wejdzie to normalnie cała woda z basenu wypływa. Nie wiem jak one się normalnie poruszają, bo w wodzie to niczym hipopotamy wyglądają - użalał się chłopak.
- Oj biedaczek mój, biedaczek i na pewno w dwuczęściowych chodzą?
- Jakby jeszcze dobrze były stroje dopasowane, to bym pewnie jeszcze przeżył. Ale nie! One muszą się zmieścić w stroju sprzed 30 lat - wybuchnęłam śmiechem jak wyobraziłam sobie to co chłopak musiał przechodzić.
- Dobra, zmieńmy temat, bo mój brzuch zaraz nie wytrzymam. Haha! - w tym momencie pojawił się kelner z naszym zamówieniem.
- Jak wolisz. To jak Ci się podobało wczoraj?
- Z każdą chwilą bawiłam się coraz lepiej. A i jeszcze raz dzięki za misiaczka.
- Proszę.
- A jak Tobie podobał się makijaż - *wścieknie się, wcieknie się*
- Masz talent artystyczny, trochę się męczyłem z zmyciem tego, ale miałem też wiele śmiechu - *Ale jak on może być taki spokojny i radosny miał być ZŁY, to nie sprawiedliwe* - Szczerze po tym jak się upiłem to niewiele pamiętam możesz mi przypomnieć?
- Jasne. Było to mniej więcej tak. Jak poszliśmy do klubu go-go, zaczęliśmy sobie pić różne drinki, aż zaczęliśmy się kłócić kto ma silniejszą głowę do alkoholu. Po trzech kieliszkach najmocniejszego napitku ledwo się trzymałeś na krześle, a ja wypiłam pięć i byłam w stanie jeszcze Cię dotachać śpiącego do mieszkania.
- Nie pamiętam tego...
- Byłeś już pijany jak to mówiłeś więc się nie dziwię. Przegrany miał postawić obiad drugiej osobie - powiedziałam ukazując białe ząbki. - Ale będę miała obaw jak się inni dowiedzą.
- Nie zrobisz tego - powiedział pewny siebie chłopak. Uśmiechnęłam się chytrze na co chłopakowi zrzedła mina. - Czego chcesz za milczenie?
- Jeszcze pomyślę co bym chciała - włączyłam tryb słodkiego i uwodzicielskiego głosu.
- Szyli będziesz mnie miała cały czas w szachu?
- Dokładnie Fabiś.
- Jestem Fabian zrozumiano?
- Dobrze Fabiś.
- Nie nauczysz się?
- Nie Fabisiu.
- Pff. Ja niedługo mam zajęcie więc idę zapłacić i znikam - *Haha nie wieże że się nabrał na tan stary numer.*
- Czekaj pójdę z Tobą. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - chłopak kiwną głową i po tym jak chłopak zapłacił (za mnie i za siebie) ruszyliśmy do akademika. Po drodze wygłupialiśmy się, ale wydawał mi się inny niż wczoraj. Jakby o coś mnie podejrzewał. Jakby chciał wejść w mój umysł i coś znaleźć. Ale co? To pytanie nie dawało mi spokoju. W końcu się pożegnaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę. Gośkę znalazłam szybko, po czym równie szybko zmyłam się na dworzec kolejowy. Kupiłam bilet do Mszany Dolnej i nie czekałam nawet 5 minut kiedy z głośników usłyszałam głos kobiety zapowiadającej, że mój pociąg czeka na peronie 4. Od razu się tam udałam i kiedy pociąg wjechał na stację weszłam do środka. Zajęłam miejsce w ostatnim wagonie zaraz przy oknie. Jadąc podziwiałam nowoczesne budynki jak i piękno przyrody. Opuszczając Kraków, do przedziału zawitał młody, przystojny konduktor na oko dwadzieścia parę lat i po kolei sprawdzał bilety pasażerom. Wyjęłam swój bilet oraz legitymację studencką i podałam mu kiedy do mnie podszedł. Sprawdził legitkę, skasował bilet, po czym oddał mi wszystko i gry skasował wszystkie bilety wrócił do lokomotywy. Na jednej z stacji koło mnie usiadła młoda kobieta z kilkuletnią córeczką. Mała cały czas wierciła się i marudziła, a matka z kiepskim skutkiem próbowała ją uspokoić. Przerwałam na chwilę szkicowanie wsłuchiwałam się w rozmowę.
- Ale mamusiu mi się nudzi - powiedziała z podkówką na twarzy.
- Za godzinkę będziemy u babci, więc uspokój się siedź grzecznie, bo Cię tak coś w niebieskich włosach weźmie. - *Miło ta kobietka nie ma co!*
- Ale co ja mam robić?
- Ola po prostu zajmij się sobą. Mnie głowa boli i mam mnóstwo spraw na głowie, a nie tylko słuchać Twoich użalań.
- Ale...
- Nie zawracaj mi głowy! - powiedziała stanowczo kobieta i wróciła do pisania wiadomości. Dziewczynka bardzo się zasmuciła, dlatego postanowiłam jej umilić podróż.
- Olu, nie smuć się można robić tyle ciekawych rzeczy jadąc pociągiem!
- Co na przykład? - powiedziała z ożywieniem.
- Możesz na przykład coś narysować. Lubisz rysować?
- Bardzo, ale nie mam kartek ani kredek.
- Ale ja mam - mówiąc to podałam jej swój blok i otworzyłam na pustej stronie. Następnie wyciągnęłam kolorowe kredki. Dziewczynka z przyjemnością rysowała obrazek. Jak na kilkulatkę rysowała naprawdę pięknie.
- Dziękuje bardzo - odpowiedziała dziewczynka z iskierkami w jej zielonych oczkach. - Ten rysunek jest dla pani.
- Mów mi Mela i na pewno nie chcesz zostawić sobie tego pięknego rysunku i powiesić na lodówce?
- Nie to prezent dla pa... Meli za to, że pozwoliłaś mi sobie porysować - *Dzieci są takie słodkie.* - Na rysunku jestem ja, moja kotka Kremówka i papużka Pipi.
- Naprawdę jestem zachwycona. Masz prawdziwy talent artystyczny. A kochasz Kremówkę i Pipi?
- Bardzo! Ja kocham wszystkie zwierzątka. Moja babia ma dwa malutkie pieski i zawsze jak przyjeżdżam to je głaszcze i one to bardzo lubią - mówiła uśmiechając się od ucha do ucha.
- Ja mam teraz ze sobą małego pieska. Chcesz się z nim pobawić?
- Bardzo chcę! - podniosłam yorka i położyłam koło dziewczynki - Jak ma na imię?
- Elekra. I wiesz bardzo lubi jak ją się za uszkiem głaszcze - dziewczynka najpierw nieśmiało, a później z wielką przyjemnością drapała suczkę za uszkiem. Ta oddalała się pieszczotom i kiedy tylko Ola przestała na chwilę, od razu okazywało swoje niezadowolenie z tego powodu. Z przyjemnością spoglądałam na tę scenę.

        Kiedy spoglądałam na tą małą dziewczynką przypomniały mi się radosne chwile spędzone z kochającą rodziną. Miałam wszystko czego do szczęścia potrzeba. Czułam się wtedy jak w bajce. W której grałam rolę księżniczki. Nie musiałam robić praktycznie nic. Jedynymi problemami było to co będziemy się danego dnia bawić i psocić. Moje dzieciństwo było niczym wyjęte z obrazka. Opiekuńczy ojciec który był niczym Święty Mikołaj i spełniał wszystkie życzenia. Kochająca matka która zawsze znajdowała dla mnie czas. Dziadkowie których mogłam w każdej chwili odwiedzić, piec pyszne ciasteczka i placki, jeździć na koniu łowić ryby, czy wysłuchiwać ciekawych historii opowiadanych wieczorem przy ognisku. Kuzynostwo przy których nie dało się choćby na moment stać bezczynnie. No i Bartek i Kuba z którymi na co dzień spędzałam każdą wolną chwilę na wygłupianiu się. 

***

        Mimo ciepłych promieni słonecznych na cmentarzu panował mrok. Drzewa gęsto rosnące między grobami pochłaniały większość światła. Pojedyncze zapalone znicze, stojące na pomnikach tworzyły tajemniczą aurę. Na ścieżce leżał złoto-czerwony dywan z liści. Były one wyschnięte, dlatego przy każdym kroku szeleściły cicho. Na drzewach siedziały czarne wrony kracząc ponuro. Wiele z grobów było zaniedbanych i obrośniętych wkoło wysokimi skrzypami, na pomnikach rósł zielony mech. Niegdyś złote napisy starł czas, a znicze leżały poprzewracane przez silniejsze podmuchy wiatru. Zboczyłam z głównej drogi i szłam między kamiennymi krzyżami. Czytałam wyryte na nich nazwiska, aż odnalazłam grób matki. Zrzuciłam z czarnego granity kilka liści topoli. Postawiłam na wolnym miejscu duży czerwony znicz w kształcie serca i od razu go zapaliłam. Usiadłam na ławeczce i obok mnie postawiłam torebkę, z której wyskoczyła psinka, pędząc w głąb lasu. Ja zostałam sama i zatopiłam się we wspomnieniach. Nie przesiedziałam tam w ciszy nawet dziesięciu minut, bo koło mnie staną Kuba.
- Długo tu siedzisz? - spytał siadając obok.
- Nie tak długo. Bartek mógł się zerwać z pracy?
- Trochę szef narzekał, ale się zgodził. Teraz kupuje przed cmentarzem kwiaty. Pewnie ma dylemat jaki kolor wiązanki kupić.
- Spróbuj z nim pójść na zakupy kupić ciuchy!
- Nie strasz! - jęknął Kuba.
- Wiesz, że to jedno z moich ulubionych zajęć - mówiąc to wyciągnęłam język.
- Nicpoń z Ciebie - chłopak potargał mi włosy.
- Ale i tak mnie kochasz - powiedziałam słodko.
- Prawda Melka - mówiąc to otoczył mnie ramieniem i zafundował całusa w czółko.
        Siedzieliśmy tak w milczeniu kilka minut zanim nie zauważyłam idącego w naszą stronę Barta. Chłopak po chwili znalazł się obok nas i położył wiązankę na płycie nagrobka. W tym samym momencie Kuba zapalał dwa nowe znicze które stanęły obok mojego. Wokoło zaległa cisza. Powiew wiatru nie miotał szeleszczącymi liśćmi, a wszystkie wrony zamarły w ciszy na gałęziach drzew. Zdawało się, że cały świat stanął w miejscu. Wskazówki zegara zamarły a wraz z nim cały świat, każde zwierzę i każdy pyłek. Tylko w mojej głowie szalała burza myśli. Wspomnienia przelatywały się z rzeczywistością i marzeniami. Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Różne emocje następowały po sobie z szybkością karabinu maszynowego. Smutek, poczucie bezpieczeństwa, radość, groza, miłość, załamanie... Moje serce dudniło ze zdwojoną mocą. Zdawało się to wszystko trać nieskończoność, ale zegar świata znów się uruchomił. Teraz było słychać ptactwo fruwające nad głowami i wydające ze swych dziobków ptasie głosy. Wiatr zamiatał opadłe liście tworząc cudowne malutkie wiry i pomagał listkom na drzewach oderwać się od gałęzi roślin. A kroki butów osób podążających, by odwiedzić zmarłą rodzinę i bliskich, rozchodziły się wkoło.
- Idziemy? - zapytał Bart.
- Tak, tylko jeszcze pójdę po Elekrę. Zaraz wracam - wstałam i ruszał w stronę gdzie ostatnio ją widziałam. Idąc miałam wrażenie że spaceruję nie po cmentarzu, a lesie. Wędrowałam po najstarszej części cmentarza. Spoczywające tu zwłoki miały ponad dwieście lat. Nikt nie dbał o to miejsce dlatego większość grobów było zniszczonych lub zapadło się. Idąc zdawało mi się, że coś się poruszyła, więc by lepiej widzieć weszłam na niewielki pagórek. Nie zauważyłam nic dziwnego i kiedy miałam już schodzić, ziemia się zapadła. Wydałam z siebie stłumiony krzyk przerażenia i dopiero po kilkunastu sekundach zdałam sobie sprawę z tego co się wydarzyło. Górka na której stanęłam okazała się być trumną, przysypaną niewielką ilością ziemi. Drewno z której była ona wykonana dawno już zamieniła się w próchno i kiedy weszłam na to, po prostu się zarwało, a noga zaklinowała się w desce. Zanim spróbowałam się wydostać, zostałam liźnięta w policzek. Elekra zaalarmowana moim krzykiem od razu zjawiła się koło mnie.
- MELA!!! Nic Ci nie jest!? - usłyszałam za sobą krzyk Kuby.
- Żyję! -odkrzyknęłam i próbowałam wydostać nogę. Kilka razy zahaczyłam o ostre wystające, kawałki drzewa, powodując powierzchowne rany. Kiedy wydostałam kończynę usłyszałam dyszenie chłopaków.
Kiedy tylko znaleźli się obok mnie pomogli mi w stać, a następnie Kuba zaofiarował, że zaniesie mnie na baranach do samochodu. Gdy znalazłam się wygodnie na plecach chłopaka odwróciłam się na trumnę do której wpadłam. Ujrzałam ciemną czaszkę. odwróciłam szybko wzrok i przytuliłam się do niosącego mnie Kuby. *Czy nie wystarczająco wycierpiałam w ciągu życia, że życie musi mi podkładać kolejne ludzkie szczątki?* Chłopacy szli w milczeniu, a mnie również nie kwapiło się do przerywania tej ciszy. Dopiero na parkingu odezwałam się.
- Bartusiu? Kupisz mi coś? Zgłodniałam.
- Ma być coś słodkiego rozumiem? - kiwnęłam twierdząco głową, na co on ruszył w stronę piekarni. Zostałam sama z Kubą który zajmował się dezynfekowaniem mojej nogi.
- Kuba? Mam do Ciebie taką prośbę, a właściwie propozycję nie do odrzucenia.
- Zamieniam się w słuch.
- Kojarzysz Gośkę, tą dziewczynę o ognistych włosach.
- Jasne. Opowiadałaś mi wiele o niej i w dodatku często widuję, ją w naszym warsztacie. A co z nią.
- Bo ona chce, byś się z nią wybrał na bal. I wiesz obiecałam jej, że się zgodzisz.
- Czemu nie! Daj mi jej numer to do niej zadzwonię.
- Iiiiii dzięki Kubuś! Jesteś kochany - mówią to obdarowałam go całuskiem u policzek.
- A ja mogę iść? - odwróciłam się i stał tam Bartek z reklamówką.
- Ty musisz! Ktoś musi mnie kryć. Bo jak już wcześniej wspominałam, muszę się na balu pojawić zarówno jako Mela jak i Marco.
- No tak wyleciało mi z głowy. Tylko trzeba będzie kostiumy przygotować.
- O nie!!! - rzekł stanowczo Kuba - Tak się nie będę bawić! Przebierzecie mnie za jakiegoś dziwoląga jak to było w zeszłym roku.
- Ale różowy jednorożec był śliczny - powiedziałam dziecinnym głosem.
- Ale to nie ty byłaś zadkiem tego osła - rzekł naburmuszony Kuba.
- Mela ma rację fajnie było.
- Zwłaszcza jak się upiliście do nieprzytomności i jednorożec zaczął sypać "pawiami" z paszczy i ogona. Buhahahaha. Tylko szkoda, że kostium poszedł do kosza.
- Trochę racja można było by go sprzedać za ładną sumkę, ale to nic. Wiecie późno się już robi więc trzeba się zbierać - kiwnęłam tylko głową na znak zgody i usiadłam wygodnie na tylnym siedzeniu. Przed nami jeszcze długa droga do Krakowa. Po drodze śmialiśmy się, wygłupialiśmy, śpiewaliśmy piosenki jakie leciały z radia mimo, że kompletnie nie znaliśmy słów piosenki. Ale to powodowało jeszcze więcej zabawy. Kiedy zgłodnieliśmy zjadaliśmy się pysznymi rogalikami. Godzina drogi minęła mi jak nigdy i nie zauważyłam kiedy stanęliśmy na parkingu przy akademiku. Pożegnałam się i ruszyłam do mieszkania.
        Została mi niecała godzina do zakupów z dziewczynami, a później jeszcze próba do późna w nocy. Z jednej strony bardzo się cieszyłam z faktu, że jestem w zespole, ale z drugiej strony ta codzienna, prawie godzinna praca nad makijażem, przebieraniem się i późniejsze udawanie chłopaka, było niekiedy męczące i denerwujące. Ale nie powiedziałam najważniejszego. Mogę się znacznie przybliżyć do chłopaków i pokazać stronę jakiej nie pokazałabym nikomu będąc dziewczyną. Kocham sport i kibicowanie piłkarzom, oraz różnego typu majsterkowanie. Wiele osób mi mówiło, że to rzeczy dla chłopaka, ale ja je lubię. Zwłaszcza ten dreszcz adrenaliny przy wykonywaniu różnych trudnych ewolucji w czasie uprawianie parkour. Ten moment kiedy wyskakując z dachu wyskakujesz i lecisz nad ulicami miasta. Człowiek czuje się wolny niczym ptak. Przyznaję brakuje mi tego. To jedna z niewielu rzeczy, za którymi tęsknię po skończeniu grania w zespole Serpente Nero...
        Poczułam na policzki kropelkę która spływa mi po policzku. Nie była to łza, a kropla deszczu. Z każdym krokiem padało coraz mocniej. Szłam, a woda coraz bardziej wsiąkała w materiał. Więc kiedy weszłam do akademika wyglądałam jakbym przed chwilą kąpała się w jeziorze. Zmoknięta weszłam do pokoju w którym Pati notowała coś w zeszycie. Przywitałam się i ruszyłam do łazienki. Byłam wykończona, a przede mną jeszcze zakupy i próba. W końcu już w piątek Halloween!

^.^ Afra ^.^

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 9

Szybkim pociągnięciem pędzla wydłużyłam rzęsy. Następnie zgrabnie pomalowałam usta na krwisty, czerwony kolor. Resztę makijażu miałam już na twarzy. Przejrzałam się w lustrze, zadowolone ze swojego wyglądu. Słyszałam, jak dziewczyny za drzwiami szukają ubrań odpowiednich na tą okazję. Razem z chłopakami z zespołu wybieraliśmy się do lunaparku. Niestety, Bartek, brat Domi, nie mógł z nami iść. Nie wiem, jakim cudem udaje mu się połączyć pracę z grą w kapeli. Także wybieramy się w siódemkę. Ja, Mela, Domi, Piotrek, Kacper, Fabian i Maciek. Całkiem niezły skład. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. To, co zobaczyłam całkiem mnie rozbawiło. Mela biegała od szafy do łóżka, na którym leżała cała sterta ubrań. Domi natomiast przymierzała każdą rzecz po kolei, nie mogąc się na nic zdecydować. Zaśmiałam się w duchu i podeszłam do swojej części szafy. Dzień był bardzo słoneczny i ciepły, jak na końcówkę września. Wybrałam więc biała koszulkę z obrazkiem dziewczyny, która miała taki sam kolor ust jak ja oraz czarne spodenki z wysokim stanem. Ubrałam się szybko i zabrałam się do wybierania dodatków. W międzyczasie zerknęłam szybko na zegarek. Chłopaki będą za jakieś 10 minut. Domi wybrała czarną bokserkę i czerwoną rozkloszowaną spódniczkę, a Mela założyła biała bokserkę i niebieskie spodenki, a do tego złote dodatki. Obie dziewczyny zajmowały się teraz robieniem makijażu. Ja w końcu zdecydowałam się na długi naszyjnik ze złotą sową i czarny zegarek. Nagle usłyszałam melodię K2 ft. Buka- 1 moment. Zamarłyśmy. Mela z tuszem przy oku, rozejrzała się po pokoju. Szybko zakręciła tubkę i rzuciła ją w głąb pokoju.
-Gdzie jest mój telefon?- zawołała. Przekopując się przez całą masę ubrań.- Dzwonią do Marco! Muszę to odebrać!- spojrzałyśmy na siebie z Domi. Jednocześnie zabrałyśmy się za szukanie komórki. Teraz ciuchy latały po całym pomieszczeniu.
-Mam!- krzyknęła Domi podnosząc się z podłogi.
-To dawaj!- odkrzyknęła Mela, chociaż stały kilka kroków od siebie. Telefon szybko powędrował do niebieskowłosej, która natychmiast wcisnęła zieloną słuchawkę.- Halo?- zapytała swoim normalnym głosem. Odkaszlnęła krótko.- Halo?- poprawiła głos na bardziej męski.- Rozumiem... Tak, z wielką chęcią, ale... Ale muszę się zająć młodszą kuzynką... Nie, nie może z nami iść, bo jest chora i dlatego muszę z nią zostać... Może następnym razem... Okej, na razie... Cześć.- Dziewczyna rozłączyła się i padła na łóżko.- Chłopaki chcieli, aby Marco poszedł z nimi do lunaparku... Znaczy z nami. Na szczęście udało mi się coś wymyślić.
-Kończ lepiej ten makijaż, bo chłopaki już przyszli.- powiedziałam wyglądając przez otwarte okno. Na dole widziałam chłopaków, którzy pomachali do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i odmachałam.
-Ile jeszcze?- wydarł się Fabian.
-Ile jeszcze?- zapytałam dziewczyn, odwracając się do nich.
-Ja nawet jeszcze dobrze nie zaczęłam makijażu! Daj mi 10 minut.- odpowiedziała Mela, rozkładając kosmetyki przed lustrem.
-Ja zaraz kończę. Muszę się jeszcze tylko spakować.- powiedziała Domi, malując usta. Odwróciłam się z powrotem do okna.
-Przynajmniej 10 minut! Jeszcze nie są gotowe!- krzyknęłam jak najgłośniej umiałam. Mam nadzieję, że usłyszeli mnie z tego trzeciego piętra. Najwyraźniej usłyszeli, bo przestali patrzyć w okno, a zajęli się rozmową. Wśród nich nie było jeszcze Maćka, ale on powiedział, że nieco się spóźni. Korzystając z tego, że nie patrzyli na mnie, zaczęłam intensywnie wpatrywać się w Piotrka. Nadal nie wierzę, że mnie zaprosił. To po prostu jak bajka. Przede wszystkim, dlatego, że wcześniej nie miałam chłopaka. A przynajmniej takiego, który nie udawał, że mnie lubi. Ach, jak ja go uwielbiam. Chociaż, na początku myślałam, że go nie polubię. Kiedy spojrzę na nasze pierwsze spotkanie z innej perspektywy, to w sumie wydaje się... sztuczny. Wtedy, jakby bał się, że ludzie nie polubią go takiego jakim jest.
-Gotowe!- powiedziała dość głośno Mela, odkładając szminkę. Sięgnęła jeszcze po kolorową torebkę i stanęła przy drzwiach. Zamknęłam solidnie okno i rozejrzałam się, czy niczego nie zapomniałyśmy. Nie zauważyłam niczego z wyjątkiem wielkiego bałaganu i Elektry rozłożonej na ubraniach Meli.
-Pati, idziesz wreszcie? Chłopaki nie będą przecież stali tam godzinę!- pośpieszyła mnie Domi. Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam za dziewczynami po schodach.
-Hej.- przywitałam się ze wszystkimi. Teraz wszyscy zaczęli witać się ze wszystkimi. Zrobił się dość spory harmider, ale po chwili został opanowany przez Melę, która wszystkich uciszyła przypominając o nadjeżdżającym autobusie. Ruszyliśmy na przystanek i kiedy do niego dotarliśmy, akurat przyjechał nasz pojazd. Zapakowaliśmy się wszyscy do środka i zajęliśmy miejsca. Chłopaki z Domi zaczęli dyskusję, na temat zbliżającego się dużymi krokami koncertu. Znudzona, wyjrzałam przez okno, mając nadzieję, zobaczyć coś interesującego. Przyglądałam się mijających nas samochodów, aż w końcu w oddali dojrzałam ogromną kolejkę górską i młota. Uśmiechnęłam się do siebie. Ach, już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła skorzystać z tych atrakcji. Wiem, pewnie tak nie wyglądam, ale uwielbiam sporty ekstremalne i wszystko co ma w sobie ryzyko. Wesołe miasteczko zbliżało się coraz bardziej. Nadszedł czas wysiadki, więc wstałam z miejsca. Wyglądając przez okno nie zauważyłam, że ktoś stał obok mnie i wpadłam na tego nieznajomego. Na szczęście, ani ja, ani ten ktoś nie wywrócił się. Spojrzałam na osobę, na którą wpadłam.
-Przepraszam, nie zauważyłam, że ktoś tu stoi.- powiedziałam widząc długie blond włosy. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i obie oniemiałyśmy. Z twarzy wyglądała dokładnie jak ja!
-Co?- odezwałam się jako pierwsza.- To... To jakiś żart?
-Pati idziemy!- powiedziała Mela, tuż nad moich uchem i pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Nie mogłam oderwać wzroku od nieznajomej.
-To nie żart!- krzyknęła blondyna.- Siostrzyczko...
-Co?- zdążyłam tylko wydusić przed zamknięciem się drzwi.
***
Przytuliłam się do małej blondyneczki, jednocześnie próbując wytrzeć jej łzy.
-Mamusiu. Czemu nie może z nami zostać?- zapytałam kobiety, stojącej obok nas. Patrzyła na nas obojętnym, zimnym wzrokiem.
-Koniec tego przedstawienia. Nie zamierzam tu sterczeć cały dzień.- Kobieta złapała mnie za ramię i odciągnęła od dziewczynki. Próbowałam się wyrwać, ale ucisk był za mocny. Po moich policzkach poleciały łzy. Nie chciałam się żegnać.
-Znajdę cię!- krzyknęłam.- Znajdę.
-Zamknij się!- zdenerwowała się kobieta, uderzając mnie otwartą dłonią w twarz. Zaczęłam głośno płakać, ale na niej nie zrobiło to żadnego wrażenia.- Uspokój się, albo powiem ojcu!- Pociągnęłam nosem próbując się uspokoić. Nie chce, żeby się dowiedział, że byłam niegrzeczna. Kobieta chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Tuż przed zamknięciem drzwi zobaczyłam, że dziewczynka do mnie macha. Podniosłam rękę i wtedy zniknęła mi z oczu.
To było moje ostatnie spotkanie z siostrą... Aż do teraz.
***
Byliśmy już na większości kolejek górskich. Teraz chłopaki strzelają do puszek, ale szczerze mówiąc, słabo im idzie. Wątpię, żeby udało im się coś wygrać. W tym czasie Mela skakała wokół nich, zaglądając przez ich ramiona, przeszkadzając i wyśmiewając, gdy któryś nie trafił. Ogólnie Mela zachowywała się dzisiaj jak mała dziewczynka. Nawet kupiła sobie takiego dużego, różowego lizaka. Chłopakom zostało po jednej kuli. Od tej jednej kuli zależało, czy dostaną nagrodę, czy nie. Maciek nie trafił, tak samo Kacper. Fabian przymierzał się, przymierzał i jest! Trafił! Mela pisnęła jak mała dziewczynka.
-Jaką nagrodę mi weźmiesz?- zapytała chłopaka, stając obok niego.
-A kto powiedział, że to Tobie dam swoją nagrodę?- odparł chłopak uśmiechając się figlarnie.
-Ja tak powiedziałam. A to wystarczy.- powiedziała dziewczyna, przybliżając się do niego.- To jak?- zapytała uwodzicielskim głosem. Chłopak wywrócił tylko oczami.
-No dobra. Wybierz sobie co chcesz.- poddał się Fabian.
-Dziękuję!- krzyknęła Mela i rzuciła mu się na szyję. Po chwili panowała się i odwróciła się w stronę sklepikarza.
-Proszę wybrać z drugiej półki.- odezwał się mężczyzna, pokazując konkretny regał. Niebiesko włosa patrzyła, patrzyła, aż w końcu wybrała.
-Tego misia po proszę.- powiedziała, wskazując na pluszaka. Sprzedawca podał go Meli, a ta przytuliła go do siebie. Był to biały miś z przewiązaną niebieską wstążeczką. Melka rozluźniła uchwyt i szybko cmoknęła Fabiana w policzek. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, ale ona z udawanym zainteresowaniem patrzyła na ceny konkretnych atrakcji. Nagle usłyszałam huk wystrzału, zdziwiona spojrzałam w stronę strzelnicy. Ujrzałam tylko dym ulatniający się ze strzelby, którą trzymał Piotrek.
-Jeszcze była moja kolej.- powiedział tylko.
-Brawo! Wygrał pan. Proszę wybrać nagrodę. Z tej samej półki co koleżanka.- rzekł sprzedawca. Piotrek pokazał na różowego słonia. Wziął go z rąk mężczyzny i podszedł do mnie z uśmiechem.
-Dla najpiękniejszej.- szepnął mi wprost do ucha, podając mi pluszaka. Zaśmiałam się cicho. Niemożliwe stawało się możliwe. Podniosłam wzrok i pocałowałam go w policzek. Wszyscy na nas patrzą, więc to nie jest dobry czas na coś większego.
-Dobra!- powiedziała Domi.- Mam ochotę pojeździć samochodami! Idziemy.- chwyciła Maćka i Kacpra pod rękę i poprowadziła do interesującej jej atrakcji.
-To kto jedzie?- zapytała Mela, wyjmując portfel.
-Nie bawi mnie taka dziecinada.- powiedział Kacper, wyjmując paczkę papierosów.- Wy się przejedźcie, a ja w tym czasie zapalę.
-Ok. Jak chcesz.- rzekła Domi, widocznie niezadowolona.- Żebyś mi potem nie narzekał.
-Uwierz mi. Nie będę.- Chłopak odpalił papierosa i zaciągnął się mocno. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. On miał naprawdę okropny charakter. Wszyscy, z wyjątkiem Kacpra, wsiedliśmy do kolorowych samochodzików. Zajęłam swoje miejsce i czekam na start. Gdy maszyna zaczęła pracować, rozpętało się piekło. Każdy obijał się o każdego. Kilka razy dostałam całkowicie niespodziewanie, przez co dostawałam ataków śmiechu. Kątem oka widziałam, jak Domi gania się z Maćkiem, a Mela ciągle atakowała Fabiana, śmiejąc się diabolicznie. Niestety, zabawa szybko się skończyła. Z bananami na ustach wyszliśmy z pojazdów i zeszliśmy na ziemię.
-To co teraz?- zapytał Kacper, który podszedł do nas.- To będzie chyba ostatnia atrakcja, bo niedługo zamykają.
-Hm...- zastanowiłam się i wtedy usłyszałam wesołe krzyki. Odwróciłam się i ujrzałam wielkiego, kręcącego się młota.- Tam! Idziemy tam!- zdecydowałam i ruszyłam w tamtym kierunku. Z tyłu usłyszałam tylko posłuszne kroki bez żadnego sprzeciwu. Ustawiliśmy się w kolejce, gdy zadzwonił telefon Domi. Zauważyłam jej lekkie zdenerwowanie.
-Zaraz wracam.- powiedziała szybko i odeszła kawałek. Mela zaczęła kłócić się z chłopakami odnośnie równouprawnienia. A dokładnie o ich przyjmowaniu wyłącznie chłopaków do zespołu. Ja w tym czasie uważnie obserwowałam Dominikę. Wyglądała na zdenerwowaną i mocno gestykulowała. Nie wiedziałam o co może chodzić. Domi w końcu rozłączyła się i podeszła do nas.
-Wybaczcie, ale ja już muszę iść, mam coś ważnego do zrobienia.- powiedziała na jednym oddechu dziewczyna.
-A nie możesz z nami zostać, chociaż na tą ostatnią atrakcję?- zapytała Mela przyjaciółki.
-Nie. Przykro mi. Maciek, idziesz ze mną?- zwróciła się do chłopaka Domi.
-Widocznie nie mam wyboru.- odparł chłopak, mimo wszystko uśmiechając się.
-Do jutra!- powiedziała Domi i odeszła razem z Maćkiem.
-Cześć!- powiedziałam, machając jej na odchodne. Zostaliśmy więc z piątkę. W końcu nadeszła nasza kolej. Zostawiliśmy pluszaki u operatora i zajęliśmy swoje miejsca. Siedziałam na samym początku, tak więc kiedy będę lecieć w dół widok będzie znakomity. Obok mnie usiadł Piotrek, choć wiem, że ma lęk wysokości. Uścisnęłam jego rękę i uśmiechnęłam się do niego. Nieśmiało odwzajemnił uśmiech i wtedy maszyna ruszyła. Rozpędzaliśmy się szybciej niż myślałam. Z moja gardła wydarł się krzyk, gdy na kilka sekund zawiśliśmy do góry nogami. Później, gdy już spadaliśmy śmiałam się na całego. Piotrek coraz bardziej ściskał moją rękę. Jazda skończyła się po jakiś 10 minutach. Z szerokim uśmiechem i z lekko miękkimi nogami zeszłam na ziemię. Stanęłam by trochę odetchnąć, gdy tuż obok mnie przebiegł Kacper. Zdziwiona patrzyłam na niego, ale gdy zgiął się przy krzakach, odwróciłam się zniesmaczona. Odebrałam pluszaka, poczekałam na resztę i usiedliśmy przy najbliższym stoliku, czekając aż Kacper wypróżni swój żołądek przez jamę ustną. Mówiąc krótko, skończy puszczać pawia. Po pięciu minutach dołączył do nas i oparł czoło o krawędź stołu.
-I po co było palić tą fajkę?- zapytała ironicznie Mela.
-Spadaj.- warknął.- Idę stąd.- powiedział, wyciągając kolejnego papierosa i od razu go zapalając.
-Oj, kiedyś cię to wykończy.- rzekł Fabian, kręcąc głową. Kacper wstał i bez słowa ruszył w swoją stronę.
-To co robimy?- zapytała Mela, patrząc na chłopaków.
-Ja bym poszedł do jakiegoś klubu i porządnie się napił.- powiedział Piotrek.- Bo tym, co dzisiaj tu przeżyłem jest to konieczne.
-Ja znam całkiem dobry klub.- powiedział Fabian ożywiając się.- To niedaleko.- Mela spojrzała na mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Dobra, idziemy. Tylko żeby naprawdę był niedaleko, a nie tak jak ostatnio.- powiedziała Amelia.
-Nie rozumiem o co ci chodzi!- oburzył się Fab.
-A może to, że twoje "niedaleko" oznaczało 10 km?!
-To wcale nie jest tak daleko!
-Na trzeźwo może i owszem, ale po pijaku dotarliśmy tam dopiero nad ranem, kiedy już zamknęli klub!
-To trzeba było tyle nie pić!
-Ja? To ciebie trzeba było prowadzić!
-Dobra, cisza!- odezwał się Piotrek.- Jak się teraz pokłócicie to nigdzie nie pójdziemy, a mnie porządnie suszy. Idziemy!- posłusznie wstaliśmy z miejsc i skierowaliśmy się do wyjścia z wesołego miasteczka. Fabian obrał kierunek i chcąc nie chcąc, musieliśmy iść za nim. Tym razem miał rację, przeszliśmy maksymalnie dwa kilometry, a to w sumie nie jest tak przeraźliwie dużo. Oczywiście, po drodze Amelia wkurzała Fabiana i nawzajem. Ci to nigdy się chyba nie dogadają. To co zobaczyłam na miejscu sprawiło, że miałam wielką ochotę iść piechotą do akademika.
-Zabrałeś nas do klubu go-go?- krzyknęłam na niego zdenerwowana.
-To jeden z najlepszych i jedyny klub w okolicy. Nic na to nie poradzę.- powiedział Fabian, podnosząc w obronie ręce. Warknęłam tylko na niego i spróbowałam się uspokoić.
-Wygląda na to, że nie mam innego wyboru.- powiedziałam zrezygnowana. Zostawiliśmy miśki w szatni i weszliśmy do środka. Udało nam się znaleźć wolny stolik, więc zajęliśmy go szybko. Chłopaki poszli zamówić drinki, a my rozsiadłyśmy się na wygodnej kanapie. Według tego co przeczytałam, teraz miał być występ "Niesamowitej Dagmary". Po chwili chłopaki wrócili z drinkami. Na scenie tańczyło kilka dziewczyn. Ze znudzeniem przyglądałam się im, sącząc pomału drinka. Nagle Mela szturchnęła mnie w ramię.
-Spójrz, kto tam siedzi.- powiedziała mi do ucha wskazując palcem przed siebie. Podniosłam wzrok i 3 stoliki przed nami ujrzałam Kacpra z jego grupą kumpli.- Wielki cierpiący.- Mela wywróciła oczami i umościła się w wygodnej pozycji. Ściszono muzykę, a ze sceny zeszły dziewczęta.
-Panie i, przede wszystkim, Panowie!- powiedział z głośników głos.- Zapraszam serdecznie na niezwykły, czarujący i seksowny występ naszej uroczej, Niesamowitej Dagmary!!!- rozległy się brawa, a na scenę wolnym krokiem weszła ona. Była ubrana w seksowną, czerwoną bieliznę z dużą ilością falbanek, miała też długi czarny płaszcz, a na głowie świecące rogi. W jej ręku zauważyłam bat. Rozpoczęło się przedstawienie. Dziewczyna poruszając się w rytm muzyki powoli rozchylała poły płaszcza, tak, że zjeżdżał bardzo wolno na ziemię. Och, zapomniałam wspomnieć, że miała na sobie czerwono-czarną maskę zasłaniającą jej pół twarzy. Dziewczyna podeszła do rury i zaczęła tańczyć na niej i obok niej. Nagle coś przykuło mój wzrok. A dokładniej tatuaż. Ptasie piórko na obojczyku. Dokładnie taki sam ma... Domi. Czy to możliwe, że to ona? Mówiła nam kiedyś, że pracuje w klubie ale... Zerknęłam na Melę, która wyglądała jakby doszła do tego samego wniosku, spojrzała na mnie i równocześnie kiwnęłyśmy głowami. Trzeba było zabrać stąd chłopaków, a przede wszystkim Kacpra, i to jak najszybciej. Delikatnie pociągnęłam Piotrka za rękaw.
-Chodźmy stąd.- szepnęłam mu do ucha, nachylając się nad nim.
-Daj spokój. Robi się coraz ciekawiej.- zignorował mnie chłopak. Mela w tym czasie wstała i ruszyła w stronę stolika Kacpra, robiąc nieco zamieszania. Domi spojrzała na nią i zatrzymała się na chwilę przestraszona. Jednak opanowała się szybko i tańczyła dalej, nie mogła wyjść z roli, bo inaczej pewnie dostałaby za to. Muszę się pośpieszyć. Przysunęłam się jeszcze bliżej chłopaka i znowu nachyliłam się do jego ucha.
-Chodźmy już. Proszę cię. Bardzo.- powiedziałam najseksowniej jak umiałam, czyli bardzo mało seksownie. Tym razem nawet mi nie odpowiedział, wpatrując się w scenę. Pewnie robią wielką głupotę mówiąc to, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.- A może...- zaczęłam, jeżdżąc palcami po jego klatce piersiowej. Przełknęłam ślinę, nie wierząc, że to robię.- A może chcesz, abym ja tak dla ciebie zatańczyła? Tylko zdecydowanie bliżej, bliżej niż ona i wyłącznie dla ciebie.- Chłopak odwrócił ku mnie głowę z iskierkami w oczach. Widocznie bardzo spodobał mu się ten pomysł.- Ale jest jeden warunek.
-Jaki?-zapytał szybko. Jego oczy pomału zjeżdżały z mojej twarzy, szukając dwóch okrągłości na mojej klatce piersiowej.
-Musimy wyjść. Teraz. Fabian i Kacper też muszą wyjść w tym momencie. Inaczej możesz o wszystkich zapomnieć.- Nie cierpię, kiedy oni się upijają, myślą wtedy tylko o jednym, ale za to łatwo nimi manipulować, bo myślą tylko o jednym. Piotrek wstał z miejsca i pociągnął za sobą Fabiana, który szedł bardzo niechętnie. Kątem oka widziałam, że Mela ciągnie za sobą Kacpra, a Domi wyraźnie się rozluźniła, widząc nasze wyjście. Odebraliśmy torby i pluszaki i wyszliśmy na zewnątrz, tuż przed wielkim finałem. Westchnęłam z ulgą i wyciągnęłam telefon z zamiarem wezwania taksówki. Nie udało mi się to, bo Piotrek zabrał mi go z ręki.
-Oddaj mi go! krzyknęłam na niego wściekła.
-Najpierw to, co mi obiecałaś.- powiedział z głupim uśmiechem chłopak.
-Jesteś pijany i nic nie będziesz pamiętał, na co ci więc to?- próbowałam przemówić mu do rozumu.
-W sumie...- zastanowił się.
-W sumie tak.- powiedziałam szybko i zanim się rozmyślił zabrałam swój telefon. Szybko wykręciłam numer i wezwałam taksówkę. Teraz tylko poczekać na przyjazd  odwieść chłopaków i jesteśmy w domku. Po 5 minutach Kacper wrócił do klubu. W sumie Domi i tak skończyła, więc może iść. Próbowałam trzymać się jak najdalej od Piotrka. W końcu nadjechała błogosławiona taksówka. Razem z Melą usiadłyśmy na przednim siedzeniu, a chłopaków położyłyśmy z tyłu. Kiedy byliśmy już w połowie drogi, odezwał się Piotrek:
-Pati... Patrycja, kocham cię. Kocham! Już od tego pierwszego cholernego dnia. Ale ty mnie nie kochasz. Czemu mnie nie kochass Pati? Czemu? Przecież tak się staram. A ty nic! Zero! Jak mozess mi to robić? Nawet o głupim pocałunku nie moge marzyć, nawet o tych pięknych, kształtnych...- W tym momencie przestałam słuchać. Zatkałam sobie uszy i patrzyłam prosto przed siebie. Nigdy nie wolno słuchać pijanych, bo gadają głupoty. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Mela zajęła się wyciąganiem chłopaków, a ja zapłaciłam za taksówkę. Zabrałam Piotrkowi klucze i ruszyliśmy do bram akademika. Na szczęście  weekendy wszystko jest otwarte, aby ledwo chodzący studenci mogli dostać się do środka.
-To kogo najpierw?- zapytałam Meli, poprawiając pozycję trzymania Piotrka.
-Rozdzielmy się, ja idę z Fabianem, ty z Piotrkiem.
-Dobra.- kiwnęłam głową i ruszyliśmy w dwie różne strony. Na moje szczęście Piotruś mieszkał na pierwszym piętrze i nie musiałam ciągać go za dużo. Wyciągnęłam klucze i wprowadziłam go do środka. Jednym niezbyt zgrabnym ruchem rzuciłam go na łóżko. Mieszkał w pokoju 2-osobowym, a jego współlokatorem był Kacper, którego jeszcze nie było. Ściągnęłam chłopakowi buty i zmęczona usiadłam na drugim łóżku, jednak coś nie dawało mi spokoju.
-Piotrek...- powiedziałam cicho.- Czemu myślisz, że cię nie kocham?
-Nie kocha mnie. Cały czas ignoruje. Ja już nie wiem, co robić. Byłem nachalny, odrzuciła mnie. Byłem nieśmiały, odrzuciła mnie. Byłem odważny, zignorowała mnie. Byłem romantyczny, i nico. Na nią nic nie działa... Stąd wiem, że mnie nie kocha. Ne kocha...
-Piotrek...- chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam głośne chrapanie. Dobry sposób na zakończenie rozmowy. Nie ma co. Wyszłam cicho z pokoju i zamknęłam drzwi. Klucz zostawiłam na komodzie, powinien znaleźć.


Afra:

        Z pijanym do nieprzytomności Fabianem i moim misiaczkiem szłam schodami na piąte piętro. Chłopaka do osób lekkich nie zaliczę. Dodatkowo nie pomagał mi w żaden sposób tylko spał. Jeszcze mi chrapał po drodze! *Oberwie mu się za to! Oj oberwie!* W końcu doczłapałam na najwyższe piętro i wyjęłam z jego kieszeni klucz. Spojrzałam na numer pokoju wypisany na plakietce. Niestety, kiedy to zrobiłam chłopak ześlizgnął mi się z ramienia i uderzył o podłogę. Fab cicho zajęczał z bólu.
- Upsss. Wybacz Fabian to nie było specjalnie – po czym podniosłam go i powlokłam pod drzwi pokoju. Ku mojemu zdziwieniu te okazały się otwarte, więc nogą przymknęłam je za sobą i położyłam chłopaka na jego łóżku. Zdjęłam jego tenisówki, spodnie i mocno zakrapiany alkoholem T-shirt. *Nie no, klate to ma ładnie wyrzeźbioną* pomyślałam, po czym wyjęłam z szafy coś, co mi przypominało piżamę nocną i założyłam na niego. Chwila i już Fab spał słodko jak grzeczny chłopczyk.
- Ładnie sobie poradziłaś. Musisz mieć dużą wprawę w przebieraniu pijanych chłopaków – zaśmiał się Kamil współlokator Fabiana.
- Powiedzmy, że miałam dwa manekiny do przebierania po każdej imprezie, więc jeśli były by kiedyś zawody to można mnie zgłosić – oboje cicho, by nie obudzić śpiocha, zaśmialiśmy się – Kamil mogę mieć prośbę?
- Jasne, o co chodzi?
- Jak Jutro się fabian jutro wstanie to powiedz, że mnie nie widziałeś. Oki?
- Nie rozumiem czemu, ale jeśli Ci zależy. Co zamierzasz zrobić?
- Patrz i ucz się – powiedziałam z szatańskim uśmiechem na ustach. Wyjęłam z torebki kilka nie znanych chłopakowi przedmiotów, czyli kosmetyków różnej maści i zaczęłam brunetowi malować twarz. Nie wiem ile mi to dokładnie zajęło, ale elekt był nieziemski. (Prawda, że słodki makijaż XD)
        Wyjęłam z torebki samoprzylepną kartkę i napisałam krótki liścik dla Fabiana. Przykleiłam ją w widocznym miejscu i zrobiłam kilka pamiątkowych fotek. Pożegnałam się z Kamilem i zabierając przytulankę wróciłam do swojego pokoju. Tam nakarmiłam psinkę, umyłam się i przebrałam. Na łóżko miałam pozostawioną uprzednio stertę ubrań. Niestety byłam tak wykończona dzisiejszym dniem, że nie miałam siły nic z tym bajzlem zrobić, dlatego położyłam się na ubrania i w doskonałym humorze zasnęłam czekając na spotkanie z Fabianem...


------------------------------------------------------------------------------
Slotkasasa: 
Siemanko ludzie! Na wstępie chce Was przeprosić, że tak długo nie było rozdziału, ale sami rozumienie szkoła, lekcji itp. ALE! Wczoraj usiadłam i cały dzień (bo miałam wolne :D) pisałam dla Was ten rozdział. Nawet Top Model nie oglądałam ;c Za to mam nadzieję, że jego długość przypadnie Wam do gustu xd Obiecuję, że postaram się, żeby te moje rozdziały były bardziej regularne. 
I jeszcze takie info odnośnie Brunetki. Blog będzie kontynuowany. Tego jestem pewna, bo to piękne zakończenie, które wymyśliłam nie może się zmarnować :D A tak na serio, to to co będzie w tym rozdziale, będzie wpływało na całą przyszłą akcję, dlatego muszę to porządnie przemyśleć.
Chciałabym podziękować Afrodycie za jej gościnny udział w tym rozdziale. Ah, ten makijaż xD
Do następnego rozdziału! :P

poniedziałek, 6 października 2014

I'm Sorry

Siemaneczko 
Nalezą wam się przeprosiny za brak rozdziału, ale już tak bywa, że nie zawsze jest czas, chęci i wena by móc pisać rozdziały D: Tak jest i teraz. Bardzo Was przepraszam w imieniu swoim i dziewczyn. Liczymy na przebaczenie z waszej strony i w ramach przeprosin zapraszamy do przeczytania jednego z moich dotychczasowych opowiadań :) Nie jest on w żaden sposób powiązany z opkiem o Pati, Domi i Meli, ale liczę, że wam się spodoba :D


I jeszcze jedno ważne wydarzenie! A nawet dwa :3 Wczoraj swoje urodziny miała Agata, a dzisiaj Aśka :3 Sto lat dziewczyny!!!
A tu taki mój wierszyk napisany z tej okazji :)
.







A teraz rozdzialik :)

      Dziewczyna cichutko weszła do domu, a właściwie do miejsca, gdzie "dom" ma tylko znaczenie budynku. Na paluszkach wchodziła do swojego pokoju, by tylko rodzice jej nie zauważyli. Właściwie to nigdy jej nie zauważali. Traktowali jak powietrze. Dla nich mogła po prostu nie istnieć. Ale istniała... Dziewczyna wyjęła z szafy już prawie wszystkie torby i schowała na podwórku pod świerkiem. Został już tylko plecak i... kot - jej jedyny przyjaciel. Na ubrania założyła piżamę nocną, zgasiła światło. Była to zbędna ostrożność, bo rodzice i tak nigdy nie wchodzili do jej pokoju bez potrzeby, ale Candy wolała nie ryzykować zdemaskowania. Wsłuchiwała się w odgłosy w salonie, które stały się coraz rzadsze. Gdy rodzice już na dobre spali, Candy leżała i czekała. Kiedy księżyc musnął światłem jej kręcone włosy spakowała swoją piżamę do plecaka. Następnie założyła buty i sweterek z kapturem, bo noce, nawet w sierpniu, bywały chłodne. Otworzyła okno i spojrzała na zroszoną trawę. Przywiązała do łóżka długą linę i powoli, by nie zrobić hałasu, opuszczała. Od kilku lat tak robiła, gdy chciała uciec od kłótni rodziców, więc miała w tym już sporą wprawę. Ale teraz to nie była jakaś tam ucieczka na pół nocy lub nawet całą, bo miała być ostatnia jej ucieczka... Ostatni rzut oka na pokój. Tyle złych wspomnień zostanie schowanych w tych czterech ścianach, ile bólu i cierpienia było tu w nią wymierzone... Koniec. To ma być koniec. One tu zostaną, a Candy nigdy nie wróci po nie... Założyła plecak, a pupila usadowiła w kapturze. Odpychając się ścian, puszczała się liny zrobionej ze skakanek. Wreszcie opadła na mokrą trawę... Wyciągnęła pozostałe ukryte tu walizki i ukrywając się za drzewami doszła do parku. Przechodziła alejką, potem przez most. O tak później porze wszystkie latarnie były wyłączone, ale księżyc na którego tak kochała spoglądać pomagał jej w wędrówce... W końcu doszła do przystani. Czekała na nią ciocia, na której mogła zawsze polegać. Titi zapakowała torby do łódki, a następnie pomogła wsiąść Candy. Czekały, aż na pomoście nie pojawił się barczysty mężczyzna. Bosmańskim krokiem wszedł do łódki i ruszyli w dół rzeki. 
      Candy rozglądała się po brzegach. Były takie czarujące. Wkrótce jej wzrok przeniósł się na szybujące ptaki, "one to miały dobrze" - rozmyślała - "kiedy chcą latają, kiedy chcą przenoszą się w nowe miejsca i nikt im tego nie zabroni, a..." - rozmyślania przerwała kotka szamocąca się w kapturze. Candy delikatnie wyjęła ją i położyła na kolanach. Spojrzała w lustro wody. Zobaczyła tam, prócz swojej blondwłosej czupryny, coś co zawsze jej towarzyszyło i poprawiało jej humor, gdy uciekała z domu prawie każdej nocy...
- Za 3 godziny znajdziemy się w porcie, stamtąd już prostą droga do Paryża - uśmiechnęła się do dziewczyny Titi.
- Przy takich wiatrach może i 2 razy szybciej - wesoło odparł marynarz.
- Dziękuje, za pomoc - odpowiedziała ledwo hamując łzy. Jednocześnie przypomniała sobie, że znajdzie się w nowej szkole, gdzie nikogo nie zna.
- Nie ma się co martwić - zagadnęła Titi widząc jej smutek - Mieszkam w przepięknym domku niedaleko parku gdzie będziesz mogła spacerować. Zobaczysz pokochasz to miejsce. Do szkoły też masz nie daleko, tylko 15 minut drogi. Pamiętaj również, że Borys pracuje w tej szkole więc na pewno wszystko się ułoży.
- Titi ma rację, zawsze będziesz mogła do mnie przyjść  jeśli będziesz miała jakieś wątpliwości. A poza tym w tej szkole jest dużo miłych osób. Na pewno z kimś się zaprzyjaźnisz - uśmiechnął się marynarz do młodej uciekinierki. Dziewczyna jak to miała w zwyczaju nic nie powiedziała, tylko się serdecznie uśmiechnęła, a jej błękitne oczy zalśniły, niczym czyste wody w księżycową noc...








Haha! Okłamałam was :P dostajecie dziś dwa fragmenty, bo mamy dwie jubilatki :P
ale ten fragment będzie już o innej bohaterce ;)


... Plan jest, ruszać można. No... Ale wcześniej się ubiorę, bo w bieliźnie za wiele nie zawojuję.
Ubrałam spodenki, tiszert, buty do biegania na małej platformie, a we włosy wsadziłam kilka wsuwek. Buty również dostałam od wujka, więc nie mogły być one takie zwykłe. W platformie butów miałam schowek gdzie ukryłam sprzęcik szpiegowski od wujka, gaz pieprzowy i chusteczki nasączone amoniakiem. Oki. Byłam gotowa tylko kluczyki, a i jeszcze nakarmię pupile.
      Dojechałam do domku mojej dalekiej znajomej i tam zostawiłam skuter. Następnie pomaszerowałam w głąb lasu. Jeszcze przed wschodem słońca dotarłam do domku i wlazłam na rozłożysty dąb, gdzie ulokowałam się i wyjęłam sprzęcik. Telefon Kasa nie zmienił pozycji. Dom w pierwszej chwili wyglądał na opuszczony. Ale 2 samochody i 6 herlejów nie potwierdzało tego. Przyglądałam się budynkowi i czekałam na rozwój wydarzeń. W końcu usłyszałam głosy z wnętrza domostwa, dlatego schowałam bajarek do buta i przyglądałam się z gałęzi drzewa. W drzwiach zobaczyłam trzech dryblasów z siniakami i plastrami na twarzy oraz... Niemożliwe Dake... Co on tu robi i to w towarzystwie tych gości? Stanęli i rozmawiali w końcu jeden z dryblasów wyjął ogromne klucze i pozbył się kłódki i razem weszli do jakieś piwnicy. Słyszałam tłuczenie się szkła, a niedługo potem cała czwórka wyszła i głośno się śmiała jednocześnie zamykając piwnicę na klucz i wrócili do domu. "Skoro tak ją pilnują to musi tam być, co, chcą za wszelką cenę ukryć. Bardzo podejrzane, będzie to pierwsze miejsce, które trzeba sprawdzić."
      Dake niedługo zbierał się do szkoły, a jeden z dryblasów pojechał gdzieś w stronę miasta. Kilka minut później pięć kolejnych osobników zabrało motory i wyruszyli w stronę pobliskiej dwupasmówki. Kontem oka zauważam na jeziorze jakiegoś mężczyznę, który łowił ryby na starej łódeczce. Był daleko i w dodatku odwrócony do mnie plecami, więc nie namyślając się wiele, bezszelestnie zeskoczyłam z drzewa. Podbiegam do domu o dziwo otwarte. Zaczęłam szukać kluczy. Wyjęłam sprzęcik i kątem oka spojrzałam na wyświetlacz czerwona kropka poruszała się, jakby miał ją Dake lub dryblas. *O nie, czyli Kas nie ma jej przy sobie. Jak ja go teraz znajdę? Racja przeciecz, od czego jest szkoła szpiegowska.* Obeszłam cały dom w 10 minut kluczy, ani widu, ani słychu *Pewnie ten na łódce ma klucze lub Ci, co wyjechali. Świetnie.* Cały dom już przeczesałam, więc poszłam do piwnicy. Zdawało mi się, że słyszę dźwięk łańcucha. Mocne zawiasy. Moje wsuwki nie dadzą rady otworzyć kłódki, bo ta jest wielkości głowy. Niech to szlak trafi i wysunęłam śrubokręt i zaczęłam odkręcać śruby. Bingo! Weszłam na dół widok był przerażający. Na kamiennej podłodze leżał K-K-a-a-a-s - nie mogłam się przestać jąkać. Leżał zmasakrowany w istnej kałuży krwi. Nie wiem na jak długo straciłam zdolność racjonalnego myślenia, ale kiedy ją odzyskałam podeszłam do chłopaka. Żył. Uff. Kamień spadł mi z serca. Chciałam już wstać, by pobiec do domu po jakieś opatrunki i wodę utlenioną, gdy oberwałam czymś ciężkim w głowę. Opadłam na posadkę i straciłam przytomność...


^.^ Afra ^.^